sobota, 26 kwietnia 2014

Chapter 29.

Uwaga!
Rozdział zawiera sceny nieprzeznaczone dla osób poniżej szesnastego roku życia.

Czytasz na własną odpowiedzialność lub opuszczasz fragment oddzielony od pozostałości tekstu '*'

Gwałtownie odwróciłam się przodem do Harrego, nie wierząc w to co usłyszałam.
Wpatrywałam się w niego pytająco, no co on tylko uklęknął i otworzył zamszowe pudełeczko z prześlicznym, srebrnym pierścionkiem.
Poczułam jak pod moimi powiekami zbierają się łzy, które w zawrotnym tempie zaczęły spływać po moich policzkach.
Chciałam odpowiedzieć. Wykrztusić z siebie cokolwiek, jednak nie potrafiłam.
Uklękłam szybko przed nim i rzuciłam mu się na szyję, mocno go obejmując tym samym chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
Zaczęłam przytakiwać, aby dać mu nieco jaśniejszą odpowiedź, na co poczułam jak mocniej mnie obejmuje.
Pociągnęłam nosem, odrywając się od niego, przykładając dłonie do jego policzków, następnie delikatnie go całując.
- Kocham cię najmocniej na świecie. Dobrze wiesz, że nie mogłabym się nie zgodzić. - Szepnęłam, opierając swoje czoło o jego.
Chwycił moją dłoń, wsuwając delikatnie pierścionek na palec, następnie muskając go swoimi ustami.
Uśmiechnęłam się szeroko na jego gest, ponownie złączając nasze usta.
Harry pogłębiał każdy pocałunek, jednocześnie wsuwając dłonie w moje włosy, pociągając za nie delikatnie.
Mruknęłam cicho w jego usta, zjeżdżając dłońmi w dół jego ciała.
Zaczął delikatnie całować moją szyję, na co mimowolnie odchyliłam głowę do tyłu, dłonie zaciskając na jego biodrach.
*
- Uwielbiam kiedy mi się oddajesz. - Szepnął wprost do mojego ucha, na co zadrżałam z przyjemności, którą zadawał mi jego ciepły oddech.
- Takim ustom nie łatwo jest się oprzeć.
Przełknęłam ciężko ślinę, następnie wypuszczając przyspieszony oddech, patrząc mu cały czas w oczy.
Jego dłonie zwinnie wślizgnęły się pod moją koszulkę, tym samym podwijając ją ku górze.
Przygryzłam odruchowo wargę, zahaczając palcami o gumkę jego bokserek, niepewnie pociągając za nią w dół.
Pocałował mnie delikatnie, na co tylko przymknęłam powieki, rozchylając odrobinę usta, dając mu wolną rękę.
Bawił się delikatnie moim językiem co tylko spotkało się z moim cichym jękiem wprost do jego ust.
Oderwał się ode mnie i pozbył koszulki, następnie kładąc mnie ostrożnie na ziemi, uważnie lustrując każdy centymetr mojego ciała.
- Jesteś przepiękna. I w dodatku moja.
Uśmiechnęłam się szeroko na jego słowa, splatając razem nasze palce i pociągając go do siebie w dół, całując czule.
- Dziękuję, że jestem szczęśliwa. Dziękuję, że to tylko i wyłącznie twoja zasługa. - Szepnęłam, przeczesując delikatnie jego włosy
- To mój obowiązek. Ale i czysta przyjemność. - Uśmiechnął się, na co dosłownie zaniemówiłam.
Był cudowny. Przepiękny. Mój. Tylko mój.
Oblizał dyskretnie usta, kolejno przygryzając dolną wargę gdy jego dłoń kreśliła delikatne wzory na moim brzuchu.
Od razu przymknęłam powieki, czując przyjemne dreszcze, przebiegające wzdłuż mojego kręgosłupa.
Przejechałam delikatnie opuszkami po jego biodrze, na co nieznacznie zadrżał.
Otworzyłam powoli oczy, od razu spotykając się z jego rozpalonym pożądaniem spojrzeniem.
Nie zrywając kontaktu wzrokowego, zjechałam dłonią jeszcze niżej, delikatnie przejeżdżając palcami po jego członku, na co wypuścił drżący oddech, przymykając powieki i zaciskając dłonie w pięści.
- Dotknij mnie. Jeszcze raz. - Szepnął, przygryzając mocno wargę gdy tylko ponowiłam swój ruch.
Poruszałam dłonią powoli w górę i w dół, nie odrywając wzroku od jego twarzy, na której w tym momencie malowała się czysta przyjemność.
Zupełnie niechcący zahaczyłam kciukiem o główkę, jednak okazało się to strzałem w dziesiątkę.
Odchylił mocno głowę do tyłu, wypuszczając z ust głośny krzyk rozkoszy, na którego dźwięk zadrżałam.
Wypuściłam wstrzymywany od dłuższego czasu oddech, ponawiając regularnie swoje czynności, które w tak wolnym tempie doprowadzały go do szału.
Nachylił się nade mną i nieprzytomnie złączył nasze usta, sprawiając, że każdy nowy pocałunek stawał się coraz bardziej zachłanny.
Uklęknął między moimi nogami, zginając je nieco w kolanach, ponownie łapiąc ze mną kontakt wzrokowy.
Nachylił się nade mną tak, że byłam zmuszona ponownie położyć się na ziemi.
Chwycił moją dłoń, umieszczając ją tuż nad moją głową, jednocześnie powoli na mnie napierając.
Momentalnie zamknęłam oczy, podwijając palce u stóp kiedy poczułam nie bardzo przyjemne uczucie.
Jednak kiedy zaczął składać drobne pocałunki na mojej szyi, niemalże od razu rozluźniłam wszystkie napięte mięśnie, rozchylając odrobinę usta, przez które uciekał mój urywany oddech.
Wykonał pierwsze ostrożne pchnięcie, które przyprawiło mnie o delikatne dreszcze przebiegające wzdłuż mojego kręgosłupa.
Wolną dłoń przyłożyłam do jego policzka i odszukując po omacku jego usta, czule go pocałowałam.
Poruszał się powoli i delikatnie, pozwalając mi tym idealnie wczuć się w każde pchnięcie, które mimo wszystko, odczuwałam dwa razy intensywniej niż kiedykolwiek.
Uniosłam delikatnie biodra, jednocześnie ocierając się nimi o jego, na co jęknął gardłowo, zupełnie nie spodziewając się nagłego przypływu przyjemności.
Powtarzałam swoje ruchy za każdym razem gdy wykonywał nowe pchnięcie, tym samym odczuwając coraz więcej przyjemności z każdego, nawet najdrobniejszego ruchu.
W pewnym momencie poczułam jak mocno uderza o miejsce, które pobudziło do życia wszystkie możliwe zmysły.
Wyginając się pod nim w łuk, głośno krzyknęłam jego imię, przyciągając go do siebie, pragnąc coraz więcej.
Wykonywał mocne i regularne pchnięcia pod tym samym kątem, zaciskając mocno pięści i krzycząc tuż nad moim uchem gdy uderzał główką o mój czuły punkt.
Przejechałam paznokciami po jego plecach na co jęknął głośno, odchylając nieco głowę do tyłu.
Położyłam wolną dłoń na jego karku, całując delikatnie jego szyję, jęcząc coraz głośniej, gdy zaczął przyspieszać.
Każdy jego dotyk był wspaniały, przyprawiający o dreszcze. Był wobec mnie delikatny, czuły. Jakby się bał, że w jakiś sposób może mnie skrzywdzić.
- Harry, nie wytrzymam dłużej. - Szepnęłam drżącym głosem, czując nadchodzącą falę spełnienia - Ch-chcę żebyś doszedł ze mną. - Jęknęłam, odchylając głowę do tyłu, mocno napinając mięśnie.
Zacisnął wolną dłoń na moim udzie, drugą z kolei zacieśniając uścisk naszych dłoni, wykonując dwa ostatnie i mocne pchnięcia, zatrzymując się tuż przy moich biodrach, dochodząc razem ze mną.
Opadł bezsilnie na moje ramię, mocno się we mnie wtulając.
Leżeliśmy tak w ciszy starając się uspokoić swoje oddechy dobre piętnaście minut.
Po minionym czasie podniósł się i spojrzał na mnie czule, następnie delikatnie całując, na co mimowolnie przymknęłam powieki, jednocześnie uśmiechając się przez pocałunek.
*
- Moja narzeczona. - Zaśmiał się cicho, cmokając mnie w nos - Moja przyszła żona.
- Mój narzeczony i mój przyszły mąż. - Szepnęłam z szerokim uśmiechem, następnie przyciągając go do siebie i mocno przytulając - Kocham cię, Harry.
- Ja ciebie o wiele mocniej.
- W życiu w to nie uwierzę. - Zachichotałam cicho, całując go delikatnie w szyję
- A ja w tym przypadku nigdy nie pozwolę ci wygrać. - Oznajmił rozbawiony, podnosząc się i patrząc na mnie z lekkim uśmiechem, gładząc delikatnie po policzku - Wypadało by chyba położyć się w łóżku, prawda?
- Kiedyś pewnie tak. - Zaśmiałam się, przeczesując palcami jego loki.
Harry podniósł się powoli i wyciągnął w moim kierunku dłoń, którą od razu chwyciłam i ruszyłam z nim do łóżka.
- Nareszcie się wyśpię. - Uśmiechnęłam się, patrząc jak zajmuje miejsce obok mnie
- Pozwolisz, że tego nie skomentuję. - Zmrużył oczy, jednocześnie obejmując mnie mocno i przyciągając do siebie - Dobranoc. - Ucałował mnie w czubek głowy, zaczynając delikatnie gładzić opuszkami po ramieniu.
Zamknęłam oczy i wtulając się w niego jeszcze mocniej, zasnęłam spokojnie.

|DA|

Poczułam czyjś delikatny dotyk na mojej odsłoniętej skórze, który powoli zaczął mnie wybudzać ze snu.
Jęknęłam cicho, marszcząc czoło, starając się odwrócić na drugi bok.
Nie chciałam się jeszcze budzić. Nie w takim momencie.
Usłyszałam za sobą cichy chichot, a moment później, poczułam jak silne ramiona obejmują mnie w pasie.
Otworzyłam leniwie oczy, spoglądając na uśmiechniętego od ucha do ucha chłopaka.
- Dzień dobry. - Szepnął, cmokając mnie delikatnie w nos, na co mimowolnie przymknęłam powieki z rozbawienia - I jak się spało tym razem?
- Wspaniale. - Przeciągnęłam się, następnie układając na plecach - Ale ktoś mi przerwał wspaniały sen. - Zmrużyłam oczy i spojrzałam na niego wymownie, starając się zachować powagę
- A co takiego ci się śniło, co?
- A ty, wiesz?
- No to opowiedz. - Oznajmił ożywiony, układając się wygodniej obok mnie
- Nie ma mowy! Nie powiem, bo się nie spełni.
- Jesteś za bardzo przesądna. - Jęknął niezadowolony - Ale to coś dobrego?
- Bardzo. - Zaśmiałam się, krótko go całując - Dlaczego mnie budzisz?
- Za chwilę będziemy musieli zejść na śniadanie. Wiesz, nie bardzo zależy mi, aby podpadać teściowi. - Zmarszczył nos, na co ja tylko głośno się zaśmiałam
- Jesteś niemożliwy. - Pokręciłam z rozbawienia głową, następnie siadając na łóżku i trzymając przy klatce piersiowej kołdrę, wzrokiem poszukiwałam swojej koszulki
- Musisz to trzymać? - mruknął, przejeżdżając opuszkami po moim brzuchu, na co mimowolnie zadrżałam - Wolę na ciebie patrzeć zdecydowanie bez tego. - Pociągnął delikatnie za poszewkę kołdry, na co tylko wywróciłam oczami
- Z tobą to naprawdę jak z dzieckiem. - Oznajmiłam, szybko wstając z łóżka i zakładając na siebie koszulkę oraz czystą bieliznę i czarne getry - Wstawaj zięciu. - Zaśmiałam się wyciągając do niego dłoń - Swoją drogą, ciekawe jak zareagują moi rodzice. Jak w ogóle zareaguje moja rodzina. I twoja. - Mówiłam, patrząc na niego jak się ubiera, starając się jak najlepiej skupić na wypowiadanych słowach, a nie na jego perfekcyjnym jak cholera ciele.
Spojrzał na mnie, uśmiechając się zwycięsko pod nosem.
Szybko przestałam przygryzać wargę, o czym nawet nie miała pojęcia.
No właśnie tak na mnie działasz! Tak, że nie mam pojęcia co robię. Raz już prawie pod auto wpadłam przez ciebie! No przepraszam!
Czasami dobrze jak odbierze ci mowę. Przynajmniej nie wypowiesz myśli na głos. To chyba jedyny plus tego, że Harry Styles tak wspaniale i bezkarnie onieśmiela kobiety.
- Jesteś niemożliwa. - Zaśmiał się obejmując mnie w talii i przyciągając do siebie
- Wiesz, że zaręczając się ze mną, skazujesz samego siebie na prawdopodobnie dożywocie takich reakcji z mojej strony? - westchnęłam zażenowana samą sobą, przeczesując delikatnie jego włosy
- Nie przeszkadza mi to. Osobiście bardzo to lubię. Jesteś wtedy urocza. - Oznajmił rozbawiony, następnie czule mnie całując i ruszając na dół do jadalni, skąd dobiegały odgłosy żwawych rozmów.
Weszłam niepewnie do środka, zaciskając mocniej jego dłoń, gdy nagle wszyscy umilkli i przenieśli na nas swoje spojrzenia.
- O Boże, powiedziała tak! - wstała szybko, patrząc na moją dłoń z szerokim uśmiechem
- Ty wiedziałaś? - spojrzałam na nią pytająco, no co tylko pokiwała energicznie głową
- Wszyscy wiedzieliśmy. Fakt faktem dopiero od wczoraj popołudnia kiedy Harry prosił tatę o zgodę, no ale lepiej późno niż wcale. - Zaśmiała się, obejmując mnie mocno.
Odwróciłam się patrząc na bruneta z niedowierzaniem.
- Poszedłeś do taty prosić o moją rękę?
- To chyba normalnie. - Oznajmił rozbawiony, widząc zapewne moją minę
- A ty tato się zgodziłeś? - Uniosłam brew - Żeby twoja córka wyszła za szefa - podkreśliłam - agencji modelek?
- Nie wracajmy już do tej rozmowy. - Wywrócił oczami, wstając powoli - A poza tym ja nadal podtrzymuję wersję, że on jest fotografem. A to zupełnie dwa inne zawody. - Zaśmiał się, stając przede mną - Przecież widzę, że dla was poza sobą nawzajem nic innego dookoła może nie istnieć. Wiesz przecież, że twoje szczęście zawsze było dla mnie najważniejsze. A on ci je daje. - Szepnął mi do ucha, tak abym tylko ja była w stanie to usłyszeć - I cieszę się, że powiedziałaś tak. - Zaśmiał się, na co tylko mocno go objęłam.
Może to dziwnie zabrzmi, ale naprawdę zależało mi na akceptacji ze strony rodziny. O Lucy się nie bałam. Od początku z Harrym miała bardzo dobry kontakt. No, w pewnym momencie aż za dobry... Ale pomijając ten szczegół, mama została oczarowana po pierwszej wymianie spojrzeń, co z resztą mnie nie dziwi.
Brad jak to Brad. Facet z facetem temat zawsze znajdzie, a bliźniaki uwielbiały się z nim bawić.
Zawsze zostawał tata. Niby zaakceptował go przy pierwszym spotkaniu, ale tyle się od tego czasu wydarzyło, że chyba nawet lepiej nie wspominać.
Jednak mimo wszystko się zgodził. Cieszy się. I to jest dla mnie właśnie najważniejsze.
- Powiem ci jedno, jako stary kumpel zza baru. - Zaśmiał się obejmując mnie mocno - Przez ciebie moje siostry umrą z zazdrości, więc gratuluję ci i cieszę się razem z tobą o wiele za bardzo.
- Jesteś wstrętny. - Klepnęłam go w ramię - Powiem wszystko Jessey i Poli.
- Jeśli zdążysz przed pogrzebem.- Zaśmiał się, uciekając przed kolejnym ciosem.
Całe śniadanie mijało w doskonałej atmosferze. Wszyscy się cieszyli, rozmawiali ze sobą na przeróżne tematy. Jak w prawdziwej rodzinie.
- A może pójdziemy razem na plażę? - zaproponowała Lucy, z czym wszyscy jednogłośnie się zgodziliśmy.
Pomogliśmy mamie posprzątać po śniadaniu, po czym ruszyliśmy do swoich pokoi i łazienek, aby przygotować się na popołudnie.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zmarszczyłam czoło, zarzucając dłonie na jego kark, bawiąc się leniwie jego lokami
- Chciałem żebyś miała niespodziankę.
- To już trzecia w przeciągu niecałych dwóch dni. - Zaśmiałam się, przybliżając swoją twarz do jego - Za bardzo mnie rozpieszczasz. - Szepnęłam, szybko oblizując usta, następnie delikatnie i czule go całując.
Przymknęłam powieki, czując jak oddaje i pogłębia pocałunek.
To wszystko było teraz takie niesamowite. Takie inne.
Jakby się miało nigdy nie skończyć. Trwać wiecznie.
- Mel ja chciaaaaa... - szybko wróciła za drzwi, widząc, że nieco nam przeszkadza - Ja chciałam tylko pożyczyć tą niebieską sukienkę. - Mówiła z korytarza, na co tylko razem z Harrym tylko się  zaśmialiśmy.
- Pozwalam ci. Jest w szafie. - Odpowiedziałam, opierając głowę na jego klatce piersiowej, uważnie patrząc na ruchy Lucy.
Weszła szybko do pokoju, swoją twarz zasłaniając dłonią. Wyciągnęła sukienkę i ostrożnie cofając się do tyłu, wyszła, momentalnie zatrzaskując za sobą drzwi.
- Ubierzesz sukienkę? Dla mnie? - spojrzał na mnie błagalnie
- Poproś ładnie, to ubiorę. - Uśmiechnęłam się, następnie układając usta w dziubek.
Nie musiałam długo czekać na słodki i idealny pocałunek, który mógłby trwać całe wieki.
Jednakże w tym domu nawet pięciu minut dla siebie nie dostaniesz.
- Wejść! - krzyknęłam gdy tylko usłyszałam pukanie - Brad, czego chcesz? - zmrużyłam oczy, patrząc na niego wyczekująco
- Ja tylko w sprawie umywalki. Umyłem ją. - Oznajmił dumnie, następnie opuszczając pokój tak szybko jak do niego wszedł
- Obiecuję, że kiedyś tego idiotę zabiję. - Wypowiedziałam przez zęby, kolejno biorąc kilka głębszych oddechów.
Usłyszałam cichy śmiech, który od razu mnie uspokoił i odprężył.
Przymknęłam powieki, wtulając się w chłopaka.
- Chyba powinniśmy się przygotować, co? - odezwał się po chwili, bawiąc delikatnie moimi włosami - Nie będą na nas przecież wiecznie czekać.
- Ja osobiście mogłabym się nie ruszać. - Zachichotałam, podnosząc na niego wzrok - Ale obiecałam ci sukienkę. - Mruknęłam, odrywając się od niego.
Wyciągnęłam szybko swoje ubrania, po czym ruszyłam do łazienki, gdzie przygotowałam się do wyjścia.
Przeglądając się w lustrze, po raz ostatni upewniłam się czy wyglądam dobrze i czy wszystko pasuje do siebie idealnie.
Chwytając swoją piżamę ruszyłam szybko do sypialni gdzie zostawiłam koszulkę na łóżku, następnie szybko zbiegając na dół, gdzie wszyscy już na mnie czekali.
- Pięknie wyglądasz. - Szepnął mi do ucha z szerokim uśmiechem na ustach, na co ja jak zwykle oblałam się rumieńcem.
Chwycił moją dłoń i wypuszczając bliźniaki jako pierwsze, ruszyliśmy wszyscy razem na plażę.
- Wiesz, brakowało mi takich chwil. Spędzanych z całą rodziną. - Mówiłam, patrząc jak wszyscy przed nami wspaniale się bawią - Cieszę się, że rodzice zgodzili się tu przeprowadzić. - Chwyciłam go pod rękę, opiera głowę na jego ramieniu - Szkoda tylko, że Brian już nie zdążył.
- Mel, jestem przekonany, że on teraz z nami tutaj jest. Bawi się tak samo jak Lucy, Alice, czy Brad.
- Ja wiem. - Westchnęłam, przymykając powieki na sekundę - Wiem, że zawsze będzie z Lucy. Ja po prostu za nim tęsknię.
- Chyba nie ma tu osoby, która by za nim nie tęskniła. - Objął mnie mocniej, całując delikatnie w czubek głowy - Myślisz, że Lucy jeszcze kiedyś się przełamie?
- Co masz na myśli?
- Gdyby Tom chciał kiedyś mieć dziecko.
- Lucy jest naprawdę silna. - Mówiłam, nie spuszczając z niej wzroku ani na sekundę - Chyba teraz nie zdecydowała by się jeszcze na taki krok, ale za kilka lat może znowu zostanę ciocią. - Uśmiechnęłam się szeroko na samą myśl 
- Za jakiś czas to my będziemy tu tak chodzić z naszymi dziećmi kiedy przyjedziemy w odwiedziny do dziadków. - Zaśmiał się, splatając razem nasze palce.
Uśmiechnęłam się pod nosem na jego słowa, wizualizując je w głowie.
Jeśli mam być szczera, ten obrazek był za piękny, aby mógł być prawdziwy.
- Tak myślisz? - Zapytałam, przygryzając nieznacznie dolną wargę
- Po prostu bym chciał.
- Nie wierzę własnym uszom. Harry Styles rozmawia o dzieciach. Gdzie to ja miałabym być w dodatku w ciąży.
- Już mówiłem, że dopóki ja wiem, że są moje i dopóki ja sam je spłodziłem, nie ma żadnego problemu. - Zaśmiał się, całując mój policzek
- Wiesz, nie zamierzam szukać sobie innego chłopaka, skoro mam najwspanialszego narzeczonego pod słońcem. Którego w dodatku zazdrości mi trzy czwarte nacji kobiet tego świata. W życiu bym takiego nie oddała.
- I ja na taką odpowiedź liczyłem. - Zaśmiał się rozbawiony moją wypowiedzią, następnie delikatnie mnie całując - Bardzo cię kocham. - Szepnął, gładząc mój policzek - I nigdy, ale to przenigdy cię nie zostawię.
- W takim razie trzymam cię za słowo. - Uśmiechnęłam się, mocno w niego wtulając, spędzając w tym momencie najwspanialsze popołudnie w całym moim życiu.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Chapter 28.

Notka pod rozdziałem !

- Brad, możesz posprzątać po sobie łazienkę?! Po raz kolejny cała umywalka jest w paście do zębów! - krzyknęłam zirytowana, stojąc w przejściu i czekając niecierpliwie na chłopaka.
Po chwili ujrzałam jego roztrzepane włosy, wychodzące zza schodów.
- No już, już. Po co te nerwy? To tylko trochę pasty. - Mruknął, leniwie mnie mijając i podchodząc do zlewu, wpatrując się w niego jak sroka w gnat.
- Modlisz się? Patrzysz w swoje krzywe odbicie, czy po prostu jesteś idiotą? - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej, tym samym unosząc pytająco brew
- Stwierdzam, że nie jest tak tragicznie jak mówisz. - Wzruszył obojętnie ramionami, co tylko jeszcze bardziej mnie zdenerwowało
- Masz pięć minut. Pięć! - krzyknęłam, następnie wychodząc z łazienki i trzaskając drzwiami.
Wypuściłam oddech, aby nieco uspokoić nerwy. Prostując się ruszyłam na dół do kuchni, gdzie bliźniaki ze smakiem zajadały kanapki.
- Mel, szkoda twoich nerwów. - Westchnęła mama, gładząc mnie pocieszająco po plecach - Dla niego już za późno na zmiany.
- Ale nauczyć zawsze się może. - Odchrząknęłam, szybko przecierając dłońmi twarz - Lucy już wstała?
- Tak. Poszła na plażę.
Wyjrzałam za okno, dostrzegając tym samym sylwetkę siostry, która siedziała na pomoście.
Chwyciłam bluzę i buty, następnie powoli ruszając w jej kierunku, wciskając dłonie w kieszenie gdy poczułam jak chłodny wiatr mnie otula.
- Długo tu siedzisz? - Usiadłam obok dziewczyny po turecku, kładąc głowę na jej ramieniu
- Coś z piętnaście minut. Nie więcej.
- Jak się czujesz?
- Sama już nie wiem. - Westchnęła, obejmując mnie w pasie - Pomimo, że minął już rok, jeszcze wczoraj nie potrafiłam się pozbierać. A teraz? Teraz mam wrażenie jakby nigdy nic się nie stało. To dziwne.
- Może po prostu nadszedł dla ciebie czas, żeby w końcu zacząć żyć dalej? Lucy, to że przestaniesz płakać, nie znaczy że o nim zapomnisz. On zawsze będzie z tobą. Przy tobie.
- Wiem Mel. Teraz to wiem.
- Więc wyjdziesz w końcu z pokoju kiedy Tom przyjedzie?
- To on przyjeżdża dzisiaj? - Otworzyła szerzej oczy, gwałtownie zrywając się z miejsca - Który dzisiaj jest?
- Trzydziesty kwietnia. - Spojrzałam na nią rozbawiona, gdy zaczęła kręcić się wokół własnej osi, zupełnie nie wiedząc co ze sobą zrobić - Masz jeszcze trzy godziny.
- Nie pocieszasz! - krzyknęła, biegnąc do domu najszybciej jak się da. Nie minęło kilka minut jak już słyszałam jej kłótnię z Bradem o nieumytą umywalkę.
Pokręciłam z rozbawienia głową, powoli wstając i ruszając wzdłuż brzegu. Wyciągnęłam z kieszeni telefon, wpatrując się przez chwilę w wyświetlacz z uśmiechem na ustach.
Westchnęłam cicho, chowając go z powrotem.
Dwa tygodnie.
Cholerne dwa tygodnie bez niego.
Nienawidzę tego, gdy budzę się bez Harrego na miejscu obok lub ze świadomością, że dzisiaj go nie spotkam, bo jest prawie na drugim końcu świata.
Nienawidzę tęsknić. Zwłaszcza za Harrym.
Przy każdym jego wyjeździe pojawiają się stres i obawy. Tysiące obaw.
To oczywiste, że mu ufam. Tak jest. Ale nigdy nie potrafię być spokojna.
Weszłam po cichu do salonu, ściągając adidasy i bluzę, które następnie chwyciłam w dłoń i przeszłam z nimi do przedpokoju. Ruszyłam powoli na górę, mijając po drodze swojego brata, za którym ,równie szybko co on, biegła Lucy, krzycząc coś niezrozumiale ze szczoteczką w buzi.
Weszłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi na klucz, następnie stając przed lustrem.
Przetarłam dłonią zmęczone od nieprzespanych nocy oczy po czym odkręciłam kran i przepłukałam ją zimną wodą.
O wiele lepiej.
Umyłam szybko zęby, po czym weszłam pod ciepły prysznic, aby chociaż odrobinę zapomnieć o codzienności.
Owinięta ręcznikiem ruszyłam do swojej sypialni gdzie ubrałam dżinsy i sweter, włosy związując w warkocza, aby mi nie przeszkadzały.
Sprawdziłam jeszcze telefon, jednak nie znalazłam żadnej nieodebranej wiadomości.
Westchnęłam cicho po czym szybko zeszłam na dół do jadalni, gdzie na stole czekało już na nas śniadanie.
Stanęłam w przejściu uważnie patrząc na rodzinę.
Wszyscy byli szczęśliwi. Nawet Lucy. Wszystko zaczynało wracać do normy. No, prawie wszystko.
- Mel, siadaj. - Zaprosiła mnie z uśmiechem, jednak gdy zobaczyła moją minę, automatycznie znikł. Ruszyłam szybko do salonu, wiedząc, że Lucy i tak pójdzie za mną. Zawsze to robiła.
Usiadłam na kanapie, podciągając pod brodę kolana, tępo wpatrując się w przestrzeń.
- Skarbie, co się dzieje? - Poczułam jak obejmuje mnie ramieniem
- Ja... Ja po prostu tęsknię. Nie radzę sobie z tym. - Pociągnęłam nosem, ocierając mokre policzki - Za dużo na raz zwaliło mi się na głowę. Brian, Harry. Pomimo, że jestem w domu wypełnionym rodziną prawie po brzegi, czuję się strasznie samotna.
- Mel, przez cały rok, dzień w dzień powtarzałaś mi, że muszę być dzielna. Że muszę się podnieść. Dla Briana. Nie możesz teraz zamienić się ze mną miejscem. Nie możesz się załamać. Zobaczysz, że Harry wróci szybciej niż myślisz.
- To niby tylko dwa tygodnie, a ja mam wrażenie, że całe wieki.
- Tak jest kiedy kogoś kochasz. - Zaśmiała się cicho, całując mnie delikatnie w skroń - Doskonale rozumiem co to znaczy tęsknić za bliską osobą.
- Jeszcze tylko kilka dni. - Szepnęłam sama do siebie, powoli się uspokajając - Wytrzymam, prawda?
- No oczywiście, że tak. - Klepnęła mnie w ramię - Jak Harry tutaj w końcu wparuje, to chyba przytulać cię nie przestanie.
Na jej słowa mimowolnie się zaśmiałam, tym samym czerwieniąc się nieznacznie.
- Chodź na śniadanie i ciepłe kakao. - Wyciągnęła w moim kierunku dłoń, którą przyjęłam bez zawahania.
Przeszłyśmy razem z powrotem do jadalni gdzie wszyscy zawzięcie słuchali bliźniaków, które opowiadały o wycieczce z nowej szkoły.
Usłyszałam dzwonek do drzwi na co bez zastanowienia pokonałam korytarz, następnie z uśmiechem wpuszczając Toma do środka.
- No proszę, kogo widzą moje oczy. - Zaśmiał się, przytulając mnie mocno na powitanie - Długo nie miałem komu dokuczyć.
- Jak minęła ci podróż, Tom? - zapytałam rozbawiona, zupełnie lekceważąc jego wypowiedź
Usłyszałam za sobą radosny pisk Lucy, która z prędkością światła znalazła się przy nas i uwiesiła chłopakowi na szyi, który nie bardzo wiedział co się wokół niego dzieje.
- Wyjaśni ci. - Szepnęłam prawie że bezdźwięcznie, następnie chwytając jego torbę i zanosząc do góry.
Ledwie zeszłam, usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, na co tylko ciężko westchnęłam i ruszyłam leniwym krokiem w ich kierunku.
Jednak widząc kto właśnie przyszedł, nie byłam w stanie myśleć trzeźwo i racjonalnie. Uśmiechnęłam się szeroko, szybko podbiegając do chłopaka i mocno się w niego wtulając.
- Mała niespodzianka. - Zaśmiał się, obejmując mnie mocno i całując w czubek głowy, na co moje serce zaczęło bić o wiele szybciej niż powinno.
- Ale jak to? Przecież miałeś wrócić dopiero za kilka dni. - Spojrzałam na niego, przeczesując delikatnie loki, za którymi tak strasznie tęskniłam.
- Starałem się skończyć wszystko jak najszybciej. Strasznie tęskniłem.
- Nie chciałbyś widzieć co tu się działo. - Zaśmiałam się cicho, stając na palcach i czule go całując.
Od razu zacieśnił uścisk, delikatnie pogłębiając pocałunek, który jak dla mnie mógłby się nigdy nie kończyć.
- Jesteś pewnie zmęczony. - Odruchowo przygryzłam wargę, patrząc na niego uważnie - Chcesz najpierw coś zjeść?
- Nie. Chyba jedyną rzeczą do której się w tym momencie nadaję, to spanie. - Oznajmił rozbawiony, ściągając buty, następnie chwytając torbę i splatając razem nasze palce.
Przywitał się z moimi rodzicami oraz całą resztą, po czym ruszyliśmy na górę do sypialni.
- Wszystkie zdjęcia się udały?
- Tak. Wszyscy zadowoleni, sesja wykonana od A do Z.
- Często dostajesz takie propozycje? - zapytałam siadając po turecku na łóżku, patrząc jak ściąga swoje spodnie, koszulę i marynarkę.
- Ostatnim razem byłem z tobą w Oxfordzie.
- A, tak. Pamiętam. - Skrzywiłam się na samo wspomnienie wszystkiego co miało miejsce podczas wyjazdu.
Usłyszałam jego śmiech, co wybudziło mnie z transu, w który nie świadomie popadłam.
- Z czego się śmiejesz? - uniosłam brew.
Usiadł na miejscu obok mnie i pocałował krótko, na co tylko się uśmiechnęłam.
- Za dużo myślisz. Poza tym nie było tak źle.
- Nie było źle? - zapytałam rozbawiona - Mam zaczynać rozmowę o Lou?
Chłopak wpatrywał się we mnie przez pewien czas, następnie układając się wygodnie na poduszce.
- Masz rację, było tragicznie. No może poza pocałunkiem.
- Czym?!
Jego oczy momentalnie zrobiły się większe. Starał się unikać mojego wzroku najlepiej jak potrafił, jednak nie najlepiej mu to wychodziło.
- Harry?
- Pamiętasz noc kiedy poszłaś z Jose i Sarah do klubu?
- Powiedzmy, że połowę w miarę pamiętam. - Mruknęłam, bawiąc się swoimi palcami.
Zaśmiał się cicho pod nosem, chwytając moje dłonie, aby mnie uspokoić.
- Kiedy wracaliśmy do domu, pocałowałaś mnie.
- Co?! - krzyknęłam, nie wierząc w to co właśnie usłyszałam.
Ja?!
Ja jego?!
Wtedy?!
Nie no, on sobie chyba w kulki leci...
- Nie żeby to był pierwszy raz. - Dodał rozbawiony, na co moje policzki stały się juz chyba bordowe
- Ty mi zamierzałeś kiedyś o tym powiedzieć?
- Powiedzmy, że tak.
- Powiedzmy?
- No błagam cię. Jesteś moją dziewczyną. To normalne, że się całowaliśmy.
- Ale nie wtedy. - Zmrużyłam oczy, nachylając się nad nim - Ty to wykorzystałeś. I nie ujdzie ci to na sucho.
- Oj, no weź. - Zaśmiał się gdy wstałam z łóżka.
- Spać. I bez żadnych dyskusji. - Oznajmiłam, następnie wychodząc z pokoju
- No i jak? - usłyszałam za sobą szept siostry. Odwróciłam się do niej przodem wzdychając cicho z rozbawienia, ale i zażenowania.
- Teraz ma spać, a siebie to ja chyba będę przywiązywać na noc do łóżka, bo jak mi coś do głowy strzeli, to klękajcie narody, strzeż się świecie.
- A to jakaś nowość? - uniosła brew na co tylko posłałam jej mordercze spojrzenie.
- Chociaż trochę wsparcia. - Jęknęłam rozbawiona, co spotkało się z jej cichym chichotem - Idę do Briana gdyby Harry pytał. - Uśmiechnęłam się delikatnie, po czym ruszyłam na dół gdzie założyłam buty i wyszłam z domu, powoli wybierając się na pobliskie wzgórze.
Dostrzegłam z oddali sylwetkę jakiegoś mężczyzny, który ewidentnie pochylał się nad grobem chłopca. Zmarszczyłam czoło, przyspieszając nieco kroku.
Gdy tylko mnie usłyszał, od razu się odwrócił.
- Jesteś chyba ostatnią osobą której bym się tu spodziewała. - Oznajmiłam spokojnie, podchodząc do niego powoli
- Przecież to mój syn.
- Którym zainteresowałeś się dopiero po śmierci? No, muszę przyznać, że wzorowy z ciebie tatuś.
Chłopak spuścił wzrok, a między nami zapanowała cisza, przerywana tylko i wyłącznie szumem morza.
- Dlaczego Hastings? - Odezwał się w końcu, robiąc krok w przód
- Brian zawsze chciał mieszkać nad morzem.
- Jak czuje się Lucy?
- Lepiej. Zaczyna powoli... Wracać do siebie.
- To... To dobrze. Możemy porozmawiać? - Spojrzał na mnie niepewnie, co nie powiem, dosyć mnie zaskoczyło.
Przytaknęłam siadając na zboczu, wskazując miejsce obok, które sekundę później zajął.
 - Ja wiem co sobie o mnie myślicie. - Zaczął, zawzięcie wpatrując się w swoje palce - Dupek i sukinsyn, który zrujnował życie Lucy. Nie tak to miało wyglądać. - Westchnął - Uciekłem z bezsilności. Nie dlatego, że ich nie kochałem. Nie potrafiłem po prostu pogodzić się z myślą, że mój syn był chory, a ja nie jestem w stanie niczego zrobić, aby temu zaradzić.
- Oni potrzebowali tylko miłości. Osoby, na którą zawsze mogliby liczyć, gdy mają gorszy dzień.
- Teraz to wiem. Dopiero teraz. Kiedy jego już nie ma. - Wypuścił drżący oddech, ścierając łzy z policzków. Objęłam go ramieniem, przyciągając do siebie, aby nieco go uspokoić oraz dodać mu otuchy.
- Może wejdziesz na chwilę? Kilka godzin z Holmes Chapel trzeba przejechać do Hastings.
- Nie, nie. Nie potrafiłbym. Po tym wszystkim co zrobiłem.
- Nie możesz się całe życie karać.
- Ale chyba tylko na to zasługuję. Zostawiłem ich wtedy kiedy mnie potrzebowali. Nie było mnie przy nim, kiedy pytał o tatę. Nie wierzę, że ani razu nie zadał tego pytania. - Spojrzał na mnie, marszcząc jednocześnie czoło - Ja wiem, że oni mi tego nigdy nie wybaczą.
- Na czym ci teraz zależy najbardziej?
- Teraz? Chyba żeby Lucy dostała to na co zasługuje. A zasługuje na wszystko co najlepsze. I żeby nie trafiła po raz kolejny na kogoś takiego jak ja.
- Skoro nadal się o nią troszczysz, nie ma mowy aby kiedyś ci nie wybaczyła. - Posłałam mu pocieszający uśmiech, na co kąciki jego ust uniosły się nieznacznie ku górze - Gdzie się zatrzymałeś?
- W mieście, ale dzisiaj już wracam. Jutro muszę być w pracy.
- Znalazłeś coś w Holmes Chapel? - Uniosłam brew, jednocześnie wstając z ziemi i otrzepując spodnie
- Proszę cię. To jest przecież niemozliwe. - Wywrócił oczami, ruszając powoli za mną - Tydzień temu dostałem propozycję pracy jako pomocnik informatyka. W Londynie. Jutro mój pierwszy dzień.
- Zawsze czułam, że kiedyś wyrośniesz na ludzi. - Zaśmiałam się, spoglądając na niego
- Przy tobie mogę się schować najlepsza modelko na świecie.
- No już znowu nie przesadzajmy.
- Rankingi nie kłamią. - Oznajmił rozbawiony, na co mimowolnie się zaśmiałam.
Chodziliśmy po plaży wspominając stare czasy już dobre kilka godzin.
Szczerze, nigdy bym nie pomyślała, że tak łatwo będzie mi się z nim rozmawiać po tym wszystkim.
Nie jeden raz zastanawiałam się co mu powiem gdy go spotkam.
No ale wszystko trafił jasny szlag.
- A ten Harry Styles, w którym kocha się każda dziewczyna spotkana na ulicy?
- Jest mój. - Podkreśliłam rozbawiona jeszcze jego poprzednią wypowiedzią - I nie oddam go, nawet gdybym miała przepłynąć cały ocean w dwie strony.
- A po co byś miała go przepływać? - usłyszałam głos, na którego dźwięk szybko się odwróciłam
- Już nie śpisz?
- Wiesz, samemu jest bardzo zimno. - Oznajmił, mrużąc nieco oczy gdy spojrzał na chłopaka, który uważnie mu się przyglądał
- Harry, daj spokój. - Szepnęłam na co on tylko posłał mi zdziwione spojrzenie
- Ale czy ja coś robię? Przyszedłem tylko do mojej dziewczyny. - Podkreślił, następnie chwytając moją dłoń i ruszając naprzód, wzdłuż brzegu
- Czy to normalne, że się boję gdy tylko na niego spojrzę? - szepnął mi do ucha, przez co wybuchłam niekontrolowanym śmiechem
- Przeżywałam to samo, więc zapewne tak. - Odszepnęłam rozbawiona, nachylając się nad nim nieznacznie, na co Harry zareagował niemalże od razu.
Jednym ruchem przyciągnął mnie do siebie, tym samym zwiększając dystans między mną a Nickiem. Wywróciłam tylko oczami, obejmując go delikatnie w pasie, wtulając się nieco w jego klatkę piersiową.

|DA|

- Nie rozumiem dlaczego jesteś taki zazdrosny. - Wzruszyłam ramionami, wbijając wzrok w piasek
- Powód jest dokładnie taki sam, jak twój.
- W przeciwieństwie do ciebie, ja mam być o kogo zazdrosna. Te wszystkie modelki tylko szukają okazji żeby się mnie pozbyć i zostać z tobą sam na sam, najlepiej w jakimś małym i ciemnym pomieszczeniu.
- Myślisz, że nie działa to w dwie strony? Że faceci nie oglądają się za tobą na ulicy i nie wyobrażają sobie waszych wspólnych, bardzo upojnych nocy?
- Nie on. - Przetarłam dłonią czoło, zatrzymując się i patrząc na niego - On nie jest w stanie zbliżyć się do kogokolwiek z mojej rodziny. Nawet z mną miał problem.
- Wiesz, kiedy za wami szedłem, wyglądało to inaczej.
- Wyglądało inaczej, bo spędziliśmy na rozmowie kilka godzin. - Uniosłam się - I nie waż się interpretować tego, co powiedziałam. - Szybko go ucięłam, gdy chciał się odezwać
- Mogę się dowiedzieć chociaż kim on był? - ułożył dłonie na swoich biodrach, patrząc na mnie wyczekująco. Westchnęłam, podchodząc do niego powoli.
- Nick to tata Briana.
- No właśnie! I... Zaraz, co?! - zmarszczył czoło - Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?
- Nie przypuszczałam, że to ważne. - Przygryzłam nerwowo wargę, patrząc na niego niepewnie.
On tylko zrobił krok w przód i mocno mnie przytulił.
- Wszystko co mówisz jest ważne. Przepraszam cię za moje zachowanie, ale nie opanowałem jeszcze zazdrości.
Zaśmiałam się cicho, słysząc jego słowa, tym samym obejmując go w pasie.
- Przynajmniej wiem, że ci na mnie zależy.
- Powinnaś to wiedzieć bez dowodów. - Mruknął rozbawiony następnie nachylając się nade mną i delikatnie całując.
Chwyciłam jego dłoń i weszłam z nim do domu, czując jak wieczór zaczyna się robić coraz to chłodniejszy.
Lucy siedziała z Tomem w salonie, Brad razem z tatą majstrowali coś przy samochodzie w garażu, a mama usypiała bliźniaki.
Spokój jak nigdy dotąd.
- Mam iść pierwsza czy chcesz wziąć prysznic przede mną?
- Byłem przed wyjściem. - Uśmiechnął się następnie krótko mnie całując i wchodząc do sypialni.
Zamknęłam się w łazience i najszybciej jak tylko mogłam, wykonałam swoją wieczorną toaletę.
Założyłam na siebie koszulkę Harrego, która zastępowała mi go, kiedy był w Stanach, chociaż i tak ubranie nie wiele było mi w stanie dać.
Weszłam po cichu do naszego pokoju, rozglądając się dokoła. Nigdzie go nie było.
Westchnęłam cicho, składając swoje ubrania na krześle, następnie podchodząc do dużego, balkonowego okna, wpatrując się w spokojne morze.
Widok był niesamowity. Uspokajający, kojący zmysły. Cudowny.
Poczułam jak czyjeś ramiona oplatają mnie w pasie, a usta delikatnie muskają kark.
- Naprawdę cieszę się, że już jesteś. - Uśmiechnęłam się szeroko, opierając się o jego klatkę piersiową - Odchodziłam od zmysłów kiedy cię nie było.
- Nie wyjadę już bez ciebie na tak długo. Obiecuję. - Szepnął, całując długo mój policzek, następnie opierając podbródek na moim ramieniu - Widzę, że Tom i Lucy dogadują się wspaniale.
- Tylko czekam aż dostanę zaproszenie na ślub. - Zaśmiałam się, jednocześnie przymykając powieki.
W pokoju zapanowała idealna cisza, jednak wiedziałam, że nie jestem sama. W końcu mogłam to poczuć. Przytulić się do kogoś, a nie tylko do poduszki.
- Mel? - zaczął, bawiąc się delikatnie moimi palcami. Nie wiem dlaczego, ale słyszałam w jego głosie niepewność i stres. Strach.
Zmarszczyłam nieznacznie czoło, tym samym otwierając leniwie powieki.
- Co się stało?
- Mel, wyjdź za mnie...

-------------------------------------------------
Chcę was przeprosić za nagłą i niewyjaśnioną nieobecność (ten kto od czasu do czasu zagląda tutaj, zapewne wiedział, że rozdział planowałam dodać dopiero po 25.04).
Miałam bardzo nieprzyjemną sytuację przed świętami, nie miałam komputera i tak jakoś wszystko na raz się złożyło. 
Poza tym kto normalny dodaje rozdział w święta?
Przecież to czas, który powinno się spędzać z rodziną, a nie na czytaniu jakiegoś tam błahego opowiadania.
Jak już kiedyś pisałam, po moich egzaminach będę się starała dodawać rozdziały około dwa razy w tygodniu.
Sądzę, iż okolica środy/czwartku oraz soboty są idealnymi terminami zarówno dla mnie, jak i dla was.
Cóż... Nie wiem co mam jeszcze napisać....
Przepraszam, że ostatnio jest tutaj tak nudno... Nie wiem co się ze mną dzieje. Jestem jakaś wyprana z emocji, życia... Ze wszystkiego co możliwe...
Ale pocieszenie jedno, nie zostało nam dużo i do czerwca skończymy tego tasiemca na pewno... Znaczy się ja go skończę, wy ewentualnie go strawicie (Boże, ta nauka mnie dobija -.-).
W takim razie do soboty.

sobota, 12 kwietnia 2014

Chapter 27.

- Lucy, Lucy spokojnie. - Starałam się ją uspokoić - Lucy, oddychaj. Przestań płakać i powiedz mi co się dzieje. - Tłumaczyłam, tym samym wrzucając do torby pierwsze lepsze ubrania.
To nie mogło być coś mało ważnego. Nigdy nie słyszałam jej w takim stanie. Nigdy.
- Mel. - Jęknęła, wypuszczając drżący oddech - Mel, Brian jest w szpitalu. Nie mam pojęcia co się dzieje.
- Ale jak to?! Jak to w szpitalu?! - krzyknęłam, stając w bezruchu.
Nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Co dzieje się wokół. Zwyczajna pustka.
- Lucy, ja już się zbieram. Będę za kilka godzin. Nie będziesz sama. Obiecuję ci to. Zobaczysz, że to pewnie nic poważnego. - Mówiłam szybko i nerwowo, zgarniając dłonią do torebki wszystko co leżało na stoliku.
Szybkim krokiem przeszłam do przedpokoju gdzie ubrałam buty i kurtkę, następnie wychodząc z mieszkania z prędkością światła.
- Lucy, rozmawiałaś z lekarzem?
- Nikt nie chce mi niczego powiedzieć. - Pociągnęła nosem, mówiąc już nieco spokojniej - Mel, nie chcę cię odciągać od pracy.
- Lucy, rodzina jest dla mnie najważniejsza i Harry bardzo dobrze o tym wie. Nie zostawię cię teraz samej.
- Dziękuję ci. Naprawdę nie wiem co bym bez ciebie zrobiła.
- A rodzice? Brad? Gdzie oni są?
- Razem ze mną w szpitalu. Ale oni nie dają rady. - Ponownie zaniosła się płaczem - Brad przestał się odzywać, mama nie potrafi się uspokoić, tata jest zmęczony. Nie chcę żeby im się jeszcze coś stało.
- Lucy, ja jestem już na lotnisku. Będę za kilka godzin. Obiecuję. - Szepnęłam następnie się rozłączając, gdy musiałam zapłacić za bilet. Przeszłam szybko przez odprawę i chodząc wzdłuż całego terminala w tę i z powrotem, czekałam na samolot.
Nie docierało do mnie to, co powiedziała mi Lucy.
Przecież wszystko tak dobrze szło. Wszystko było w jak najlepszym porządku. Brian czuł się tak dobrze.
Usiadłam na jednym z krzeseł, chowając twarz w dłoniach i łapiąc głębokie oddechy, starając się uspokoić.
On musi z tego wyjść, cokolwiek to jest.
Po niecałej godzinie mój lot został wywołany przez co w te pędy ustawiłam się w kolejce, chcąc jak najszybciej dostać się na pokład.
W tym samym momencie przypomniałam sobie o Harry'm. Przecież on o niczym nie wie, a za dwie godziny wraca z Los Angeles.
Wyciągnęłam szybko telefon i wybrałam jego numer, wysyłając mu wiadomość, ponieważ to było pewne, że nie odbierze połączenia.
Przeszłam razem z resztą pasażerów przez pas, następnie wchodząc do samolotu, po drodze pokazując swój bilet.
Usiadłam pod oknem, na samym końcu pokładu, aby być jak najdalej od ludzi. Nie zależało mi w tym momencie na jakimkolwiek kontakcie.
Zapięłam pas i nie czekając na moment odlotu, oparłam głowę o szybę, po chwili głęboko zasypiając.

|DA| 

- Proszę pani. Halo. - Usłyszałam czyjeś szepty. Niechętnie otworzyłam oczy, napotykając na swojej drodze ciepłe spojrzenie - Jesteśmy już na miejscu.
Podniosłam się nieco, wyglądając za okno.
Byliśmy w Anglii.
- No tak. Racja. Dziękuję. - Uśmiechnęłam się niemrawo, następnie podnosząc się z miejsca.
Chwyciłam swoją torbę i ruszyłam od razu do wyjścia z lotniska.
Złapałam pierwszą lepszą taksówkę i podając adres szpitala wyciągnęłam telefon, gdzie widniały miliony nieodebranych połączeń.
Wszystkie od Harry'ego.
Wybrałam jego numer i przystawiłam komórkę do ucha, jednak za każdym razem powtarzał się ten sam komunikat.
Abonent jest tymczasowo niedostępny lub poza zasięgiem sieci.
Wrzuciłam zrezygnowana urządzenie do torebki, przecierając dłonią czoło.
To wszystko jest tak skomplikowane. Dlaczego życie nie może być prostsze? Łatwiejsze? Dlaczego wszystko nie może się układać tak jakbyśmy chcieli?
Zapłaciłam mężczyźnie i żegnając się z nim wysiadłam z samochodu, od razu ruszając do środka.
Już na samym wejściu zauważyłam Lucy, która siedziała skulona pod ścianą.
Szybko do niej podbiegłam, następnie klękając przed dziewczyną i chwytając jej dłonie.
- Będzie dobrze, słyszysz? Musi być.
Na moje słowa tylko przytaknęła, mocno się we mnie wtulając.
Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi sali, z której wyszedł znajomy mi lekarz. Od razu się podniosłam, patrząc na niego znacząco.
Westchnął skinąwszy głową na znak, że mogę wejść do chłopca.
Stawiałam niepewnie kroki na białej posadzce, starając się zachowywać najciszej jak tylko potrafiłam.
Poczułam w krtani okropny uścisk, na widok Briana, podpiętego do aparatury. To był straszny widok. W tym momencie pragnęłam tylko i wyłącznie, aby to całe zamieszanie okazało się tylko snem.
Usiadłam na brzegu łóżka, chwytając jego bezwładną dłoń, zaciskając ją nieznacznie.
Odwrócił powoli główkę, otwierając ociężałe powieki.
- Ciociu, co tu robisz? - wychrypiał, na co po moich policzkach zaczęły spływać pierwsze łzy
- Brian, co się stało?
- Ja... Ja nie wiem. - Odchrząknął - Bardzo mi słabo. Ciężko mi się oddycha.
- Za nie długo poczujesz się lepiej. - Starałam się uśmiechnąć jak najbardziej szczerze - Lekarstwa zaczną działać. Wszystko będzie dobrze. Wyprowadzimy się do twojego wymarzonego domu. Nad morzem. Za kilka miesięcy pójdziesz do szkoły, poznasz nowych kolegów.
- Ciociu, ja nie mam siły. - Pociągnął noskiem, następnie zamykając oczy, poluźniając uścisk z każdą sekundą - Dziękuje ci za wszystko. Jesteś najlepszą ciocią pod słońcem. - Wyszeptał
- Brian, dasz radę. Jesteś silniejszy niż myślisz.
- Boli mnie tutaj. - Przyłożył dłoń do lewej strony swojej klatki piersiowej. Wziął głęboki oddech nie wypuszczając go przez dobre kilka sekund.
- Brian? - Potrząsnęłam nim delikatnie, jednak nie wykonał najdrobniejszego ruchu - Brian, obudź się. Błagam. Nie wygłupiaj się. - Mówiłam głośniej, co niestety nie spotkało się z żadną reakcją
Spojrzałam na ekran gdzie zauważyłam tylko i wyłącznie ciągłą linię.
Szybko powróciłam wzrokiem na chłopca, patrząc na niego z niedowierzaniem.
On nie mógł umrzeć. Nie on.
Poczułam jak jego rączka wysuwa się mojej, na co od razu schowałam twarz w swoich dłoniach, nie potrafiąc zahamować łez.
Poczułam jak ktoś podnosi mnie z miejsca i wyprowadza z sali.
Zupełnie nie wiedziałam co się wokół mnie działo.
Miałam wrażenie jakby wszystko spowolniło tempa. Jakby to wszystko działo się we śnie.
Stanęłam pod ścianą, patrząc tępo w okno, za którym cały czas padał deszcz. Nie dochodziło do mnie to co właśnie się stało.
Światło przysłoniła mi wysoka sylwetka, na co zmrużyłam nieznacznie opuchnięte od łez oczy, spoglądając tym samym w górę.
Bez zastanowienia mocno się do niego przytuliłam, płacząc jak małe dziecko. Poczułam tylko jak mocno mnie obejmuje, dając mi tym samym poczucie bezpieczeństwa. Wiedziałam, że nie jestem sama.

Siedzieliśmy w szpitalu już kolejną godzinę, czekając aż lekarze ustalą przyczynę zgonu.
Przyczyna zgonu...
Jak to brzmi?
Strasznie.
Okropnie.
- Mel, możesz porozmawiać z lekarzami? Ja nie dam rady. - Oznajmiła drżącym głosem, nie odrywając wzroku od ściany.
Przytaknęłam niemrawo, obracając w palcach plastikowy kubek, który był dziurawy chyba już we wszystkich miejscach.
W końcu mężczyzna zaprosił mnie do środka, na co tylko przełknęłam ciężko ślinę i ruszyłam za nim do gabinetu.
- Proszę usiąść. - Odchrząknął, wskazując na wolne krzesło, które znajdowało się naprzeciwko jego biurka - Nie będę przeciągał tej chwili. Pani dobrze wie, że Brian miał zanik mięśni.
- Ale ponoć rehabilitacja dawała bardzo dobre efekty. Przecież czuł się o wiele lepiej.
- Niestety mięsień serca nie zawsze da się wytrenować. Bardzo mi przykro. Mógłbym porozmawiać z pani siostrą?
- Jeżeli będzie na siłach, poproszę ją. - Oznajmiłam bez emocji, czym prędzej opuszczając gabinet, spotykając się ze spojrzeniem Lucy - Dasz radę? - szepnęłam, kucając przed nią i chwytając jej dłonie - Nie musisz.
- Pójdę. Mel, to mój syn.
Przytaknęłam, spuszczając wzrok i zaciskając mocno powieki aby nie wypuścić ani jednej łzy, co z każdą sekundą stawało się coraz trudniejsze.
Usiadłam na podłodze obok krzeseł, patrząc jak Lucy znika za drzwiami gabinetu.
Podkuliłam pod siebie nogi, opierając brodę na swoich kolanach.
W tym momencie w mojej głowie pojawiło się pewne pytanie.
Co by było gdyby Harry'ego spotkało dokładnie to samo?
Po moich policzkach od razu spłynęły łzy.
Co by wtedy się ze mną działo?
Tyle mu zawdzięczam. Tak bardzo go kocham. Jest dla mnie ważny tak samo jak ja dla niego. Jest moją rodziną. Nie ma na świecie drugiego takiego człowieka.
Usłyszałam czyjeś kroki, które z każdą sekundą zwalniały. Po chwili chłopak już siedział przede mną.
- Dziękuję, że zawiozłeś ich do domu. - Podziękowałam mu, starając się opanować drżenie głosu. Poczułam jak ociera moje policzki, na co tylko się podniosłam i mocno w niego wtuliłam - Nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. - Zaczęłam, zupełnie nie zastanawiając się nad wypowiadanymi słowami - Może to głupio zabrzmi, ale zaczęłam się zastanawiać, co by się stało gdyby z tobą stało się dokładnie to samo co z Brianem. Harry, ja naprawdę nie wyobrażam sobie, że mogłoby ciebie zabraknąć w moim życiu. - Automatycznie zacieśniłam uścisk, jakby bojąc się, że za chwilę może zniknąć. Uciec - Chyba dopiero teraz dociera do mnie jak bardzo cię kocham. - Szepnęłam, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi, mocząc łzami jego skórę.
Poczułam delikatny pocałunek złożony na czubku mojej głowy, co nieco mnie uspokoiło.
- Zawsze możesz na mnie liczyć. Obiecuję, że cię nie skrzywdzę. Nigdy. - Oznajmił, mocno i opiekuńczo mnie obejmując - Kocham cię. I nigdy nie przestanę.


sobota, 5 kwietnia 2014

Chapter 27. - no cóż....

Wiem, że pewnie liczyliście na rozdział (chociaż kto was tam wie), ale niestety nie wyrobiłam się z nim. Miałam strasznie zawalony tydzień testami, kartkówkami, WSZYSTKIM, tym bardziej, że za niecałe trzy tygodnie czekają mnie egzaminy :/


... 


...


So...

Postaram się napisać rozdział w nocy i dodać go jutro, ale nie obiecuję gruszek na wierzbie... 
Mogę was jedynie zapewnić, że po testach (23,24,25.04) będę się starała wstawiać rozdziały częściej (chciałabym po dwa w tygodniu). Oczywiście wszystko też będzie zależało od komentarzy i ilości osób, które czytają bloga (chociaż w zasadzie to też nie ma znaczenia. Będę pisać dla tych, którzy zawsze ze mną są).


Myślę, że opowiadanie do wakacji powinnam skończyć. Nie planuję jakiejś masy kolejnych rozdziałów.
Tylko to, co mam zaplanowane i ewentualnie wpadnie mi do głowy.
Nie ma co na siłę przeciągać opowiadania, bo najzwyczajniej w świecie zaczyna się robić nudne i nie do przeczytania.
Chciałabym na pewno "dobić" do trzydziestu rozdziałów. Nie brakuje dużo (bo tylko trzech), więc myślę, że powinno pójść z górki.


Tutaj macie kolejny dodatek w postaci zdjęć:
A tutaj znajdziecie moje ostatnio dodane prace (shot z Larry'm i dwie części nowego Mini Series, również z Larry'm):
(uwaga! na tm możecie komentować tak samo jak tutaj, czyli również anonimowo! wystarczy, że wejdziecie w zakładkę ask i napiszecie kilka słów, a następnie je do mnie wyślecie x)

Jeszcze raz bardzo was przepraszam :(