sobota, 12 kwietnia 2014

Chapter 27.

- Lucy, Lucy spokojnie. - Starałam się ją uspokoić - Lucy, oddychaj. Przestań płakać i powiedz mi co się dzieje. - Tłumaczyłam, tym samym wrzucając do torby pierwsze lepsze ubrania.
To nie mogło być coś mało ważnego. Nigdy nie słyszałam jej w takim stanie. Nigdy.
- Mel. - Jęknęła, wypuszczając drżący oddech - Mel, Brian jest w szpitalu. Nie mam pojęcia co się dzieje.
- Ale jak to?! Jak to w szpitalu?! - krzyknęłam, stając w bezruchu.
Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Co dzieje się wokół. Zwyczajna pustka.
- Lucy, ja już się zbieram. Będę za kilka godzin. Nie będziesz sama. Obiecuję ci to. Zobaczysz, że to pewnie nic poważnego. - Mówiłam szybko i nerwowo, zgarniając dłonią do torebki wszystko co leżało na stoliku.
Szybkim krokiem przeszłam do przedpokoju gdzie ubrałam buty i kurtkę, następnie wychodząc z mieszkania z prędkością światła.
- Lucy, rozmawiałaś z lekarzem?
- Nikt nie chce mi niczego powiedzieć. - Pociągnęła nosem, mówiąc już nieco spokojniej - Mel, nie chcę cię odciągać od pracy.
- Lucy, rodzina jest dla mnie najważniejsza i Harry bardzo dobrze o tym wie. Nie zostawię cię teraz samej.
- Dziękuję ci. Naprawdę nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
- A rodzice? Brad? Gdzie oni są?
- Razem ze mną w szpitalu. Ale oni nie dają rady. - Ponownie zaniosła się płaczem - Brad przestał się odzywać, mama nie potrafi się uspokoić, tata jest zmęczony. Nie chcę żeby im się jeszcze coś stało.
- Lucy, ja jestem już na lotnisku. Będę za kilka godzin. Obiecuję. - Szepnęłam następnie się rozłączając, gdy musiałam zapłacić za bilet. Przeszłam szybko przez odprawę i chodząc wzdłuż całego terminala w tę i z powrotem, czekałam na samolot.
Nie docierało do mnie to, co powiedziała mi Lucy.
Przecież wszystko tak dobrze szło. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Brian czuł się tak dobrze.
Usiadłam na jednym z krzeseł, chowając twarz w dłoniach i łapiąc głębokie oddechy, starając się uspokoić.
On musi z tego wyjść, cokolwiek to jest.
Po niecałej godzinie mój lot został wywołany przez co w te pędy ustawiłam się w kolejce, chcąc jak najszybciej dostać się na pokład.
W tym samym momencie przypomniałam sobie o Harry'm. Przecież on o niczym nie wie, a za dwie godziny wraca z Los Angeles.
Wyciągnęłam szybko telefon i wybrałam jego numer, wysyłając mu wiadomość, ponieważ to było pewne, że nie odbierze połączenia.
Przeszłam razem z resztą pasażerów przez pas, następnie wchodząc do samolotu, po drodze pokazując swój bilet.
Usiadłam pod oknem, na samym końcu pokładu, aby być jak najdalej od ludzi. Nie zależało mi w tym momencie na jakimkolwiek kontakcie.
Zapięłam pas i nie czekając na moment odlotu, oparłam głowę o szybę, po chwili głęboko zasypiając.

|DA| 

- Proszę pani. Halo. - Usłyszałam czyjeś szepty. Niechętnie otworzyłam oczy, napotykając na swojej drodze ciepłe spojrzenie - Jesteśmy już na miejscu.
Podniosłam się nieco, wyglądając za okno.
Byliśmy w Anglii.
- No tak. Racja. Dziękuję. - Uśmiechnęłam się niemrawo, następnie podnosząc się z miejsca.
Chwyciłam swoją torbę i ruszyłam od razu do wyjścia z lotniska.
Złapałam pierwszą lepszą taksówkę i podając adres szpitala wyciągnęłam telefon, gdzie widniały miliony nieodebranych połączeń.
Wszystkie od Harry'ego.
Wybrałam jego numer i przystawiłam komórkę do ucha, jednak za każdym razem powtarzał się ten sam komunikat.
Abonent jest tymczasowo niedostępny lub poza zasięgiem sieci.
Wrzuciłam zrezygnowana urządzenie do torebki, przecierając dłonią czoło.
To wszystko jest tak skomplikowane. Dlaczego życie nie może być prostsze? Łatwiejsze? Dlaczego wszystko nie może się układać tak jakbyśmy chcieli?
Zapłaciłam mężczyźnie i żegnając się z nim wysiadłam z samochodu, od razu ruszając do środka.
Już na samym wejściu zauważyłam Lucy, która siedziała skulona pod ścianą.
Szybko do niej podbiegłam, następnie klękając przed dziewczyną i chwytając jej dłonie.
- Będzie dobrze, słyszysz? Musi być.
Na moje słowa tylko przytaknęła, mocno się we mnie wtulając.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi sali, z której wyszedł znajomy mi lekarz. Od razu się podniosłam, patrząc na niego znacząco.
Westchnął skinąwszy głową na znak, że mogę wejść do chłopca.
Stawiałam niepewnie kroki na białej posadzce, starając się zachowywać najciszej jak tylko potrafiłam.
Poczułam w krtani okropny uścisk, na widok Briana, podpiętego do aparatury. To był straszny widok. W tym momencie pragnęłam tylko i wyłącznie, aby to całe zamieszanie okazało się tylko snem.
Usiadłam na brzegu łóżka, chwytając jego bezwładną dłoń, zaciskając ją nieznacznie.
Odwrócił powoli główkę, otwierając ociężałe powieki.
- Ciociu, co tu robisz? - wychrypiał, na co po moich policzkach zaczęły spływać pierwsze łzy
- Brian, co się stało?
- Ja... Ja nie wiem. - Odchrząknął - Bardzo mi słabo. Ciężko mi się oddycha.
- Za nie długo poczujesz się lepiej. - Starałam się uśmiechnąć jak najbardziej szczerze - Lekarstwa zaczną działać. Wszystko będzie dobrze. Wyprowadzimy się do twojego wymarzonego domu. Nad morzem. Za kilka miesięcy pójdziesz do szkoły, poznasz nowych kolegów.
- Ciociu, ja nie mam siły. - Pociągnął noskiem, następnie zamykając oczy, poluźniając uścisk z każdą sekundą - Dziękuje ci za wszystko. Jesteś najlepszą ciocią pod słońcem. - Wyszeptał
- Brian, dasz radę. Jesteś silniejszy niż myślisz.
- Boli mnie tutaj. - Przyłożył dłoń do lewej strony swojej klatki piersiowej. Wziął głęboki oddech nie wypuszczając go przez dobre kilka sekund.
- Brian? - Potrząsnęłam nim delikatnie, jednak nie wykonał najdrobniejszego ruchu - Brian, obudź się. Błagam. Nie wygłupiaj się. - Mówiłam głośniej, co niestety nie spotkało się z żadną reakcją
Spojrzałam na ekran gdzie zauważyłam tylko i wyłącznie ciągłą linię.
Szybko powróciłam wzrokiem na chłopca, patrząc na niego z niedowierzaniem.
On nie mógł umrzeć. Nie on.
Poczułam jak jego rączka wysuwa się mojej, na co od razu schowałam twarz w swoich dłoniach, nie potrafiąc zahamować łez.
Poczułam jak ktoś podnosi mnie z miejsca i wyprowadza z sali.
Zupełnie nie wiedziałam co się wokół mnie działo.
Miałam wrażenie jakby wszystko spowolniło tempa. Jakby to wszystko działo się we śnie.
Stanęłam pod ścianą, patrząc tępo w okno, za którym cały czas padał deszcz. Nie dochodziło do mnie to co właśnie się stało.
Światło przysłoniła mi wysoka sylwetka, na co zmrużyłam nieznacznie opuchnięte od łez oczy, spoglądając tym samym w górę.
Bez zastanowienia mocno się do niego przytuliłam, płacząc jak małe dziecko. Poczułam tylko jak mocno mnie obejmuje, dając mi tym samym poczucie bezpieczeństwa. Wiedziałam, że nie jestem sama.

Siedzieliśmy w szpitalu już kolejną godzinę, czekając aż lekarze ustalą przyczynę zgonu.
Przyczyna zgonu...
Jak to brzmi?
Strasznie.
Okropnie.
- Mel, możesz porozmawiać z lekarzami? Ja nie dam rady. - Oznajmiła drżącym głosem, nie odrywając wzroku od ściany.
Przytaknęłam niemrawo, obracając w palcach plastikowy kubek, który był dziurawy chyba już we wszystkich miejscach.
W końcu mężczyzna zaprosił mnie do środka, na co tylko przełknęłam ciężko ślinę i ruszyłam za nim do gabinetu.
- Proszę usiąść. - Odchrząknął, wskazując na wolne krzesło, które znajdowało się naprzeciwko jego biurka - Nie będę przeciągał tej chwili. Pani dobrze wie, że Brian miał zanik mięśni.
- Ale ponoć rehabilitacja dawała bardzo dobre efekty. Przecież czuł się o wiele lepiej.
- Niestety mięsień serca nie zawsze da się wytrenować. Bardzo mi przykro. Mógłbym porozmawiać z pani siostrą?
- Jeżeli będzie na siłach, poproszę ją. - Oznajmiłam bez emocji, czym prędzej opuszczając gabinet, spotykając się ze spojrzeniem Lucy - Dasz radę? - szepnęłam, kucając przed nią i chwytając jej dłonie - Nie musisz.
- Pójdę. Mel, to mój syn.
Przytaknęłam, spuszczając wzrok i zaciskając mocno powieki aby nie wypuścić ani jednej łzy, co z każdą sekundą stawało się coraz trudniejsze.
Usiadłam na podłodze obok krzeseł, patrząc jak Lucy znika za drzwiami gabinetu.
Podkuliłam pod siebie nogi, opierając brodę na swoich kolanach.
W tym momencie w mojej głowie pojawiło się pewne pytanie.
Co by było gdyby Harry'ego spotkało dokładnie to samo?
Po moich policzkach od razu spłynęły łzy.
Co by wtedy się ze mną działo?
Tyle mu zawdzięczam. Tak bardzo go kocham. Jest dla mnie ważny tak samo jak ja dla niego. Jest moją rodziną. Nie ma na świecie drugiego takiego człowieka.
Usłyszałam czyjeś kroki, które z każdą sekundą zwalniały. Po chwili chłopak już siedział przede mną.
- Dziękuję, że zawiozłeś ich do domu. - Podziękowałam mu, starając się opanować drżenie głosu. Poczułam jak ociera moje policzki, na co tylko się podniosłam i mocno w niego wtuliłam - Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. - Zaczęłam, zupełnie nie zastanawiając się nad wypowiadanymi słowami - Może to głupio zabrzmi, ale zaczęłam się zastanawiać, co by się stało gdyby z tobą stało się dokładnie to samo co z Brianem. Harry, ja naprawdę nie wyobrażam sobie, że mogłoby ciebie zabraknąć w moim życiu. - Automatycznie zacieśniłam uścisk, jakby bojąc się, że za chwilę może zniknąć. Uciec - Chyba dopiero teraz dociera do mnie jak bardzo cię kocham. - Szepnęłam, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi, mocząc łzami jego skórę.
Poczułam delikatny pocałunek złożony na czubku mojej głowy, co nieco mnie uspokoiło.
- Zawsze możesz na mnie liczyć. Obiecuję, że cię nie skrzywdzę. Nigdy. - Oznajmił, mocno i opiekuńczo mnie obejmując - Kocham cię. I nigdy nie przestanę.


40 komentarzy :

  1. To jest takie.... popłakałam się ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Omgg :(
    Jaki smutny rozdział :(
    Szkoda że Brian zmarł, miłe ze strony Hazzy jest to że równiez przylecial.
    Rozdzial swietny !
    Pozdrawiam
    G xx
    @GmymemoriesK

    OdpowiedzUsuń
  3. UAle rozdział....życzę weny kochana i czasu @xdmusweetlovato

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego on musiał umrzeć? :'(
    To nie fair -.-
    @Kwiatkowska04

    OdpowiedzUsuń
  5. Jjak boze ....
    Przecież tak dobrze się czuł
    Nieeeee..... płacze jak małe dziecko
    No .... trzeba żyć dalej

    OdpowiedzUsuń
  6. o moj boze, umarłam
    jejuuu, dlaczego ten mały szkrab musiał umrzeć?;c
    płaczę...
    jej... jak ona go kocha :")
    czekam na next
    @lovyoubabycakes

    OdpowiedzUsuń
  7. Tyle emocji... Łzy nie chcą przestać lecieć z moich oczu, a w mojej głowie jest jedno pytanie: ,, Dlaczego ten rozdziałach szybko się skończył?" Genialny i proszę o next jak najszybciej <3 / @mrs_kinia

    OdpowiedzUsuń
  8. ja: *załamuje sie i idzie umrzeć w samotności*

    OdpowiedzUsuń
  9. Maluch będzie mi go brakować w tym opowiadaniu. Smutny rozdział buu . :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Łzy same leciały mi po polikach.
    Rozdział jest ankafnlskf
    Szkoda, że Brian umarł :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Brian?!? Nieee! Aż mam łzy w oczach :( biedactwo :(

    OdpowiedzUsuń
  12. To niesamowite. Aż się popłakałam. Naprawdę świetnie piszesz. Weny! :D

    OdpowiedzUsuń
  13. strasznie mi szkoda Brian'a ;c cudny rozdział ale tez bardzo wzruszajacy ! dziękuję ci za niego i czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeju jaki smutny rozdział .. prawie sir popłakałam ;(

    OdpowiedzUsuń
  15. czemu zabiłaś go już w tym rozdziale ? za szybko się to działo heh smutno

    OdpowiedzUsuń
  16. O jejku płacze Nie umiem przestać płakać czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  17. To jest takie smutne siostra mi tylko powiedziała że on umarł a ja ryczę jak dwu latek który nie dostał linka nawet tego nie przeczytałam ja tego nie przeżyje jak będę to czytać

    OdpowiedzUsuń
  18. Nieee ;c
    Jak on mógł umrzeć ?! ;(
    Smutaam ;c
    Rozdział bardzo mnie zaskoczył .. ale pozytywnie <3
    Damy radę. *,*
    Czekam na następny ;*
    @loostiindreaams

    OdpowiedzUsuń
  19. Czemu go uśmierciłaś jak mogłaś??Pytam sie jak? Przecież on był taki pogodny ......a co do rozdziału to mega smutny
    Ps.Harry mówi Mel że ją kocha już mtóry raz a tej nie mówi :D

    OdpowiedzUsuń
  20. Omg brak mi slow.. cudowny i smutny rozdzial
    /@kissmeagainbabe

    OdpowiedzUsuń
  21. Jeju nie wiem co napisać... Łezka się w oku zakręciła :'( Cudowny *___* @LoveHoranekEver

    OdpowiedzUsuń
  22. To napewno jest sen Mel jak leci samolotem. Brian musi żyć.
    Veronica

    OdpowiedzUsuń
  23. Płacze dziękuję :((

    OdpowiedzUsuń
  24. Kochana popłakałam się normalnie jak przeczytałam to o Bryan'ie
    Widać że Hazz kocha Mel <3
    KOCHAM TO OPOWIADANIE !!
    DAWAJ KOLEJNE ROZDZIAŁY ! <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  25. O Kurwa ;'( :O
    MATKOOO ... placze ... przepraszam nie moge więcej napisać ... :'( <3

    OdpowiedzUsuń
  26. O Kurwa ;'( :O
    MATKOOO ... placze ... przepraszam nie moge więcej napisać ... :'( <3

    OdpowiedzUsuń
  27. śliczne to jest, czekamy szybko na nowy:**

    OdpowiedzUsuń
  28. Dziękuje Ci bardzo za ten rozdział,bo dzięki niemu zdałam Sobie sprawę jak bardzo ważne jest kochać ludzi
    Jesteś niesamowita dziękuje kocham xx

    OdpowiedzUsuń
  29. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  30. Twój Imagin jest po prostu świetny ! Czytam go od niedawna i nie mogę się doczekać następnych rozdziałów !

    OdpowiedzUsuń
  31. Rozdział jest świetny ale mam kilka uwag
    Po pierwsze w ciągu kilku sekund rozmowy z Lucy jest już na lotnisku
    Po drugie ni z skąd ni z owąt pojawia sie Harry w szpitalu i jeszcze zdążył odwieźć ich...
    To tylko moje wątpliwości
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do rozmowy Mel i Lucy... Kiedy rozmawiamy, wymieniamy czasem zaledwie kilka zdań, a mija dziesięć minut. Nie piszę dialogów z każdym zająknięciem, przerwą, bo źle by się to czytało.
      A co to faktu, że Harry wziął się w szpitalu 'ni skąd ni z owąt". Mel "mówi", że miał wrócić z LA za niedługo. Zakładałam, że się domyślicie, że gdy tylko odczytał jej SMS'a, złapał najszybszy samolot i przyleciał do Anglii. Na takich lotniskach jak w Nowym Jorku, samoloty do danego miasta odlatują co pięć minut (wiem jak jest we Francji, więc NY działa tak tym bardziej) A co do odwożenia rodziny.
      Tekst jest oddzielony od pozostałej części, co na blogach jest bardziej estetyczną formą napisu *ileś tam godzin/minut później*.
      Myślałam, że to też jest jasne, skoro nie jeden raz to stosowałam w DA. No i jeszcze jedno... Szpital był w Holmes Chapel, a rodzina Mel właśnie tam też mieszka, więc Harry mógł odwieźć jej rodziców do domu w zaledwie 15 minut. To nie jest miasto jakiejś zawrotnej aglomeracji.
      Takie króciutkie wyjaśnienie zaistniałych niejasności :)
      Całuuuuuuję i ściskam x

      Usuń
  32. ; ( Popłakałam się , to straszne co się stało z małym ....

    OdpowiedzUsuń
  33. nie, to nieprawda ;((( taki smutny rozdzial, cholera jak moglas nooo :?
    tak czy inaczej, piszesz tak ze zapiera mi dech w piersiach, idealny blog, zakochalam sie w twoim stylu pisania!

    Mogę liczyć na twoją opinię?

    Zawsze jest szansa, że wejdziesz, zobaczysz, pokochasz ( mam nadzieję lol )
    youngloovers.blogspot.com
    loovelorn.blogspot.com
    fromyourlust.blogspot.com
    ifindyourlips.blogspot.com
    Nawet jak nie masz teraz ochoty, to kiedyś pewnie będzie ci się nudzić, zerknij, może warto :)

    OdpowiedzUsuń