- Lucy, Lucy spokojnie. - Starałam
się ją uspokoić - Lucy, oddychaj. Przestań płakać i powiedz mi co się dzieje. -
Tłumaczyłam, tym samym wrzucając do torby pierwsze lepsze ubrania.
To nie mogło być coś mało ważnego.
Nigdy nie słyszałam jej w takim stanie. Nigdy.
- Mel. - Jęknęła, wypuszczając drżący
oddech - Mel, Brian jest w szpitalu. Nie mam pojęcia co się dzieje.
- Ale jak to?! Jak to w szpitalu?! -
krzyknęłam, stając w bezruchu.
Nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
Co dzieje się wokół. Zwyczajna pustka.
- Lucy, ja już się zbieram. Będę za
kilka godzin. Nie będziesz sama. Obiecuję ci to. Zobaczysz, że to pewnie nic
poważnego. - Mówiłam szybko i nerwowo, zgarniając dłonią do torebki wszystko co
leżało na stoliku.
Szybkim krokiem przeszłam do
przedpokoju gdzie ubrałam buty i kurtkę, następnie wychodząc z mieszkania z
prędkością światła.
- Lucy, rozmawiałaś z lekarzem?
- Nikt nie chce mi niczego
powiedzieć. - Pociągnęła nosem, mówiąc już nieco spokojniej - Mel, nie chcę cię
odciągać od pracy.
- Lucy, rodzina jest dla mnie
najważniejsza i Harry bardzo dobrze o tym wie. Nie zostawię cię teraz samej.
- Dziękuję ci. Naprawdę nie wiem co
bym bez ciebie zrobiła.
- A rodzice? Brad? Gdzie oni są?
- Razem ze mną w szpitalu. Ale oni
nie dają rady. - Ponownie zaniosła się płaczem - Brad przestał się odzywać,
mama nie potrafi się uspokoić, tata jest zmęczony. Nie chcę żeby im się jeszcze
coś stało.
- Lucy, ja jestem już na lotnisku.
Będę za kilka godzin. Obiecuję. - Szepnęłam następnie się rozłączając, gdy
musiałam zapłacić za bilet. Przeszłam szybko przez odprawę i chodząc wzdłuż
całego terminala w tę i z powrotem, czekałam na samolot.
Nie docierało do mnie to, co
powiedziała mi Lucy.
Przecież wszystko tak dobrze szło.
Wszystko było w jak najlepszym porządku. Brian czuł się tak dobrze.
Usiadłam na jednym z krzeseł,
chowając twarz w dłoniach i łapiąc głębokie oddechy, starając się uspokoić.
On musi z tego wyjść, cokolwiek to
jest.
Po niecałej godzinie mój lot został
wywołany przez co w te pędy ustawiłam się w kolejce, chcąc jak najszybciej
dostać się na pokład.
W tym samym momencie przypomniałam
sobie o Harry'm. Przecież on o niczym nie wie, a za dwie godziny wraca z Los
Angeles.
Wyciągnęłam szybko telefon i
wybrałam jego numer, wysyłając mu wiadomość, ponieważ to było pewne, że nie
odbierze połączenia.
Przeszłam razem z resztą pasażerów
przez pas, następnie wchodząc do samolotu, po drodze pokazując swój bilet.
Usiadłam pod oknem, na samym końcu
pokładu, aby być jak najdalej od ludzi. Nie zależało mi w tym momencie na
jakimkolwiek kontakcie.
Zapięłam pas i nie czekając na moment
odlotu, oparłam głowę o szybę, po chwili głęboko zasypiając.
|DA|
- Proszę pani. Halo. - Usłyszałam
czyjeś szepty. Niechętnie otworzyłam oczy, napotykając na swojej drodze ciepłe
spojrzenie - Jesteśmy już na miejscu.
Podniosłam się nieco, wyglądając za
okno.
Byliśmy w Anglii.
- No tak. Racja. Dziękuję. -
Uśmiechnęłam się niemrawo, następnie podnosząc się z miejsca.
Chwyciłam swoją torbę i ruszyłam od
razu do wyjścia z lotniska.
Złapałam pierwszą lepszą taksówkę i
podając adres szpitala wyciągnęłam telefon, gdzie widniały miliony
nieodebranych połączeń.
Wszystkie od Harry'ego.
Wybrałam jego numer i przystawiłam
komórkę do ucha, jednak za każdym razem powtarzał się ten sam komunikat.
Abonent jest tymczasowo
niedostępny lub poza zasięgiem sieci.
Wrzuciłam zrezygnowana urządzenie do
torebki, przecierając dłonią czoło.
To wszystko jest tak skomplikowane.
Dlaczego życie nie może być prostsze? Łatwiejsze? Dlaczego wszystko nie może
się układać tak jakbyśmy chcieli?
Zapłaciłam mężczyźnie i żegnając się
z nim wysiadłam z samochodu, od razu ruszając do środka.
Już na samym wejściu zauważyłam Lucy,
która siedziała skulona pod ścianą.
Szybko do niej podbiegłam, następnie klękając
przed dziewczyną i chwytając jej dłonie.
- Będzie dobrze, słyszysz? Musi być.
Na moje słowa tylko przytaknęła, mocno się we mnie wtulając.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi
sali, z której wyszedł znajomy mi lekarz. Od razu się podniosłam, patrząc na
niego znacząco.
Westchnął skinąwszy głową na znak, że
mogę wejść do chłopca.
Stawiałam niepewnie kroki na białej
posadzce, starając się zachowywać najciszej jak tylko potrafiłam.
Poczułam w krtani okropny uścisk, na
widok Briana, podpiętego do aparatury. To był straszny widok. W tym momencie
pragnęłam tylko i wyłącznie, aby to całe zamieszanie okazało się tylko snem.
Usiadłam na brzegu łóżka, chwytając
jego bezwładną dłoń, zaciskając ją nieznacznie.
Odwrócił powoli główkę, otwierając ociężałe powieki.
- Ciociu, co tu robisz? - wychrypiał,
na co po moich policzkach zaczęły spływać pierwsze łzy
- Brian, co się stało?
- Ja... Ja nie wiem. - Odchrząknął -
Bardzo mi słabo. Ciężko mi się oddycha.
- Za nie długo poczujesz się lepiej.
- Starałam się uśmiechnąć jak najbardziej szczerze - Lekarstwa zaczną działać.
Wszystko będzie dobrze. Wyprowadzimy się do twojego wymarzonego domu. Nad
morzem. Za kilka miesięcy pójdziesz do szkoły, poznasz nowych kolegów.
- Ciociu, ja nie mam siły. -
Pociągnął noskiem, następnie zamykając oczy, poluźniając uścisk z każdą sekundą
- Dziękuje ci za wszystko. Jesteś najlepszą ciocią pod słońcem. - Wyszeptał
- Brian, dasz radę. Jesteś silniejszy
niż myślisz.
- Boli mnie tutaj. - Przyłożył dłoń
do lewej strony swojej klatki piersiowej. Wziął głęboki oddech nie wypuszczając
go przez dobre kilka sekund.
- Brian? - Potrząsnęłam nim
delikatnie, jednak nie wykonał najdrobniejszego ruchu - Brian, obudź się.
Błagam. Nie wygłupiaj się. - Mówiłam głośniej, co niestety nie spotkało się z
żadną reakcją
Spojrzałam na ekran gdzie zauważyłam
tylko i wyłącznie ciągłą linię.
Szybko powróciłam wzrokiem na
chłopca, patrząc na niego z niedowierzaniem.
On nie mógł umrzeć. Nie on.
Poczułam jak jego rączka wysuwa się
mojej, na co od razu schowałam twarz w swoich dłoniach, nie potrafiąc
zahamować łez.
Poczułam jak ktoś podnosi mnie z
miejsca i wyprowadza z sali.
Zupełnie nie wiedziałam co się wokół
mnie działo.
Miałam wrażenie jakby wszystko
spowolniło tempa. Jakby to wszystko działo się we śnie.
Stanęłam pod ścianą, patrząc tępo w
okno, za którym cały czas padał deszcz. Nie dochodziło do mnie to co właśnie
się stało.
Światło przysłoniła mi wysoka
sylwetka, na co zmrużyłam nieznacznie opuchnięte od łez oczy, spoglądając tym
samym w górę.
Bez zastanowienia mocno się do niego
przytuliłam, płacząc jak małe dziecko. Poczułam tylko jak mocno mnie obejmuje,
dając mi tym samym poczucie bezpieczeństwa. Wiedziałam, że nie jestem sama.
Siedzieliśmy w szpitalu już kolejną
godzinę, czekając aż lekarze ustalą przyczynę zgonu.
Przyczyna zgonu...
Jak to brzmi?
Strasznie.
Okropnie.
- Mel, możesz porozmawiać z
lekarzami? Ja nie dam rady. - Oznajmiła drżącym głosem, nie odrywając wzroku od
ściany.
Przytaknęłam niemrawo, obracając w
palcach plastikowy kubek, który był dziurawy chyba już we wszystkich miejscach.
W końcu mężczyzna zaprosił mnie do
środka, na co tylko przełknęłam ciężko ślinę i ruszyłam za nim do gabinetu.
- Proszę usiąść. - Odchrząknął,
wskazując na wolne krzesło, które znajdowało się naprzeciwko jego biurka - Nie
będę przeciągał tej chwili. Pani dobrze wie, że Brian miał zanik mięśni.
- Ale ponoć rehabilitacja dawała
bardzo dobre efekty. Przecież czuł się o wiele lepiej.
- Niestety mięsień serca nie zawsze
da się wytrenować. Bardzo mi przykro. Mógłbym porozmawiać z pani siostrą?
- Jeżeli będzie na siłach, poproszę
ją. - Oznajmiłam bez emocji, czym prędzej opuszczając gabinet, spotykając się
ze spojrzeniem Lucy - Dasz radę? - szepnęłam, kucając przed nią i chwytając jej
dłonie - Nie musisz.
- Pójdę. Mel, to mój syn.
Przytaknęłam, spuszczając wzrok i
zaciskając mocno powieki aby nie wypuścić ani jednej łzy, co z każdą sekundą
stawało się coraz trudniejsze.
Usiadłam na podłodze obok krzeseł,
patrząc jak Lucy znika za drzwiami gabinetu.
Podkuliłam pod siebie nogi, opierając
brodę na swoich kolanach.
W tym momencie w mojej głowie
pojawiło się pewne pytanie.
Co by było gdyby Harry'ego spotkało
dokładnie to samo?
Po moich policzkach od razu spłynęły
łzy.
Co by wtedy się ze mną działo?
Tyle mu zawdzięczam. Tak bardzo go
kocham. Jest dla mnie ważny tak samo jak ja dla niego. Jest moją rodziną. Nie
ma na świecie drugiego takiego człowieka.
Usłyszałam czyjeś kroki, które z
każdą sekundą zwalniały. Po chwili chłopak już siedział przede mną.
- Dziękuję, że zawiozłeś ich do domu.
- Podziękowałam mu, starając się opanować drżenie głosu. Poczułam jak ociera
moje policzki, na co tylko się podniosłam i mocno w niego wtuliłam - Nie wiem
co bym bez ciebie zrobiła. - Zaczęłam, zupełnie nie zastanawiając się nad
wypowiadanymi słowami - Może to głupio zabrzmi, ale zaczęłam się zastanawiać,
co by się stało gdyby z tobą stało się dokładnie to samo co z Brianem. Harry,
ja naprawdę nie wyobrażam sobie, że mogłoby ciebie zabraknąć w moim życiu. -
Automatycznie zacieśniłam uścisk, jakby bojąc się, że za chwilę może zniknąć.
Uciec - Chyba dopiero teraz dociera do mnie jak bardzo cię kocham. - Szepnęłam,
chowając twarz w zagłębieniu jego szyi, mocząc łzami jego skórę.
Poczułam delikatny pocałunek złożony
na czubku mojej głowy, co nieco mnie uspokoiło.
- Zawsze możesz na mnie liczyć.
Obiecuję, że cię nie skrzywdzę. Nigdy. - Oznajmił, mocno i opiekuńczo mnie
obejmując - Kocham cię. I nigdy nie przestanę.
omg.... ;______________;
OdpowiedzUsuńTo jest takie.... popłakałam się ;(
OdpowiedzUsuńOmgg :(
OdpowiedzUsuńJaki smutny rozdział :(
Szkoda że Brian zmarł, miłe ze strony Hazzy jest to że równiez przylecial.
Rozdzial swietny !
Pozdrawiam
G xx
@GmymemoriesK
UAle rozdział....życzę weny kochana i czasu @xdmusweetlovato
OdpowiedzUsuńDlaczego on musiał umrzeć? :'(
OdpowiedzUsuńTo nie fair -.-
@Kwiatkowska04
Jjak boze ....
OdpowiedzUsuńPrzecież tak dobrze się czuł
Nieeeee..... płacze jak małe dziecko
No .... trzeba żyć dalej
o moj boze, umarłam
OdpowiedzUsuńjejuuu, dlaczego ten mały szkrab musiał umrzeć?;c
płaczę...
jej... jak ona go kocha :")
czekam na next
@lovyoubabycakes
Tyle emocji... Łzy nie chcą przestać lecieć z moich oczu, a w mojej głowie jest jedno pytanie: ,, Dlaczego ten rozdziałach szybko się skończył?" Genialny i proszę o next jak najszybciej <3 / @mrs_kinia
OdpowiedzUsuńja: *załamuje sie i idzie umrzeć w samotności*
OdpowiedzUsuńMaluch będzie mi go brakować w tym opowiadaniu. Smutny rozdział buu . :(
OdpowiedzUsuńŁzy same leciały mi po polikach.
OdpowiedzUsuńRozdział jest ankafnlskf
Szkoda, że Brian umarł :(
O nieee ;'(
OdpowiedzUsuńBrian?!? Nieee! Aż mam łzy w oczach :( biedactwo :(
OdpowiedzUsuńTo niesamowite. Aż się popłakałam. Naprawdę świetnie piszesz. Weny! :D
OdpowiedzUsuństrasznie mi szkoda Brian'a ;c cudny rozdział ale tez bardzo wzruszajacy ! dziękuję ci za niego i czekam na następny
OdpowiedzUsuńJeju jaki smutny rozdział .. prawie sir popłakałam ;(
OdpowiedzUsuń:(
OdpowiedzUsuńczemu zabiłaś go już w tym rozdziale ? za szybko się to działo heh smutno
OdpowiedzUsuńO jejku płacze Nie umiem przestać płakać czekam na next
OdpowiedzUsuńTo jest takie smutne siostra mi tylko powiedziała że on umarł a ja ryczę jak dwu latek który nie dostał linka nawet tego nie przeczytałam ja tego nie przeżyje jak będę to czytać
OdpowiedzUsuńNieee ;c
OdpowiedzUsuńJak on mógł umrzeć ?! ;(
Smutaam ;c
Rozdział bardzo mnie zaskoczył .. ale pozytywnie <3
Damy radę. *,*
Czekam na następny ;*
@loostiindreaams
Nieeeeeeee tylko nie brian..
OdpowiedzUsuńCzemu go uśmierciłaś jak mogłaś??Pytam sie jak? Przecież on był taki pogodny ......a co do rozdziału to mega smutny
OdpowiedzUsuńPs.Harry mówi Mel że ją kocha już mtóry raz a tej nie mówi :D
Omg brak mi slow.. cudowny i smutny rozdzial
OdpowiedzUsuń/@kissmeagainbabe
Jeju nie wiem co napisać... Łezka się w oku zakręciła :'( Cudowny *___* @LoveHoranekEver
OdpowiedzUsuńNeeeeeeeeeeexttt !!!!
OdpowiedzUsuńTo napewno jest sen Mel jak leci samolotem. Brian musi żyć.
OdpowiedzUsuńVeronica
Płacze dziękuję :((
OdpowiedzUsuńKochana popłakałam się normalnie jak przeczytałam to o Bryan'ie
OdpowiedzUsuńWidać że Hazz kocha Mel <3
KOCHAM TO OPOWIADANIE !!
DAWAJ KOLEJNE ROZDZIAŁY ! <3 <3
O Kurwa ;'( :O
OdpowiedzUsuńMATKOOO ... placze ... przepraszam nie moge więcej napisać ... :'( <3
O Kurwa ;'( :O
OdpowiedzUsuńMATKOOO ... placze ... przepraszam nie moge więcej napisać ... :'( <3
śliczne to jest, czekamy szybko na nowy:**
OdpowiedzUsuńDziękuje Ci bardzo za ten rozdział,bo dzięki niemu zdałam Sobie sprawę jak bardzo ważne jest kochać ludzi
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita dziękuje kocham xx
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTwój Imagin jest po prostu świetny ! Czytam go od niedawna i nie mogę się doczekać następnych rozdziałów !
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny ale mam kilka uwag
OdpowiedzUsuńPo pierwsze w ciągu kilku sekund rozmowy z Lucy jest już na lotnisku
Po drugie ni z skąd ni z owąt pojawia sie Harry w szpitalu i jeszcze zdążył odwieźć ich...
To tylko moje wątpliwości
Pozdrawiam
Co do rozmowy Mel i Lucy... Kiedy rozmawiamy, wymieniamy czasem zaledwie kilka zdań, a mija dziesięć minut. Nie piszę dialogów z każdym zająknięciem, przerwą, bo źle by się to czytało.
UsuńA co to faktu, że Harry wziął się w szpitalu 'ni skąd ni z owąt". Mel "mówi", że miał wrócić z LA za niedługo. Zakładałam, że się domyślicie, że gdy tylko odczytał jej SMS'a, złapał najszybszy samolot i przyleciał do Anglii. Na takich lotniskach jak w Nowym Jorku, samoloty do danego miasta odlatują co pięć minut (wiem jak jest we Francji, więc NY działa tak tym bardziej) A co do odwożenia rodziny.
Tekst jest oddzielony od pozostałej części, co na blogach jest bardziej estetyczną formą napisu *ileś tam godzin/minut później*.
Myślałam, że to też jest jasne, skoro nie jeden raz to stosowałam w DA. No i jeszcze jedno... Szpital był w Holmes Chapel, a rodzina Mel właśnie tam też mieszka, więc Harry mógł odwieźć jej rodziców do domu w zaledwie 15 minut. To nie jest miasto jakiejś zawrotnej aglomeracji.
Takie króciutkie wyjaśnienie zaistniałych niejasności :)
Całuuuuuuję i ściskam x
; ( Popłakałam się , to straszne co się stało z małym ....
OdpowiedzUsuńO nie... mój ulubiony bohater )):
OdpowiedzUsuńnie, to nieprawda ;((( taki smutny rozdzial, cholera jak moglas nooo :?
OdpowiedzUsuńtak czy inaczej, piszesz tak ze zapiera mi dech w piersiach, idealny blog, zakochalam sie w twoim stylu pisania!
Mogę liczyć na twoją opinię?
Zawsze jest szansa, że wejdziesz, zobaczysz, pokochasz ( mam nadzieję lol )
youngloovers.blogspot.com
loovelorn.blogspot.com
fromyourlust.blogspot.com
ifindyourlips.blogspot.com
Nawet jak nie masz teraz ochoty, to kiedyś pewnie będzie ci się nudzić, zerknij, może warto :)