czwartek, 31 października 2013

Chapter 4.

Bum szakalaka! Taka tam niespodzianka dla was :)
Love ya :)))

Z każdą nową modelką na wybiegu popadałam w jeszcze większe kompleksy. Jak ja mam się z nimi równać? No powiedzcie mi, jak?!
Nogi jak stąd do Księżyca, a moje, no niestety, sięgają tylko do pasa. Idealnie zarysowane mięśnie brzucha, z resztą perfekcyjnie płaskiego brzucha, jędrne pośladki, gładkie nogi. Hipnotyzujące spojrzenie.
Nie to co ja - zwykła dziewczyna, jak co druga na ulicy.
Westchnęłam cicho tak, aby mój towarzysz nie zauważył mojego zakłopotania i widocznego na mojej twarzy grymasu. Spojrzałam na niego kątem oka. Był wyraźnie znudzony.
No tak... Po 8141197981798 pokazie, osobiście można mieć ich już dosyć.
Przyszła kolej na Gemmę. Przyjrzałam się jej uważniej niż pozostałym modelkom. Poruszała się z niesamowitą gracją. Tak jakby szła zupełnie na bosaka, a nie w szpilkach niczym Mount Everest... Mimika jej twarzy, idealna. Sylwetka, idealna. Nogi, idealne. Wszystko, idealne. Do diaska! Jak można być tak perfekcyjnym człowiekiem!
Opadłam zrezygnowana na oparcie krzesła.
Zaczęłam intensywnie myśleć nad tym, czy modeling to aby na pewno zawód dla mnie. Może trzeba mi było posłuchać ojca i zostać w domu, w Holmes Chapel i do grobowej deski pracować jako sprzątaczka, kelnerka i barman w jednym w Sweet Heaven... Tak, to zdecydowanie praca mojego przeznaczenia...
Przymknęłam na sekundę powieki, aby się odprężyć i odgonić wszystkie złe myśli. Niestety na nic to się nie zdało.
Niech to szlag...
Pokaz w końcu dobiegł końca. Wszystkie modelki wraz z projektantami weszły na wybieg. Owacje na stojąco dostali niemalże od razu.
Nadszedł czas na after party.
- Byłaś niesamowita. - Oznajmiłam, mocno przytulając Gemmę, która właśnie do nas dotarła
- I tak tobie nie dorówna dzisiaj nikt.
- Weź przestań. - Zaśmiałam się - Mogę się założyć, że już po pierwszych dwóch krokach leżałabym tam jak długa.
Na moje słowa obydwie parsknęłyśmy śmiechem. Następnie dołączyłyśmy do grupy, z którą rozmawiał jej brat.
- Już się nie mogę doczekać kiedy to ciebie zobaczę na wybiegu, Mel. - Zaczął Paul, jednocześnie wręczając mi kieliszek różowego wina
- Coś czuję, że jeszcze trochę sobie poczekasz. - Wyznałam na co wszyscy się zaśmialiśmy
- Harry, mam nadzieję, że znajdziesz gdzieś dla nas wspólną sesję. Mieć zdjęcie z taką ślicznotką to niemalże zaszczyt.
- Och Paul... Nie pochlebiaj mi tak. Zawstydzasz mnie.
- Osobiście mogę to obserwować cały czas. - Uśmiechnął się, następnie upijając łyk swojego wina. 
- Cześć wszystkim! - przywitała się blondynka, która do nas dołączyła. Wszyscy odpowiedzieli jej niemrawym Cześć, po czym szybko spuścili wzrok.
Aha, chyba ktoś tu za nią nie przepada.
- Harry... Jak ja cię dawno nie widziałam, pyszczku ty mój.
Na jej ostatnie słowa zaczęłam żałować, że właśnie w tym momencie sączyłam swój napój, bo z rozbawienia prawie wyplułam go na Gemmę, która widząc moją reakcję, zaczęła się chicho śmiać. Oczywiście razem ze mną.
- Pozwolicie, że na chwilę was opuścimy. - Wydukała przez śmiech, po czym chwyciła mnie za nadgarstek i pociągnęła w innym kierunku. Jednak ktoś jej na to nie pozwolił, ponieważ równie szybko złapał mnie za przedramię
- Nie może to zaczekać? - zaczął jej brat, znacząco na nią patrząc
- Skoro jesteś zajęty...
- Nalegam. - Wysyczał, dostatecznie już wyprowadzony z równowagi. Jego siostra tylko westchnęła
- Chcesz coś jeszcze do picia?
- Nie, dzięki. - Podziękowałam jej, ciepło się uśmiechając. Ona tylko poklepała mnie po ramieniu z wyraźnym współczuciem malującym się w jej oczach.
O co kurde chodzi?
Całe towarzystwo rozpłynęło się jakby w powietrzu. Została tylko ta blondynka z Harry’m, no i ja.
Poczułam jak uścisk chłopaka się zacieśnia, tak jakby się bał, że ucieknę w trakcie rozmowy.
- Cara... Jak ci się wiedzie? - zaczął rozmowę
- Po tym jak mnie wywaliłeś z agencji? A wiesz... Całkiem, całkiem. No niestety nie jest tak wspaniale, bo nie ma tam ciebie. Nowy szef nie jest tak uprzejmy jak ty...
- Czyżby? No popatrz, popatrz...
- Nie wierzę, że za mną nie tęsknisz... - wysyczała, dosłownie rozbierając go wzrokiem.
Osobiście nie rozumiem celu, dla którego miałam być świadkiem tej rozmowy.
- No jakoś tak nie bardzo...
- Przemykały przez twoje łóżko lepsze ode mnie?
- Możliwe..
- Ona też załatwiła sobie posadkę w ten sposób?
- Cara, dość! - krzyknął, jednocześnie zwracając uwagę kilku osób w pobliżu - Wiesz... Ona jest przynajmniej na tyle dobra, że nie musi chodzić do łóżka z kim popadnie, aby osiągnąć sukces. Och, czyżbyś nierównomiernie rozprowadziła puder? Spójrz gdzieś w lustro, bo mogę się mylić. - Oznajmił ze sztucznym uśmiechem, po czym odwrócił się od niej i ciągnąć mnie za sobą ruszył do wyjścia
- Po co to zrobiłeś? - zapytałam będąc już na dworze, tym samym uwalniając się z jego uścisku
- Zrobiłem co?
- Po co byłam ci do szczęścia potrzebna przy tej rozmowie?
- Potrzebowałem wsparcia...
- Wsparcia? - zapytałam ewidentnie nie rozumiejąc tego co do mnie mówił
- Tak. Nie odważyłbym się jej powiedzieć tego co jej powiedziałem, gdyby ciebie tam nie było. A co za tym idzie? Jakże wspaniała noc, och wyczuj ten sarkazm, w towarzystwie przereklamowanej już na rynku, modelki Cary Delevingne.
- Jakoś nie chcę mi się wierzyć w to, że nie załatwiłbyś tego sam. - Wyznałam, jednocześnie kręcąc głową, aby wyrzucić z niej myśl, że TEN Harry Styles mógłby być tchórzem i od tak sobie ulegać kobietom. Przecież to one ulegały jemu. To on miał nad nimi kontrolę i władzę. Nie one nad nim.
- A dlaczegóż to niby? - zapytał nieco rozbawiony
- No bo to przecież kobiety ulegają tobie a nie ty im. To ty masz nad nimi kontrolę.
W tym momencie zdałam sobie sprawę, że wypowiedziałam swoje wszystkie myśli na głos. Spojrzałam na niego przelotnie, co chyba nie było najlepszym pomysłem. Była zaskoczony ale i rozbawiony moim wyznaniem. Ja natomiast czułam jak moje policzki dosłownie się palą.
- Nie zgodzę się z tym. - Zaśmiał się, jednocześnie do mnie podchodząc i stając blisko mnie. Zdecydowanie ZA blisko. Starałam się zrobić krok w tył, jednak uniemożliwił mi to mur Parlamentu. Niech to szlag! Musi on stać własnie tutaj!
Starałam się jak najskuteczniej uniknąć jego wzroku, co nie powiem, udawało mi się dopóki jaśnie księciu, cud chłopak, Bóg nad Bogami, czy jak kto inny chce, nie chwycił mojego podbródka i nie nakierował mojego spojrzenia prosto w jego dwa szmaragdowe kryształki.
- T-to znaczy? - zająknęłam się, gdy poczułam jego ciepły oddech na moich odsłoniętych obojczykach
- Kiedyś ci to wytłumaczę. Może za rok, może za dwa lata, a może nawet jutro.
- Musisz zawsze dopinać swego? - westchnęłam niezadowolona
- Teoretycznie tak. - Zaśmiał się, po czym chwycił moją dłoń i ruszył w stronę ulicy
- Nie wracamy na przyjęcie?
- Już nie. - Uśmiechnął się cwaniacko, po czym zacieśnił uścisk jeszcze bardziej, zapewne wyczuwając moje wahanie.
Co miałam zrobić? Uciec nie ucieknę, więc muszę się zdać tylko i wyłącznie na niego i chcąc, czy też i nie, muszę mu w pełni zaufać.
Zaprowadził mnie do jakiegoś parku, gdzie następnie usiedliśmy na ławce pod płaczącą wierzbą.
- Lubię tu przychodzić kiedy jestem w Londynie. - Zaczął - Tutaj też poznałem moją pierwszą poważną miłość. I nie... Nie opowiem ci o niej. Przynajmniej nie dzisiaj. - Zaśmiał się, uprzedzając moje pytanie.
Siedzieliśmy w ciszy. Żadne z nas się nie odzywało. Nie bardzo wiedziałam o czym mam z nim rozmawiać. Pytać o nic nie mogę, bo zapewne na żadne z moich pytań nie odpowie, pomimo, że mam ich naprawdę sporo.
W ogóle co my tutaj robimy?!
- Cała twoja rodzina zajmuje się modelingiem? - zaczęłam w końcu, wcześniej ciężko przełykając ślinę. Słyszałam jak mój głos zaczyna drżeć
- Tak. Tata jest szefem wszystkich naszych agencji, mama jest ich menagerem, siostra modelką, a ja fotografem. Każdy robi to co lubi i wszyscy są szczęśliwi.
- Nie myślałeś nigdy o jakiś studiach?
- Szczerze, to miałem okres kiedy chciałem zostać prawnikiem. - Zaśmiał się - Ale bardzo szybko zmieniłem zdanie. Zdjęcia to jednak coś co kocham. A ty?
- Co ja?
- Twoja praca, studia...
- Jeśli mam być szczera, to nienawidziłam pracy w Sweet Heaven. Co do studiów, zawsze chciałam zrobić kilka fakultetów. Trzy główne to Medycyna, Literatura angielska i... Prawo... - dodałam niemalże szeptem, tym samym się rumieniąc. Ponownie!
- Czyli teraźniejszy zawód widocznie odstaje od twoich marzeń...
- Można tak powiedzieć, chociaż nie powiem, że nigdy nie chciałam być modelką, bo perfidnie bym skłamała...
- Och, cóż za zaszczyt, że jesteś ze mną szczera. - Zaśmiał się, następnie spoglądając w niebo - Jutro lecimy do Nowego Jorku.
- Tak, pamiętam.
- Ale powiedz mi, jak mnie masz zapisanego w kontaktach. Na prawdę mnie to ciekawi. - Oznajmił ożywiony. Boże... Jak można tak szybko zmieniać tematy...
- Często tak przeskakujesz z tematu na temat?
- Zazwyczaj...
Nie dawał za wygraną. Wiedziałam, że mi nie odpuści.
- Normalnie, po ludzku, Harry, ale zaczynam bardzo poważnie rozpatrywać opcję Natręt. Idealnie by do pana pasowała, panie Styles.
- Dziękuję za ten komplement, panno Grey. Nie jest ci zimno?
- Nie, nie.
Och, oczywiście... Na pewno...
- Perfidna kłamczucha z ciebie. - Oznajmił mrużąc przy tym oczy - Chodź, bo się rozchorujesz, a tego to byśmy nie chcieli.
Niepewnie spojrzałam na jego rękę wyciągniętą w moim kierunku
- Nie gryzę, ani nie parzę... Spokojnie. - Zaśmiał się.
Ostatecznie chwyciłam jego dłoń i połączyłam jego palce razem z moimi.
Czułam się dosyć niezręcznie. Będę szczera. Jeszcze nigdy nie szłam z żadnym chłopakiem za rękę, a tym bardziej z chłopakiem, którego znam ledwie dwa dni.
W ogóle moje życie miłosne nie było jakoś bardzo przebojowe. Szczerze, to nie działo się w nim dosłownie nic. Tak, mam czyste konto. Nigdy z nikim się nie umawiałam, nie byłam na randce, nie całowałam się, ani nie uprawiałam seksu.
Boże... Czuję się jak zakonnica.
Na tą myśl znacznie się skrzywiłam, co Harry natychmiast zauważył.
- Co się stało?
- Nic, po prostu zdaję sobie powoli sprawę jak nudne było moje dotychczasowe życie. - Odpowiedziałam z zażenowaniem, na co chłopak głośno się zaśmiał. Szczęście, że ulice były puste, bo zapewne wszyscy od razu wlepiali by w nas swoje ślepia. Spojrzałam na niego i można powiedzieć, że natychmiast się zauroczyłam.
Wyglądał teraz tak niewinnie i uroczo, a zarazem podniecająco. W dodatku dźwięk jego śmiechu, który co jakiś czas dudnił w moich uszach, był bezcenny. Można powiedzieć, że nawet kojący zmysły.
Ile bym dała, żeby słyszeć jego głos codziennie kiedy się budzę oraz kiedy zasypiam.
Chwila, stop. Nie myśl o nim w ten sposób. On jest tylko i wyłącznie twoim szefem... Z idealnym uśmiechem, głosem i wszystkim innym po drodze... ALE TYLKO SZEFEM!
- Jesteś zmęczona?
- Trochę. Chyba za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
- Z czasem się przyzwyczaisz. - Uśmiechnął się, następnie przepuszczając mnie w drzwiach.
Już jesteśmy pod hotelem?! Tak szybko ?!
- Masz wszystko? Może czegoś potrzebujesz? - zapytał gdy staliśmy pod drzwiami naszych pokoi
- Nie, dziękuję. Cholera... - przeklnęłam, gdy przypomniałam sobie o swoich ubraniach - Moje ubrania zostały w sali konferencyjnej Parlamentu...  I w dodatku mam na sobie to wszystko..
- Ubrania czekają na ciebie w pokoju. - Przerwał mi - A sukienka, buty i dodatki są już twoje...
- Ale Harry, ja... Nie mogę tego przyjąć...
- Kochanie... Ja nie proszę cię żebyś je zatrzymała, tylko ci każę, a to jest pewna różnica, prawda? Słodkich snów. - Pożegnał się, następnie otwierając drzwi i znikając we wnętrzu swojego apartamentu.
Jeszcze przez chwilę tak stałam w bezruchu, napajając się jego zapachem.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że moja karta została w spodniach, która znajduje się w moim pokoju. Wolnym krokiem ruszyłam do windy, którą następnie zjechałam na dół, do recepcji.
- Dobry wieczór. W czym mogę pani pomóc? - zwróciła się do mnie młoda, rudowłosa kobieta, która pracowała w recepcji na nocną zmianę
- Zostawiłam swoją kartę w torbie, którą odtransportowano do mojego pokoju. Jest zatrzaśnięta. Czy mogłabym dostać klucz zapasowy?
- Ależ oczywiście. - Uśmiechnęła się ciepło - Poproszę o numer pokoju
- 269...
- Już.. O... proszę bardzo. Duplikat może pani oddać wraz z główną kartą jutro rano, przy wymeldowywaniu się
- Dziękuję bardzo. Dobrej nocy.
- Wzajemnie pani Styles...
- Słucham? - zapytałam zaskoczona
- Pani jet żoną pana Styles’a, tak?
- Nie. Jestem jego... Znajomą... Przyjaciółką rodziny... - wymyśliłam na szybko
- Och. Przepraszam. Pan Styles podał swoje nazwisko również do pani rezerwacji. Nie będzie to problemem jeśli na rachunku też będzie ono widniało?
- Oczywiście, że nie. Następnym razem nie dopuścimy do takiej pomyłki. Już ja tego dopilnuję. - Zaśmiałam się
- Oczywiście. - Odpowiedziała mi ciepłym uśmiechem - A można znać pani tożsamość?
- Melanie Grey.
- W takim razie dobrej nocy pani Grey.
Pożegnałam ją skinieniem głowy, po czym ruszyłam na górę, jednakże tym razem po schodach. Osobiście miałam dosyć wind.
Ściągnęłam ze swoich stóp szpilki i przeskakując zwinnie co dwa stopnie ruszyłam na swoje piętro.
Gdy chciałam naskoczyć na kolejny stopień, poczułam czyjąś dłoń na nadgarstku, która gwałtownie przyciągnęła mnie do siebie.
- Witam ponownie pani Grey... - wyszeptał zmysłowo do mojego ucha
- My się w ogóle znamy? - zapytałam, tym samym próbując się wydostać z uścisku blondyna
- Nie mów złotko, że już mnie nie pamiętasz... - oznajmił z wyraźnym amerykańskim akcentem - Przecież to ty najzwyczajniej w świecie zignorowałaś mnie w restauracji. Bardzo dobrze cię pamiętam. Takich oczu nie da się zapomnieć. O nie. - Wyszeptał, jednocześnie przejeżdżając nosem po moim policzku
- Przepraszam pana, ale muszę już iść.
- Chciałabyś kochanie. Ale muszę cię rozczarować... Jesteśmy tu sami, a twojego cudownego chłopaka nie ma w pobliżu. Cóż za...
- Kto powiedział, że go tu nie ma. - Przerwał mu ochrypły, bardzo dobrze znany mi głos - Zostaw ją w spokoju. Nie dotarło, że nie che mieć z tobą nic wspólnego?
- A jeśli jej nie puszczę? To co mi zrobisz?
- To cię, grzecznie mówiąc kurwa zabiję. Satysfakcjonująca odpowiedź?
- Słuchaj kochany... Możemy się dogadać. Moja będzie w piątki, twoja w soboty i wszyscy będą zadowoleni.
- Mówię jeszcze raz i zarazem już ostatni... Puść ją, albo ta noc z pewnością nie będzie należała do najprzyjemniejszych w całym twoim życiu.
Blondyn przeniósł na mnie swój wzrok. Następnie przycisnął usta mocno do mojego policzka, pozostawiając na nim ich odcisk
- Jeszcze się spotkamy. - Wyszeptał, po czym łaskawie mnie puścił
- Melanie, możesz iść do pokoju? Mamy z panem chyba do porozmawiania.
- Harry, jest w porządku.
- Proszę, czy możesz pójść do tego pieprzonego pokoju i zostawić nas samych? - wysyczał ozięble przez zęby. Następnie nakierował na mnie swój wzrok, który nieznacznie stał się cieplejszy - Proszę. - Szepnął, na co ja tylko niemrawo pokiwałam głową i ruszyłam po schodach na górę.
Do pokoju dotarłam najszybciej jak tylko mogłam. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, po których następnie osunęłam się w dół. Moja głowa dosłownie pękała od natłoku myśli.
O kogo powinnam się martwić. O Harry’ego, czy może lepiej o tego blondyna. Co Harry może mu zrobić? Co blondyn może zrobić Harry’emu?
Na samą myśl o posiniaczonym brunecie przez moje ciało przeszło stado nieprzyjemnych, lodowatych dreszczy.
Gwałtownie podniosłam się z podłogi i pobiegłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie sukienkę oraz biżuterię, a buty rzuciłam gdzieś w kąt.
Weszłam do kabiny prysznicowej. Następnie odkręciłam ciepłą wodę i dałam upust emocjom. Z moich oczu popłynął wodospad łez powstrzymywanych od dłuższego czasu. Płakałam za wszystkie czasy, kiedy tego zrobić nie mogłam.
Po dziesięciu minutach owinęłam się ręcznikiem, aby swobodnie przejść po apartamencie w celu znalezienia piżamy. Powróciłam do łazienki gdzie ją ubrałam, a ręcznikiem owinęłam mokre włosy. Szybko umyłam zęby. W pełni gotowa przeszłam do sypialni, gdzie usiadłam na łóżku i nerwowo przewracając telefon w dłoni zaczęłam czekać na jakikolwiek odgłos dochodzący z pokoju obok.
Odblokowałam komórkę w celu znalezienia jakiejkolwiek wiadomości, jednak spotkało mnie tylko i wyłącznie wielkie rozczarowanie...
Weszłam w wiadomości tekstowe i zaczęłam je po kolei czytać. Co jakiś czas na mojej twarzy pojawiał się uśmiech spowodowany treścią niektórych SMS’ów. Spojrzałam na ich nadawcę... Mr. Styles... W tym momencie przypomniałam sobie sytuację kiedy po raz pierwszy dzisiaj zobaczyliśmy się z Gemmą... Harold...
Szybko weszłam w edycję numeru i wystukałam nową nazwę, następnie ją zapisując. Zaśmiałam się na to wspomnienie.
Och, ile bym dała żeby go teraz, w tym momencie zobaczyć.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Przełknęłam nerwowo ślinę, po czym na trzęsących się nogach podeszłam, aby niepewnie je otworzyć.
- Mogę wejść?
 - Harry! - krzyknęłam, tym samym czując ogromną ulgę z tego, że widzę go całego i zdrowego. Następnie, nie kontrolując w ogóle mojego ciała, rzuciłam się na jego szyję. Na początku był zaskoczony i nie za bardzo wiedział co się dzieje. Jednak po kilku sekundach objął mnie w pasie i delikatnie do siebie przyciągnął. Z czasem jego uścisk nabrał na sile, delikatności i czułości.
- Nie rób tego więcej.
- Muszę cię chronić. Od tego jestem. - Zaśmiał się, jednocześnie gładząc mnie po plecach. Poczułam jak rozwija moje włosy z ręcznika - Wejdźmy do środka, bo będziesz chora. - Wyszeptał, po czym popchnął mnie delikatnie wgłąb pokoju.
Powoli się od niego odkleiłam i zdałam sobie sprawę, że zachowałam się jak totalna idiotka.
- Przepraszam...
- Za co? - zapytał zaskoczony, zamykając za sobą drzwi
- Za to, że się tak na ciebie rzuciłam. Nie wiem co we mnie wstąpiło.
- Potrzebowałaś tego. To przecież oczywiste. - Uśmiechnął się, następnie gładząc mnie delikatnie po ramieniu.
Na jego dotyk moja skóra od razu przyjemnie zapiekła.
- Wszystko w porządku? Skrzywdził cię jakoś? - dopytywał z troską i jednocześnie ze złością
- Nie. Wszystko jest okej. Dziękuję. Za wszystko...
- Już powiedziałem, to mój obowiązek. - Wyjaśnił, następnie przyglądając się mojej twarzy. Delikatnie ją odchylił tak, że miał idealny widok na mój prawy policzek, po którym następnie przejechał kciukiem - Nie wiem dlaczego, ale nie potrafię się pogodzić z myślą, że cię całował, czy też dotykał. Osobiście mam go ochotę za to zabić.
- Harry, spokojnie. Na prawdę wszystko jest w porządku. Zapomnijmy o tym, dobrze?
- Ja nie zapomnę Melanie. Nie licz na to. - Wyszeptał chłodno, na co od razu dostałam gęsiej skórki - Połóż się.
Byłam jak zahipnotyzowana. Cała sytuacja była dosyć dziwna. Wyglądało to trochę tak jakby Harry był jakimś czarodziejem, a ja marionetką, która po każdym wypowiedzianym zaklęciu robi co tylko zechce.
Posłusznie podeszłam do łóżka na którym następnie się położyłam. Chłopak nie odstępował mnie na krok. Szedł tuż za mną. Tak blisko, że czułam jego oddech na moich plecach.
Okrył mnie szczelnie kołdrą i usiadł koło mnie na brzegu łóżka. Przez chwilę uważnie mi się przyglądał, starając się ukryć uśmiech. Następnie jego wzrok powędrował na mój telefon. Chwycił go i w trybie ekspresowym odblokował
- Nie... Naprawdę? - zapytał zdegustowany, ale i jednocześnie rozbawiony.
Domyśliłam się o co mu chodzi.
- Została zmieniona jakieś dwadzieścia minut temu. Była zupełnie inna. - Zaśmiałam się widząc jego minę, która wyglądała jak mina intensywnie myślącego, w dodatku naburmuszonego pięciolatka
- Niech ci będzie. - Rzucił obojętnie, odkładając telefon na miejsce - Posuń się trochę.
Zrobiłam mu miejsce, tak jak mnie prosił. Zwinnie wślizgnął się pod pierzynę i przylgnął do moich pleców. Dopiero teraz poczułam jakie niesamowite ciepło od niego bije. Zdałam sobie też sprawę, że ma na sobie tylko i wyłącznie szare dresy.
Moja dłoń niekontrolowanie drgnęła na samą myśl o jego nagim torsie.
- Zostanę z tobą dopóki nie zaśniesz. Będę spokojniejszy wiedząc, że nie wybierzesz się już na żadne wycieczki. - Zaśmiał się, po czym złożył delikatny, ledwie wyczuwalny pocałunek na czubku mojej głowy.


---------------------------------------------------
Follow on tt:
Chcesz prowadzić konto którejś z postaci? Skontaktuj się ze mną na tt :) (@alwayscoldhands)

P.S.... HAPPY HALLOWEEN BUAHA! 



sobota, 26 października 2013

Chapter 3.

Pod spodem króciuteńkie info i pytanie do osób, które mają tt :)

Rano obudził mnie irytujący dźwięk budzika, który oznajmił, że najwyższa pora wstać. Przesunęłam palcem po dotykowym ekranie telefonu, tym samym odsyłając budzik w stan spoczynku. Niechętnie podniosłam się do pozycji siedzącej. Ziewając leniwie, zrzuciłam nogi z wysokiego łóżka i udałam się do łazienki, aby wykonać poranną toaletę.
Wycisnęłam na szczoteczkę odrobinę pasty i zaczęłam szorować zęby. Gdy zaczęłam płukać moją jamę ustną z piany, dostrzegłam swoje odbicie w lustrze. Wytarłam usta z resztek pasty i przyjrzałam się sobie uważnie.
Nie wiem co takiego zobaczył we mnie Harry. Zwykła, przeciętna dziewczyna. Jedynymi moimi atutami były długie, ciemne i gęste włosy oraz duże, czekoladowe oczy. Ale to wszystko. Przecież na modelkę jestem nawet za niska!
Wyciągnęłam jedną gumkę do włosów, którą następnie związałam wcześniej splecionego, luźnego warkocza.
Na swoją piżamę, która składała się z dość krótkich, obcisłych, granatowych spodenek oraz z idealnie przylegającego do ciała topu kończącego się nad pępkiem, zarzuciłam hotelowy, frotowy szlafrok.
Wychodząc z łazienki, od razu skierowałam się na balkon, aby sprawdzić jaka temperatura jest na zewnątrz. Było ciepło. Jak na angielski klimat można by powiedzieć, że nawet gorąco. Wręcz upalnie. Szybko powróciłam do siebie, gdy usłyszałam, że drzwi balkonu z pokoju obok się otwierają.
Podeszłam do swojej torby, z której następnie wyciągnęłam turkusową sukienkę bez rękawów oraz czarne koturny fasonu ala krótkie rzymianki.
Szybko zrzuciłam z siebie dotychczasowe ubrania, na miejscu których pojawił się mój letni strój.
Chwyciłam telefon, aby zobaczyć która godzina.
9:43 am
Oraz 3 nieprzeczytane wiadomości.
Od: Mr. Styles
Zimno mi :( Nie miałabyś może ochoty przyjść i troszeczkę mnie ogrzać?
Jeszcze z wczoraj...
Od: Mr. Styles
Czas wstawać piękna pani. Widzimy się na śniadaniu :)

Od: Mr. Styles
Ranisz mnie swoją obojętnością :( Jak można nie odpisać AŻ na dwie wiadomości?!

Do: Mr. Styles
Odpisując na SMS’a wieczornego: Cytuję ,,Na coś więcej możesz liczyć dopiero po trzech tygodniach pracy ze mną“
Co do SMS’a ostatniego... Muszę się przygotować... Nie mogę wyjść nago, prawda?

Nie minęła minuta jak już dostałam odpowiedź.
Boże... Że ten chłopak nie ma jeszcze palców w gipsie...

Od: Mr. Styles
Ja coś takiego powiedziałem? Musiałem być chyba pijany... Wiesz... Ja tam cenię sobie nagość. Śpię nago, w czasie wolnym chodzę nago, teraz też jestem nago... Warte wypróbowania :)

Do: Mr. Styles
Etap noworodka, czyli ciągłego chodzenia nago, mam już za sobą. A kieliszkiem szampana chyba nie za bardzo można się upić... :)

Gdy tylko wysłałam wiadomość, usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko zerwałam się z łóżka i podeszłam do nich najszybciej jak tylko mogłam. Gdy je otworzyłam, moim oczom ukazał się Harry Styles we własnej osobie. Zaczął mi się przyglądać, zaczynając od stóp, zatrzymując się na wysokości mojego wzroku.
- Zależy jak bardzo pojemny jest ten kieliszek. - Uśmiechnął się, następnie oferując mi swoje ramię, które natychmiast przyjęłam - Jak się spało?
- Bardzo dobrze.
- Karaluchy nie gryzły?
- Nie tym razem.
- Ach, co za pech. - Zaśmiał się, następnie przenosząc swój wzrok na windę przy której się zatrzymaliśmy - Ładnie wyglądasz.
- Dzięki. Ty też, z resztą jak zwykle. - Westchnęłam z lekkim zażenowaniem. Oczywiście swoją osobą.
- Coś nie tak?
- Wyjaśnij mi jedno. Po co ci taki wypłosz jak ja?
- Wypłosz? - zaśmiał się, jednocześnie wpuszczając mnie do windy jako pierwszą
- No tak. Masz pod opieką tyle modelek. Podkreślam, pięknych modelek. Po co ci takie... Coś jak ja? Przecież ja się nawet nie maluję!
- I właśnie dlatego cię wybrałem. Sztuka nie leży w tym jak mocno, czy też jak dokładnie i precyzyjnie się pomalujemy. Sztuką jest to jak wyglądamy pod tymi całymi stertami makijażu. Poza tym jesteś... Ciekawą osobą... Już ci to mówiłem. Ach, no i oczywiście oczy... Przyciągają uwagę, a o to też między innymi chodzi w tym zawodzie. Musisz czymś zwrócić na siebie uwagę. Ponadto jesteś oryginalna i masz nietypową urodę. Nie znajdziesz na ulicy drugiej takiej Melanie Grey. - Zaśmiał się, ponownie chwytając mnie pod ramię i prowadząc w stronę hotelowej restauracji.
Odsunął dla mnie krzesło, po czym usiadł na przeciwko mnie. Na obsługę nie musieliśmy długo czekać. Kelner zjawił się w sekundę.
- Dzień dobry panie Styles. Dzień dobry pięknej pani. - Uśmiechnął się na powitanie - W czym mogę pomóc?
Harry spojrzał na mnie, tym samym dając mi pierwszeństwo w złożeniu zamówienia.
- Poproszę... Jogurt z musli i malinami.
- Coś do picia?
- Sok. Pomarańczowy. - Oznajmiłam, po czym odłożyłam kartę na bok. Spojrzałam na chłopaka siedzącego przed mną, który aktualnie spoglądał pod stół.
- Ty wiesz, że odchudzać się nie musisz? - zaczął, gdy przeniósł na mnie swój wzrok
- Wiem?
- W takim razie może zjesz coś normalnego, a nie jakieś otręby zwierzęce. Jeszcze mi trupem padniesz i co wtedy zrobimy?
- Zawsze jem takie śniadania i jakoś jeszcze żyję. Nie musisz się o mnie martwić. Jestem dorosła i wiem co robię. Potrafię o siebie zadbać. Spokojnie.
- Jak chcesz. Ja w takim razie poproszę tosty i... Jajka na bekonie. Do tego sok jabłkowy.
- Wedle życzenia. - Oznajmił, po czym odszedł, zapewne złożyć nasze zamówienia kucharzowi
- Sok jabłkowy na śniadanie?
- Mój ulubiony. Piję go w zasadzie do wszystkiego. Da się przyzwyczaić.
- I tak przez cały czas? - zapytałam nieco zaskoczona
- Tak. A co?
- Ja osobiście miałabym dość po dwóch tygodniach. - Zaśmiałam się, na co na twarzy chłopaka także pojawił się delikatny uśmiech - A tobie jak się spało?
- No, było mi trochę zimno, ale tak poza tym to w porządku. - Zaśmiał się
Poczułam jak coś brzęczy w kieszeni mojej sukienki. Wyciągnęłam z niej czarny telefon, aby odczytać wiadomość.

Od: Mr. Styles
Boże, wyglądasz zabójczo...

Spojrzałam na niego jak na idiotę, na co tylko się wyszczerzył.
- Serio? Siedzisz naprzeciwko mnie i nie potrafisz powiedzieć mi tego prosto w twarz?
- Ale publicznie to tak nie wypada...
- Jesteś nienormalny...
- Mówisz zupełnie ja moja siostra. - Westchnął zirytowany
- O! Masz siostrę?
- O Boże, tak... I po co ja to mówiłem...
- Spokojnie... Nie będziemy cię obgadywać.
- Znając Gemmę i jej długi język, już po godzinie będziesz wiedziała o wszystkich moich wpadkach z dzieciństwa... Ale ty na prawdę nie wiedziałaś, że mam siostrę? - zapytał po chwili z nieukrywalnym zdziwieniem
- Wiem o tobie tylko tyle, że pochodzisz z Holmes Chapel, ale wyjechałeś z rodziną do Stanów, kiedy byłeś dzieckiem. Jesteś fotografem, ponoć najlepszym jeśli chodzi o młode pokolenie, no i masz na własność agencję modelek... Jedną jak na razie.
- Jak na razie. - Zaśmiał się - Dobrze powiedziane.
- Ile ty masz lat tak właściwie?
- Dwadzieścia trzy.
- A twoja siostra?
- Stara krowa... Stuknie jej za niedługo dwudziestka piątka.
- No faktycznie stara... Jak świat...
- No mówię przecież. - Zaśmiał się ponownie
Naszą rozmowę przerwał kelner, który przyniósł nasze śniadania. Zauważyłam, że bacznie mi się przyglądał. Spojrzeliśmy na niego z Harry’m wyczekująco
- Coś się stało? - zapytałam
- No bo... Jest pani na prawdę przepiękna.
Zatkało mnie. Jeszcze nigdy wcześniej nie usłyszałam takich słów od nikogo. No dobra... Harry mówił to bardzo ogólnie, ale nigdy wprost.
- Ja... Dziękuję. Zaskoczył mnie pan. - Uśmiechnęłam się, jednocześnie delikatnie się czerwieniąc
- Ma pan szczęście. - Zwrócił się do Harry’ego - Taka dziewczyna to na prawdę jest warta każdych pieniędzy.
- Zdaję sobie z tego sprawę. - Odpowiedział tak samo zaskoczony wyzwaniem kelnera jak ja. Po chwili pracownik hotelu ponownie zostawił nas samych - No to widzę, że już się zaczyna. - Zaśmiał się - Będę musiał cię uważniej pilnować, kotku.
- Nawet nie wiesz jak się z tego cieszę. - Odrzekłam ironicznie, po czym zabrałam się za jedzenie swojego jogurtu.
- Wiesz ile dziewczyn chciałoby się znaleźć na twoim miejscu?
- No mam już dwie kandydatki. - Oznajmiłam, na co obydwoje się zaśmialiśmy. Przynajmniej w tej kwestii potrafiliśmy się porozumieć bez słów.
Wyświetlacz mojego iPhone’a rozjaśnił się, czym dał mi znać, że otrzymałam najprawdopodobniej nową wiadomość.
Spojrzałam na nadawcę. Następnie mój morderczy wzrok przeniosłam na niewinnie uśmiechającego się chłopaka z naprzeciwka.

Od: Mr. Styles
Powoli zaczynam czuć się zagrożony...

Do: Mr. Styles
Zagrożony? Czym?

Od: Mr. Styles
Że ktoś mi ciebie sprzątnie sprzed nosa...

Do: Mr. Styles
Wolę osobiście zastosować się do tych trzech tygodni..

Od: Mr. Styles
Będę czekał ^^ + nie mogę na ciebie patrzeć, bo zaraz chyba umrę... Powietrza...

Do: Mr. Styles
Drzwi są prosto, w lewo i prawo... Chyba pan trafi, panie Styles... :)

Od: Mr. Styles
Co sprawia, że z twoich SMS’ów aż kipi od tej śmiałości?

Do: Mr. Styles
Nie słyszę twojego głosu. To wiele ułatwia.

Na treść mojej ostatniej wiadomości, Harry uśmiechnął się pod nosem, następnie przeniósł swój wzrok na mnie.
- A ja z kolei uwielbiam słuchać jak mówisz...

Do: Mr. Styles
Czy pan próbuje mnie uwieść?

Od: Mr. Styles
Niech to szlag! Rozgryzłaś mnie ;)

Do: Mr. Styles
Nie wydaje się pan być tym faktem zasmucony..

Od: Mr. Styles
Bo nie jestem... Wręcz przeciwnie ^^
P.S. Jak masz mnie zapisanego w telefonie?

Do: Mr. Styles
,,Natręt“... Ładnie nieprawdaż? :)

Od: Mr. Styles
:(

Nie odpisywałam więcej. Odłożyłam telefon na stolik i ponownie zabrałam się za konsumowanie śniadania. Czułam na sobie palący wzrok chłopaka. Widać było, że zależy mu na odpowiedzi. Dostałam od niego kolejnego SMS’a. No to pora zacząć zabawę...

Od: Mr. Styles
Smutno mi teraz... A sądziłem, że będzie to coś w stylu ,,Misiaczek“ albo ,,Słodziaczek“... Takie coś bardziej czułego...

Od: Mr. Styles
Odpisz coś w końcu, a nie tylko czytasz... Ja tu usycham z tęsknoty!

Od: Mr. Styles
Halooooooooooooooooo!

Od: Mr. Styles
Czy mi się wydaje, czy ty mnie ignorujesz?

Nadal nie robiąc sobie niczego z jego starań, spojrzałam w bok na chłopaka, który od dłuższego czasu nam się przyglądał.
Dobrze ubrany, wysoki blondyn z lazurowymi tęczówkami. Na moje oko biznesman. Posłał mi niemrawy, za to jak szlag uwodzicielski uśmiech.
Czy to się dzieje na prawdę?
- Po śniadaniu jedziemy do Pałacu Westministerskiego. Dzisiejszy pokaz odbywa się właśnie tam. - Oznajmił bezuczuciowo, chłodno wpatrując się w tego samego mężczyznę. Następnie przeniósł swój wzrok na mnie, na co nieznacznie złagodniał - Na prawdę cudownie wyglądasz. Niestety będziesz musiała się przebrać w coś bardziej wygodnego. Będzie sporo pracy, a przecież nie chcemy żebyś szybko się zmęczyła, prawda?
- Oczywiście. - Odpowiedziałam, po czym wzięłam do ust ostatnią łyżeczkę jogurtu
- Gotowa?
- Tak, dziękuję.
- W takim razie chodźmy.
Gdy tylko wstaliśmy, od razu chwycił mnie za rękę, znacząco patrząc się na blondyna siedzącego przy stoliku obok. Ten tylko zaśmiał się drwiąco i sięgnął po coś do swojej kieszeni.
- Hej, mała. Zadzwoń kiedyś. - Odezwał się, tym samym wręczając mi niechlujną karteczkę z krzywymi cyferkami. Ja tylko spojrzałam na niego zdegustowana, po czym pociągnęłam Harry’ego za sobą do wyjścia.
Do apartamentów dotarliśmy w zupełnej ciszy. Nie chciałam roztrząsać tematu niepotrzebnie na drobne.
Będąc w pokoju szybko przejrzałam swoją torbę, w poszukiwaniu czegoś wygodnego, a za razem eleganckiego. Wybrałam jasne, dżinsowe spodenki z wysokim stanem i nieco luźniejszą koszulkę w kremowym odcieniu, prawie wpadającym w blady róż, którą następnie włożyłam za linię pasa shortów.
Czarne koturny zastąpiłam beżowymi sandałami w tym samym stylu.
Chyba jestem uzależniona od krótkich rzymianek.
Wyciągnęłam jeszcze swoją czarną torbę, do której wrzuciłam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy. Następnie uformowałam włosy z warkocza na luźnego koka, zarzuciłam torebkę na ramię i ruszyłam do wyjścia, upewniając się wcześniej czy aby na pewno wszytko wzięłam. Otwierając drzwi spotkałam się twarzą w twarz z Harrym, który najwyraźniej miał zamiar właśnie pukać.
- Wow. - Wydusił z siebie - Czy przede mną aby na pewno stoi ten wypłosz, któremu wczoraj zaproponowałem pracę?
- Bardzo zabawne. - Zaśmiałam się, następnie go wymijając i ruszając do windy - Pośpiesz się! Nikt wiecznie na ciebie czekał nie będzie! - krzyknęłam, na co chłopak dosłownie po kilku sekundach znalazł się przy mnie
Przed wyjściem hotelu czekała na nas limuzyna. Ta sama, którą przyjechaliśmy tu wczoraj.
Szofer otworzył przede mną drzwi, ciepło się przy tym uśmiechając.
- Dzień dobry pani Grey.
- Dzień dobry... Mark. - Dodałam, gdy zdążyłam przeczytać jego imię z plakietki. Mężczyzna zaśmiał się cicho pod nosem, po czym gdy tylko wsiadłam do samochodu, zatrzasnął za mną drzwi.
Droga nie zajęła nam więcej niż pół godziny. Harry cały czas wisiał na telefonie rozmawiając zapewne ze swoją dziewczyną, no bo bądźmy szczerzy... Takich tekstów jakie się pojawiały w tej rozmowie nie mówi się byle koleżance...
Rozmowę zakończył dopiero przed wejściem do Parlamentu.
- Przepraszam... To było ważne.
- Nie wątpię. - Zaśmiałam się, na co spotkałam się z jego zdziwionym spojrzeniem
Szliśmy kamienną podłogą przez ługi hall. Budynek był nieziemsko wysoki. Zapierający dech w piersiach.
Temperatura była o najpewniej kilka stopni niższa niż na zewnątrz, za co osobiście byłam ogromnie wdzięczna.
- Harold! - usłyszeliśmy radosny krzyk za nami, na który chłopak tylko zamknął z politowaniem oczy. Natychmiast odwróciłam się w stronę, z której dobiegał ten głos. Ujrzałam wysoką brunetkę o dużych, przepięknych oczach. Jej uśmiech był przyozdobiony malutkimi dołeczkami w policzkach, co od razu dało mi poznać kim była. Gemma.
- Jak słowo daję, kiedyś ją zabiję. - Wymamrotał do siebie, po czym odwrócił się w jej kierunku ze sztucznym uśmiechem - Cześć siostrzyczko. Dzisiaj wolisz aby przerzucić cię przez kolano, czy może raczej powolna śmierć w torturach na miejscu?
- Nigdy nie lubił jak mówi się do niego Harold. - Zwróciła się tym razem do mnie - Cześć, jestem Gemma. Ty to pewnie Melanie. - Uśmiechnęła się ciepło, następnie przytulając mnie mocno na powitanie
- Miło cię poznać. Możesz mi mówić Mel i będzie okej. - Zaśmiałam się, jednocześnie odwzajemniając jej uścisk.
- Zaraz poznamy się bliżej. Zobaczysz, będzie fajnie.
- O nie, błagam, tylko nie to... - westchnął błagalnie brunet
- Zawsze tak mówi, kiedy zależy mu na reputacji przed jakąś dziewczyną. - Szepnęła mi na ucho, na co ja tylko zarumieniłam się z zawstydzenia
- Wcale, że nie! Po prostu nienawidzę, kiedy sprzedajesz te wszystkie historyjki z naszego dzieciństwa. To naprawdę... Żenujące. - Dodał nieco ciszej
- Idź się przygotować, a ja zajmę się naszym skarbem.
- Chciałaś powiedzieć twoim czyli w potocznym znaczeniu moim skarbem. Nie zapominaj, że to ja ją odkryłem.
- Zwał jak zwał, nie dziel przez pięćdziesiąt. - Oznajmiła, po czym chwyciła mnie pod ramię i ruszyła w stronę jednego z pokoi, który aktualnie był zaaranżowany jako garderoba - Rozgość się. Chcesz czegoś do picia? Może do jedzenia?
- Nie, dziękuję. - Uśmiechnęłam się ciepło, następnie zajmując miejsce na kanapie. Gemma usiadła koło mnie
- Harry nie mówił mi o tobie za wiele.
- Bo sam nie wiele wie. - Oznajmiłam, na co obydwie się zaśmiałyśmy
- Opowiedz coś o sobie.
- Jak mam na imię wiesz. Wiek pewnie też znasz.
- No oczywiście. Słodka dziewiętnastka. - Uśmiechnęła się zadziornie, czym tylko wywołała u mnie szeroki uśmiech
Czas leciał nieubłagalnie szybko. Głównie wykorzystywałyśmy go na lepsze poznanie się. Wystarczyła nam dosłownie godzina, abyśmy się zaprzyjaźniły tak, że spokojnie można nas nazwać najlepszymi przyjaciółkami pod słońcem.
- No a Harry, oczywiście jak to Harry. Wylał na siebie całą masę. - Mówiła ledwo łapiąc oddech przez salwy śmiechu - Oczywiście wszystko było słodkie jak diabli, więc pszczoły od razu zaczęły za nim gonić. Wtedy właśnie po raz pierwszy został użądlony. Ale mówię ci, wyglądał przekomicznie. Taki pięcioletni boroczek cały w cieście, uciekający przed pszczołami, w dodatku przez nie pogryziony...
- Weź już przestań, bo mnie tu udusisz. - Błagałam, tym samym zwijąjąc się ze śmiechu na kanapie
- Ale nie... Teraz to wydaje się zabawne. A z resztą nie ukrywajmy, że wtedy też było, ale pamiętam, że dostał wtedy takiego ataku, że wylądował prawie w szpitalu...
- Ataku?
- Harry ma astmę. Znaczy się... Miał. Teraz jest już w miarę spokojnie, chociaż czasami nadal potrzebuje inhalatora.
- Ja... Nie wiedziałam... - wyszeptałam, siadając z powrotem prosto na kanapie
- Nie miałaś prawa. Wie o tym tylko rodzina. W zasadzie jesteś pierwszą osobą spoza niej, która wie o jego chorobie. No ale w zasadzie możemy cię już uznawać jako jej część...
- Słucham? - zapytałam nieco zdezorientowana
- No dogadujemy się jak siostry. Jestem przekonana, że mama cię pokocha. No i będąc szczera... Wyglądacie z Harry’m razem idealnie.
- Ale nie! Nie, to nie tak. - Szybko zaprzeczyłam - My nie jesteśmy razem i zapewne nigdy nie będziemy. Nie jestem w jego lidze, to po pierwsze, a poza tym on już przecież kogoś ma...
- Coś ty! Singiel z niego jak z gołębia ptak! - zaśmiała się. Niektóre jej porównania dosłownie zwalały mnie z nóg. Była idealną osobą na poprawę humoru, to trzeba przyznać - Mógł rozmawiać ewentualnie z Wnedy. Taka tam jednorazowa przygoda...
- Chyba często miewa takie jednorazowe przygody.
- No, dosyć... Ale wydaje mi się, że powoli z tego wyrasta...
- To wieczne dziecko? Coś mi się wierzyć nie chce. - Oznajmiłam z grobową miną, po czym obydwie, jak na zawołanie, wybuchłyśmy ponownie niepohamowanym śmiechem. W tym samym momencie drzwi gwałtownie się otworzyły i stanął z nich w osobie własnej Harry Styles.
 - Czy tu się dzieje coś, co mogłoby zagrozić mojemu dalszemu życiu w towarzystwie tej oto pani? - zapytał, jednocześnie na mnie spoglądając, następnie do mnie podchodząc
- Oczywiście, że nie. - Zaprzeczyłyśmy jednocześnie, co wywołało u nas kolejny, jednak tym razem stłumiony napad śmiechu
- Ale muszę przyznać, że byłeś wspaniałym dzieckiem. - Zaśmiałam się, tym samym wręczając mu zdjęcie na którym miał nie więcej niż trzy lata
- O Boże... Nie wierzę, że to się dzieje na prawdę. - Westchnął, uważnie lustrując fotografię
- Nie ma się czego wstydzić. - Zaczęłam, jednocześnie podnosząc się z miejsca - Ale nie martw się. Ja też biegałam nago po ulicy. Może to nie był Nowy Jork, ale jednak. - Szepnęłam mu do ucha, z wyraźnym rozbawieniem, na samo wspomnienie opowieści jego siostry
- Chodź, pomogę ci wybrać sukienkę na wieczór. No chyba Harry, że wolisz to zrobić osobiście
- Osobiście to ja wolę rozbierać się przed dziewczyną, którą znam prawie jak własną kieszeń. - Wtrąciłam, zanim chłopak zdążył odpowiedzieć na propozycję Gemmy
- I tak już cię widziałem nago...
- Wpół... Podkreślam WPÓŁ nago.
- W takim razie możemy posunąć się o krok dalej. - Podskoczył w miejscu. Zauważyłam w jego oczach błysk podniecenia, który naprawdę mnie rozbawił
- Chodź. Mogę się założyć, że i tak w jego oczach jesteś naga już od jakiś dziesięciu minut, jak nie dłużej. - Zaśmiała się, po czym chwyciła mnie pod ramię i ruszyła w stronę ogromnej sali konferencyjnej, która dzisiaj sprawowała funkcję magazynu - Masz zniewalająco długie nogi, które aż proszą się o pokazanie, dlatego dostaniesz dzisiaj coś krótkiego, ale zarazem mało wyzywającego. Nie chcemy cię przecież postarzać. Jakich kosmetyków używasz?
- Żadnych. Od czasu do czasu może jakiż błyszczyk, ale bardzo rzadko.
- Wow... Nie powiedziałabym. Masz piękne oczy. Wyglądają na prawdę jakby były pomalowane. - Zaśmiała się - Hmmm... Jaki by tu kolor. Masz ciemne włosy, oczy i karnację. Chyba biały będzie najbardziej odpowiedni. Idealnie podkreśli twoją urodę. O tak. To coś idealnie dla ciebie! - klasnęła w dłonie zachwycona pewną sukienką, którą następnie ściągnęła z wieszaka i podbiegła z nią do mnie. Spojrzałam na ubranie, następnie na metkę.
Mark&Spencer
- Uwielbiam ich. Dostałam kiedyś od cioci płaszcz, który zaprojektowali. Do dzisiaj go mam. Jest moim ulubionym. - Oznajmiłam zachwycona
- To akurat też wiedziałam. - Zaśmiała się
- Ale skąd?
- Harry mówił, że wyglądasz na taką, która ich uwielbia. Powiem ci, masz dobry gust.
- Są na prawdę niesamowici. Dobra, pokaż mi ją. - Poprosiłam zniecierpliwiona. Po chwili już trzymałam jedwabny materiał w rękach. Przyłożyłam sukienkę do ciała i spojrzałam w swoje odbicie w lustrze. O Matko... Obłędna...
- Będziesz wyglądać zniewalająco. Chodź! Dobierzemy do tego jakieś dodatki!
Chwyciła mnie za nadgarstek i pociągnęła w stronę stołów, na których leżały przeróżnej wielkości pudełka
- Nie nosisz kolczyków... - zaczęła, tym samym bacznie mi się przyglądając - Weźmiemy ten naszyjnik i bransoletę... O! Tą. - Oznajmiła, następnie wręczając mi dwa pudełka.
Do licha! Skąd ona wiedziała co w niech jest!
Powoli otworzyłam jedno z nich. Srebrny wisior z doczepionymi czarnymi piórami na końcu. W drugim z kolei była srebrna bransoletka z doczepianymi, czarnymi charms’ami, również w kształcie piór.
- Są przepiękne.
- Jeszcze buty. Chodź! - zarządziła podekscytowana, następnie biegnąc w kierunku półek z obuwiem. Zanim zdążyłam do niej dojść, ona już trzymała w ręce czarne, klasyczne, lakierowane szpilki.
- Założysz to wszystko, a ludzie poumierają z zachwytu. Zobaczysz. - Oznajmiła zadowolona ze swojego dzieła
Zestawiłyśmy jeszcze ze sobą wszystkie części mojego wieczorowego stroju, aby zobaczyć, czy aby wszystko do siebie pasuje. Następnie Gemma zaprowadziła mnie do charakteryzatorni. Obydwie zajęłyśmy miejsca i już po chwili byłyśmy robione na bóstwa. Gemma na wybieg oczywiście, a ja na czerwony dywan.
Osobiście spodziewałam się na swojej twarzy tony podkładu i pudru. Ku mojemu zaskoczeniu młoda dziewczyna poprawiła widoczność mojej kreski czarną kredką, natomiast usta podkreśliła szminką, która nadała moim ustom zmysłowy, malinowy kolor.
Z kolei moje włosy z byle jakiego koka zamieniły się w cudowne, niedbałe fale.
Pożegnałam się z Gemmą. Po czym ruszyłam z powrotem do magazynu, aby się przebrać. Szybko zrzuciłam z siebie koszulkę, spodenki oraz biustonosz, które następnie złożyłam w kącie. Ostrożnie Naciągnęłam na swoje ciało sukienkę, która opinała każdy okryty nią szczegół mojego ciała. Nie miała ramion, dlatego też zarzuciłam na nie pare loków.
Zawiesiłam na szyi wisior, a nadgarstek przyozdobiłam bransoletką. Na koniec wsunęłam stopy w szpilki, które leżały na mojej nodze wprost idealnie. Jakby były stworzone tylko i wyłącznie dla mnie.
Opuściłam szybko magazyn i skierowałam się do przejścia na tzw. foyrt. Od pierwszych sekund mojej obecności, czułam na sobie spojrzenia innych. Mężczyzn, kobiet, projektantów, kawalerów, wdowców... Można by tak wymieniać w nieskończoność.
Czułam się z lekka zagubiona. Za Chiny nie wiedziałam co mam robić. Nikogo tu przecież nie znam, więc jak do diaska mam się wpasować! Tym bardziej, że to zapewne ja jestem tematem większości rozmów. Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Gwałtownie się odwróciłam. Moim oczom ukazał się, oczywiście tylko i wyłącznie w tym momencie, mój wybawiciel.
- Harry, jak dobrze cię... - urwałam gdy tylko uważniej mu się przyjrzałam - Widzeć...
Miał na sobie białą koszulę, która idealnie opinała jego doprowadzony do perfekcji tors, ciemne dżinsowe rurki oraz białe conversy.
Niby taki prosty i zwyczajny strój, a jednak zapierał dech w piersiach.
- Wzajemnie. Pięknie wyglądasz. - Wyszeptał mi wprost do ucha, na co przez moje ciało mimowolnie przebiegło stado dreszczy - Jak zwykle z resztą. - Dodał, następnie ponownie lustrując mnie od góry do dołu
- Jest tylko jeden problem. Nie za bardzo wiem co zrobić z rękami...
Na moje słowa chłopak zaśmiał się pod nosem, na co ja oczywiście się zarumieniłam, bo jakże by nie!
Wziął mnie pod ramię i ruszył w kierunku grupy ludzi.
Od razu poczułam się lepiej.
- Och, Harry. Witaj!
- Cześć Paul. - Przywitał się z chłopakiem na moje oko w jego wieku. Miał ciemne, gęste włosy, których grzywka była lekko uniesiona ku górze. Jego ciemne, pełne blasku oczy aż krzyczały Jestem miły, sympatyczny! To ja, wesołek!
Wystarczyło tylko na niego spojrzeć, a uśmiech sam wkradał się na usta.
Zauważyłam, że także ma dołeczki.
Ludzie! Czy tylko ja ze wszystkich tutaj obecnych jestem gładka jak jakaś deska?!
- To jest Melanie Grey, nowa modelka.
- Cześć! Jestem Paul Hudson. Fajnie, że będziemy ze sobą współpracować. Osobiście nie mogę się doczekać. - Przywitał mnie z szerokim uśmiechem, jednocześnie całując mnie w rękę
- Paul jest jednym z moich modeli. Resztę poznasz w agencji. - Zwrócił się do mnie, po czym powrócił wzrokiem z powrotem do znajomych - Wybaczycie nam.
Chwycił tym razem moją i dłoń i wplótł swoje długie palce w moje.
- Zajmijmy miejsce. Za chwilę zacznie się pokaz...

-----------------------------------------
Postaram się to napisać najkrócej jak tylko mogę :)
Ostatnio dosyć popularne stało się zakładanie kont na tt postaciom z ff.
Mam do was pytanie... Był by może ktoś chętny do prowadzenia konta któregoś z bohaterów?
Jeśli tak, to skontaktujcie się ze mną na moim oficjalnym tt :) (@alwayscoldhands)
Tym czasem możecie już followować Harry'ego,  Mel oraz Lucy :)

P.S. Kolejny rozdział dopiero 9.11.2013

One More Night - Zayn Malik - Prolog






sobota, 19 października 2013

Chapter 2.

Uwaga!
Informacja pod postem. Przeczytajcie ją, proszę :)

Powoli i ostrożnie podniosłam się z ziemi, tak że stałam z chłopakiem twarzą w twarz. 

- Nic się nie stało. Przecież to tylko woda. - Zaśmiał się. Następnie zrobił krok do przodu i zaczął chodzić wokół mnie, przyglądając się dokładnie mojej postaci. Było to dosyć dziwne. Bałam się go i dziwnym trafem pragnęłam jednocześnie. Bałam się odezwać, jednak pragnęłam aby on mówił bez przerwy.
- Macie może metr krawiecki? - zapytał znienacka. Jego ciepły oddech idealnie otulił moją szyję, przez co zdałam sobie sprawę, że musiał być na prawdę bardzo blisko mnie.
Otworzyłam szafkę, z której wyciągnęłam wcześniej wspomniany przedmiot.
- Zdejmij koszulkę.
To nie brzmiało jak prośba. To było polecenie. Rozkaz. Jego ton głosu mówił sam za siebie. Albo rozbierzesz się sama, albo zrobię to za ciebie.
Wolałam jednak, aby żaden mężczyzna, a zwłaszcza taki, którego w ogóle nie znam, mnie nie dotykał, dlatego też powoli sięgnęłam do końcówki mojego uniformu, który następnie zaczęłam powoli podnosić ku górze. Chłopak wyrwał mi z rąk koszulę, którą następnie odrzucił gdzieś w bok. Lustrował moje ciało od stóp aż do głowy.
Nie znałam go. Nie wiedziałam do czego był zdolny.
Jednak strach osiągnął najwyższy poziom, gdy zaczął do mnie podchodzić. Kiedy dystans między nami był na prawdę niewielki, uklęknął przede mną i rozwinął wcześniej otrzymany metr, który kolejno zaczął owijać wokół moich bioder i tali.
Na kontakt jego lodowatych palców z moją rozgrzaną skórą, momentalnie zadrżałam. Gdy odczytał ostatnią miarę wstał i spojrzał prosto w moje oczy. Czułam jak miękną mi kolana. Jego wzrok był cudowny. Hipnotyzujący. Magiczny.
- Podnieś ręce do góry. - Wyszeptał
Tym razem wykonałam jego polecenie bez żadnej chwili zawahania. Trzeba przyznać, że miał ogromną siłę przekonywania. Zaczął mierzyć mój biust. Gdy odczytywał rozmiar najmniejszym palcem delikatnie przejechał po mojej lewej piersi, powodując u mnie salwę dreszczy.
Cała sytuacja była na prawdę dziwna. Stałam prawie naga, przed zupełnie obcym mi mężczyną, który w dodatku dotykał mnie gdzie chciał i jak chciał.
- Ile masz lat?
- Dziewiętnaście. - Odpowiedziałam, nie powiem, z wielkim trudem
- Wzrost?
- Coś około 172 cm...
Zrobił kilka kroków w tył i przyjrzał mi się jeszcze raz pod wieloma kątami.
- Hmmm... Zazwyczaj nie bierzemy tak niskich dziewczyn, ale podobasz mi się. Jesteś zdeterminowana, wiesz czego chcesz, nie dasz sobą pomiatać, mówisz to co myślisz, jesteś stanowcza. Piękna. Lubię takie kobiety. Mam nadzieję, że szybko się z nami skontaktujesz. - Oznajmił, tym samym wręczając mi swoją wizytówkę - Nie lubię długo czekać. - Dodał, po czym odwrócił się na pięcie i opuścił pomieszczenie, a następnie lokal, co wywnioskowałam po dźwięku dzwonka.
Stałam tak w miejscu, patrząc się tylko i wyłącznie na biały kartonik ponad 15 minut.
Co tu się tak właściwie przed chwilą wydarzyło? Może inaczej... Czy to co się wydarzyło, działo się na prawdę?
Szybko ubrałam swój T-shirt, a wizytówkę schowałam do kieszeni dżinsów. Wytarłam rozlaną wodę, następnie przecierając stoliki, kończąc na podłodze.
Chwyciłam swój płaszcz i gasząc światła w kawiarni zamknęłam ją na klucz.
Nie mieszkałam daleko. Tylko kilka domów stąd, dlatego też droga powrotna nie zajęła mi dłużej niż 10 minut.
- Ciocia wróciła! - krzyknął Brian, następnie wieszając się na mojej szyi
- I jak tam niespodzianka? Podobała się?
- Bardzo. Dziękuję. Będzie kolejny samochód do kolekcji.
- Słyszałam, że na niego chorujesz, więc go kupiłam. Wiedziałam, że będziesz zadowolony.
- Przecież nie mam kataru. - Skrzywił się na moją wypowiedź. Ja tylko się zaśmiałam
- Chorować na coś mówi się też, gdy czegoś bardzo chcemy. Nie tylko wtedy kiedy mamy temperaturę, kaszlemy, albo kichamy, wiesz?
- Ooo... No to teraz wszystko jasne.
- Gdzie Alice i Ethan?
- Na górze. Bawią się w poszukiwaczy skarbów.
- No to w takim razie leć do nich. Na co czekasz.
- Już. - Uśmiechnął się, po czym najszybciej jak tylko mógł podreptał do pokoju bliźniaków
- Mamo, tato, mogę was na chwilę prosić? - zapytałam, jednocześnie wychylając głowę zza framugi drzwi kuchennych. Następnie przeszłam do salonu, gdzie usiadłam na dywanie koło Lucy i Brad’a.
- Co się stało, Mel? - zapytał tata, siadając w swoim fotelu
- Dzisiaj do kawiarni przyszedł znany fotograf i właściciel agencji modelek. Zaproponował mi pracę. Myślałam o tym przez całą drogę do domu i...
- Absolutnie się na to nie zgadzam. - Przerwał mi
- Ale tato... Pracując jako modelka zarabiałabym o wiele więcej pieniędzy niż w Sweet Heaven. Im więcej pieniędzy będziemy mieli, tym lepiej można leczyć Brian’a. Można by się postarać o nowy dom. Bardzo dobrze wiesz jak mały marzy o domku nad morzem. Z resztą zdrowie twoje i mamy też nie jest w najlepszym stanie. Przydałoby się zrobić pare badań. Wykupić lekarstwa, które pewnie nie będą takie tanie...
- Melanie ma rację. - Poparła mnie siostra - Bardzo dobrze wiesz, że pieniędzy brakuje, tym bardziej, że Brad stracił pracę.
- Jak to stracił pracę? - wtrąciłam, tym samym spoglądając na brata
- Morgan zamknął warsztat. Już od dawna nie miał klientów...
- Tato, on chce iść na studia. Proszę cię... Nie każ mu się wyrzekać marzeń.
- Moja odpowiedź nadal brzmi nie. Brad może się postarać o studia dzienne. Stać go na to. Więcej nauki, mniej życia towarzyskiego. Z głodu nie umieramy, dach nad głową mamy. Na rehabilitację i lekarstwa dla Brian’a też nas stać. Ja z mamą czujemy się wyśmienicie. Poza tym Brad może się rozejrzeć za nową pracą.
- Za nową pracą? W Holmes Chapel? Czy ty siebie tato w ogóle słyszysz?
- Nie pozwolę ci się tak poświęcać! Już i tak robisz wystarczająco dla rodziny!
- Ale jakie poświęcenie! Tato! - uniosłam się
- Modeling to zawód dla dziwek! Żeby cokolwiek osiągnąć w tym zawodzie trzeba takiemu szefowi obciągać co noc!
- Tato, ciszej. Dzieci są na górze. - Upomniała do Lucy
- No to wytłumacz jej to inaczej... Nie zgadzam się. Nigdzie nie pojedziesz.
- Założymy się? - zapytałam, tym samym podnosząc się z ziemi i ruszając na piętro do swojego pokoju
- Melanie! Wracaj tu! Natychmiast! - słyszałam jego krzyki, na które nie zwracałam zbytniej uwagi
Wyciągnęłam spod łóżka dużą torbę i zaczęłam się do niej pakować. Był to pierwszy zakup za moje własne pieniądze, które rodzice pozwolili mi zatrzymać. Upchałam w niej wszystkie lepsze ubrania, bieliznę i najpotrzebniejsze kosmetyki. Zarzuciłam ją na ramię, po czym szybko zbiegłam po schodach z powrotem na dół, gdzie zaczęłam ubierać buty i płaszcz.
- Melanie. Melanie, ochłoń. - Uspakajała mnie siostra, co niestety zdawało się na nic.
Zarzuciłam na szyję kremowy szal, aby następnie zapiąć guziki swojego prochowca
- Ucałuj ode mnie Brian’a. - Oznajmiłam, po czym otworzyłam drzwi i czym prędzej wybiegłam z domu na ciemną ulicę.
Poczułam na swoich policzkach pojedyncze krople wody spadające z nieba. Jednak nie obchodziło mnie to, że zapewne za chwilę będę cała przemoczona. Marzyłam tylko i wyłącznie o tym, aby znaleźć się jak najdalej od tego przeklętego domu.
Człowiek chce dla ciebie jak najlepiej. Stara się, a co dostaje w zamian? Gówno za przeproszeniem.
Poprawiłam kołnierz płaszcza pod szyją, gdy poczułam chłodny wiatr na swojej skórze.
Szłam przed siebie. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie. Po prostu tam gdzie mnie nogi poniosą.
Z każdą sekundą deszcz padał coraz to mocniej. Zauważyłam jak czarna limuzyna podjeżdża do krawężnika i spowalnia tempa. Po chwili jedno z przyciemnianych okien odsunęło się w dół, ukazując postać cud chłopaka z kawiarni.
- Podwieźć cię gdzieś, kotku?
- Ja... Chyba raczej nie ma gdzie...
- Och, jesteś tego pewna? - zapytał wymownie na co gwałtownie się zatrzymałam, następnie na niego spoglądając
- Czy ta dzisiejsza propozycja, którą złożył mi pan w kawiarni... Czy ona jest nadal aktualna?
- Jak najbardziej. - Uśmiechnął się zachęcająco, a zarazem uwodzicielsko
Nie zastanawiając się dłużej otworzyłam drzwi i wsiadłam do pojazdu, zajmując miejsce koło niego. - Jakieś problemy? - zaczął, jednocześnie wyjmując z lodówki butelkę szampana
- Nie, nie. Po prostu... - zacięłam się, aby ubrać moją odpowiedź w odpowiednie słowa. Harry spojrzał na mnie wyczekująco - Zaczynam w końcu żyć. Jako wolny człowiek uzależniony tylko od siebie... No i w tym momencie od pana. - Uśmiechnęłam się nieśmiało pod nosem, na co chłopak dźwięcznie się zaśmiał
- Cieszę się, że będziemy współpracować. - Wyznał, wręczając mi tym samym szampana
- Ja też, panie Styles.
- Nie powiem, podnieca mnie sposób w jaki się do mnie zwracasz, ale mów mi Harry. Tak chyba będzie łatwiej. A teraz uczcijmy nasz sukces. Za współpracę. - Oznajmił, jednocześnie unosząc kieliszek do toastu
- Tak. Za współpracę. - Powtórzyłam. Po wnętrzu samochodu rozniósł się dźwięk tłuczonych kryształów. Upijając łyk trunku spojrzałam kątem oka na chłopaka. Jego wzrok był przepełniony pożądaniem, co nie powiem, z lekka mnie przestraszyło. Jednak bardzo szybko odgoniłam wszystkie czarne myśli, na których miejsce wtargnęły te dobre, dzięki którym mój humor od razu się poprawił.
- Gdzie tak w zasadzie jedziemy? - zapytałam, wyglądając za okno
- Do Londynu. Mamy tam pokaz. Jutro poprzyglądasz się pracy, która cię czeka. Z kolei w piątek, czyli na następny dzień, od razu po zakończeniu imprezy wylatujemy do Nowego Jorku. Tam będziesz mieszkać, uczyć się wszystkiego w agencji. Szkołę już skończyłaś, prawda?
- Tak. Rok temu.
- Czyli nie trzeba szukać żadnego liceum. To jeszcze lepiej. Później skoncentrujemy się się nad znalezieniem czegoś dla twojej rodziny, żeby...
- Nie! - szybko przerwałam jego wywiad - Ja... Nie sądzę, żeby moi rodzice chcieli się przeprowadzić na inny kontynent, skoro nie chcą się przenieść do innej części Anglii. A poza tym... Wolę skupić się na pracy, niż na myślach, że moja rodzina jest gdzieś blisko mnie, a ja nie mam dla niej czasu. Bo to chyba nie idzie w parze z moją pracą, prawda?
- No tak. Oczywiście. - Zaśmiał się, cały czas lustrując mój profil
- Męczy mnie jedno pytanie...
- Czyli?
- Dlaczego nie zaproponowałeś tej pracy Jessey i Poli?
- One się nie nadają do tego zawodu. O wiele za dużo makijażu, zęby... za bardzo końskie, tona henny we włosach...
- A bajerować to było miło?
- A to już zupełnie inna sprawa... - uśmiechnął się, jednocześnie przebiegając palcami po moim udzie
- Zawsze taki jesteś w stosunku do kobiet?
- Przeważnie...
Naszą rozmowę przerwał dzwonek telefonu chłopaka.
- Kurwa... - przeklnął pod nosem, po czym wcisnął czerwoną słuchawkę, tym samym odrzucając połączenie - To na czym stanęło? - zapytał, jednocześnie zmniejszając dotychczasowy dystans pomiędzy nami
- Na tym, że powinieneś odebrać telefon. - Odpowiedziałam, odchylając się do tyłu, aby nie doszło do niczego więcej niż tylko i wyłącznie kontakt wzrokowy.
Harry odsunął się ode mnie i przesunął kciukiem po dotykowym ekranie.
- Słucham... Tak... Tak mamo... Już jedziemy... Zobaczysz... - uśmiechnął się szeroko, spoglądając na mnie kątem oka - Można tak powiedzieć... Z Holmes Chapel... Zatrzymałem się tam na chwilę. Tylko na kawę... Oczywiście, że nie... Ucałuj ją ode mnie i powiedz, że ją kocham... Wiedziałem, że to powie... - zaśmiał się, najwidoczniej rozbawiony komentarzem rozmówcy - Do zobaczenia.
Chłopak rozłączył się, jednak nie zakończył pracy z telefonem. Najprawdopodobniej wysyłał jeszcze jakiegoś SMS’a, ale nie dam sobie głowy uciąć.
- Prześpij się. Podróż nam zajmie jeszcze dłuższą chwilę. - Oznajmił, jednocześnie przenosząc swój wzrok na mnie
- Nie jestem zmęczona, wytrzymam...
- Wiesz... Twoja twarz mówi co innego... Chodź. - Rozkazał, tym samym rozkładając swoje ramiona tak, abym mogła w nich spokojnie odpocząć
- Ty robisz to z troski o mnie, czy po to aby mnie w sobie rozkochać, a później przelecieć?
- Wiesz... Troszczę się o swoje modelki, ale nie powiem, że miło by było mieć taką... Piękną dziewczynę na noc... Osobiście nie pogardziłbym. Ale nie martw się... Na coś więcej możesz liczyć dopiero po trzech tygodniach pracy ze mną... Takie mam wymagania.
- Dobrze wiedzieć. - Zaśmiałam się, po czym spojrzałam ponownie na ulicę za oknem, byle by tylko nie utrzymywać z nim kontaktu wzrokowego
- Jak ty się w ogóle nazywasz?
- Melanie Grey. - Odpowiedziałam, cały czas patrząc w okno
- Wolna, zajęta?
Na jego kolejne pytanie gwałtownie odwróciłam głowę w jego stronę. Nie powiem, rozbawił mnie tym pytaniem, co było po mnie widać.
- A to chyba nie jest już twój interes, prawda?
- Praktycznie od dzisiaj dla mnie pracujesz, a o swoich pracownikach wiem na prawdę wszystko... Więc?
- Wolna. A w tej twojej agencji są jacyś modele? Czy raczej same modelki?
- Kilku się znajdzie... A co?
- Przystojni? - zapytałam nieco ożywiona, na co chłopak tylko parsknął śmiechem
- Siedzi przy tobie najgorętszy facet świata, a ty się pytasz czy mam w agencji przystojnych modeli... Coś z tobą nie tak?
- Jak dla mnie jesteś... Przeciętny.
- Przeciętny powiadasz. - Zaczął z zaciekawieniem
- Tak. Osobiście znam kilku chłopaków, którym nie dorastasz do pięt.
- Bo zapewne nie widziałaś mnie nago...
- I raczej nie zobaczę. - Przerwałam mu stanowczo
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca. - Zaśmiał się - A teraz z innej beczki. Dlaczego nie poszłaś na studia?
- Rodzina...
- Rodzice ci nie pozwolili? - zapytał zaskoczony
- Nie to, że nie pozwolili. Zrezygnowałam z nauki dla nich.
W tym momencie w mojej głowie wymalował się obraz Brian’a. Wyszłam z domu nawet się z nim nie żegnając.
Sięgnęłam do kieszeni spodni, aby wyciągnąć telefon. Odgrażałam się, że nigdy nie wrócę, a tak na prawdę bez rodziny nie potrafię przetrwać nawet godziny.
- Cholera. - Przeklnęłam pod nosem, gdy zdałam sobie sprawę, że moja komórka została w moim pokoju na łóżku
- Coś się stało?
- Zapomniałam telefonu, a muszę zadzwonić do siostry.
- Masz mój. A o stały aparat się nie martw. - Oznajmił następnie puszczając do mnie oczko. Chwyciłam wyciągnięty w moją stronę przedmiot i podziękowałam skinieniem głowy. Następnie pośpiesznie wystukałam numer Lucy.
- Lucy Grey.
- Cześć Luc.
- O mój Boże! Mel! Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiliśmy! - przerwała mi - Gdzie ty jesteś! Na dworze leje jak z cebra, a ty się gdzieś włóczysz... I to w dodatku sama! Wracaj do domu i to już!
- Lucy, ja... Ja nie wrócę do domu. Przynajmniej nie w najbliższym czasie. - Zaczęłam nieco ciszej. No bo bądźmy szczerzy, światowy fotograf Harry Styles nie musi wiedzieć o moich rodzinnych problemach, prawda?
- Co ty pieprzysz dziewczyno?!
- Lucy, nie przeklinaj. To nie w twoim stylu. - Zaśmiałam się, gdy usłyszałam słowa siostry, która na co dzień jest najświętszym aniołkiem jaki tylko może istnieć na całym świecie
- Nie pouczaj mnie smarkata. - Usłyszałam jej cichy chichot po drugiej stronie słuchawki - Ale teraz na serio, wracaj do domu. Rodzice na prawdę się martwią. Przeproś Elenę i...
- Lucy... - tym razem to ja jej przerwałam - Nie jestem u Eleny. Nawet nie wiem czy jeszcze jestem w Holmes Chapel.
- Za niedługo będziemy wjeżdżać do Mancheter’u. - Wtrącił chłopak, czym przykuł moją uwagę
- Mel. Mel, z kim ty jesteś? Halo, Mel...
- Robię to co uważam za słuszne. - Oznajmiłam, spoglądając na swoje ręce - I błagam cię, nie próbuj mi tego wybijać z głowy, bo i tak cię nie posłucham.
- Jesteś z tym facetem z agencji, prawda?
- Tak. Nie mów rodzicom. Ojciec by mnie chyba wydziedziczył. - Zaśmiałam się
- Bardzo dobrze wiesz, że tobie nigdy by tego nie zrobił. Nawet gdybyś została dziwką spod latarni.
- Dzięki, wiesz?
- Drobiazg. Brian się o ciebie pytał...
- Właśnie dlatego dzwonię. Nawet się z nim nie pożegnałam.
- Tęskni za tobą. Mówi, że...
- Tak, wiem. Obiecałam mu, że jutro z nim pójdę do szpitala. Przeproś go ode mnie...
- Może wolisz to zrobić sama? - oznajmiła, po czym odłożyła słuchawkę, aby zawołać syna. Po kilku sekundach już słyszałam jego chłopięcy głosik
- Ciociu, obiecałaś. Gdzie jesteś?
- Brian, przepraszam cię. Obiecuję, że jakoś ci to wynagrodzę. Po prostu... - zawiesiłam na moment. Nie miałam zielonego pojęcia co mu powiedzieć. Prawdę?
- Ciociuuu...
- Po prostu... Musze wyjechać.
- A gdzie?
- Do Stanów.
- Gdzie? - zapytał. Na ton jego głosu mimowolnie się zaśmiałam
- Do Stanów Zjednoczonych. Do Ameryki. To taki duży kontynent. Za oceanem.
- Daleko on jest?
- Bardzo. - Odpowiedziałam przygnębiona - Bardzo daleko, kochanie.
- Ciociu... - usłyszałam jak powoli zaczyna płakać - Wróć. Proszę. Tęsknię za tobą.
- Brian.... Gdybym tylko mogła. Ale wiesz... Jak wrócę to wybudujemy dom nad morzem. Ten o którym marzyłeś.
- Taki z widokiem na plażę? - zapytał nieco żywiej
- Oczywiście. Jaki sobie tylko wymarzysz. To jak... Mogę jechać?
- Jak tak pomyślałem przez chwilę, to nawet nie będę tęsknił aż tak bardzo. Tak szczerze, to chyba nawet w ogóle. - Oznajmił ożywiony jak nigdy dotąd - Kocham cię ciociu.
- Ja ciebie też Brian. Ucałuj wszystkich. I idź już spać. Przecież już prawie dziesiątą.
- Dobrze ciociu. - Dodał tonem, jak każde dziecko, które wygania się do łóżka - Śpij dobrze.
Po tych słowach chłopczyk się rozłączył. Oddałam Harry’emu telefon. Bacznie mi się przyglądał.
- Co? - zapytałam nie wiedząc o co mu chodzi
- Kim jest Brian?
- A ty zawsze taki ciekawski?
- Może...
Czy on zawsze musiał mieć odpowiedź na każde pytanie! Niech go szlag!
- Twój syn?
- Co?! Nie! Ja mam dziewiętnaście lat, to chyba jeszcze trochę za wcześnie...
- No wiesz... Ta dzisiejsza młodzież... - zaśmiał się, na co dostał ode mnie dosyć mocno w ramię. Momentalnie się uspokoił - Czy ty mnie właśnie dotknęłaś?
- Tak, a coś w tym złego?
- Nie pozwoliłem ci...
- Och, to takie straszne. - Oznajmiłam z udawanym smutkiem, następnie dźgając go w bok.
I tu go miałam. Z łaskotek nie wyrasta się nigdy. Jego śmiech rozniósł się po całej limuzynie. Kiedy tak leżał na tej skórzanej kanapie z zamkniętymi powiekami i uśmiechem od ucha do ucha, niesamowicie przypominał mi Brian’a. Przynajmniej mam go w takiej postaci.
Mnie także udzieliła się wesoła atmosfera, przez co również zaczęłam się śmiać.
Gdy w końcu dałam mu odpocząć uświadomiłam sobie, że siedzę na nim okrakiem. Wykorzystując moją chwilę nieuwagi przekręcił nas tak, że teraz to on siedział na mnie. Próbowałam mu się wyrwać, lecz na nic to się nie zdało. Skrzyżował moje ręce nad głową i nachylił nade mną.
- Więc kim on jest?
- Syn mojej siostry, ma 6 lat. - Oznajmiłam gdy tylko spojrzałam w jego szmaragdowe oczy.
Jedno jest pewne. Najlepiej to ten facet na mnie nie działa.
- Mhmmm... A teraz dlaczego uciekłaś z domu?
- Chciałam pomóc rodzinie, ale oni nie przystali na moją propozycję, przy czym chcieli kierować moim życiem.
- Dlaczego im pomagasz?
- Bo to przecież moja rodzina. - Odpowiedziałam, jakby to było oczywiste
- Twoja sytuacja rodzinna nie jest najlepsza?
- Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie choroba Brian’a.
- Czyli?
- Cierpi na zanik mięśni.
Po moich ostatnich słowach chłopak się wyprostował i spuścił głowę na swoje palce, którymi zaczął się bawić.
- Ile lat temu ją wykryto? Tą chorobę...
- Rok po jego urodzeniu. - Oznajmiłam, jednocześnie się podnosząc. Nie przychodziło mi to jednak łatwo, gdyż Harry cały czas na mnie siedział.
- Co z jego ojcem?
- Odszedł od Lucy, gdy tylko dowiedział się o chorobie małego. Od tamtej pory kontakt z nim się urwał.
W samochodzie zapanowała cisza, którą przerywana była tylko i wyłącznie odgłosem deszczu oraz co jakiś czas mijającymi nas samochodami.
- Zastępujesz mu ojca. - Stwierdził po chwili - I nie kłóć się ze mną, bo bardzo dobrze wiesz, że to prawda.
- Chcę żeby był szczęśliwy i zdrowy. To wszystko.
- Ty na prawdę masz dziewiętnaście lat? Bo ja mam wrażenie, że rozmawiam z dojrzałą kobietą, która dostała od życia już nie źle w kość.
Na jego słowa obydwoje się zaśmialiśmy.
- Często ludzie mi to mówią. - Oznajmiłam, tym samym odwracając głowę w bok. Jednak po chwili poczułam jak jego długie, chłodne palce nakierowują ją tak, abym mogła na niego spojrzeć.
Wpatrywał się we mnie chwilę, po czym potrząsnął głową jakby chciał z niej wyrzucić jakąś idiotyczną myśl.
- Przypominasz mi jedną modelkę. Była dobra. Na prawdę wspaniała. Ale to przez nią prawie rozpadło się małżeństwo moich rodziców. Dlatego błagam cię. Rób to o co cię proszę, a wszyscy będą szczęśliwi i zadowoleni, jasne?
Ja tylko pokiwałam głową, że się zgadzam. Nie potrafiłam z siebie wydusić ani jednego słowa. Sposób w jaki do mnie mówił, ton jego głosu... Był surowy i wściekły. Bałam się. Autentycznie się go bałam.
Chłopak uwolnił moje nogi spod swojego ciężaru, następnie siadając na drugim końcu kanapy.
Już chciałam umieścić stopy na podłodze, kiedy to on je przytrzymał i z triumfalnym uśmiechem na mnie spojrzał.
- Ty często masz takie wahania nastrojów?
- Co masz na myśli? - zapytał wyraźnie zdziwiony i zdezorientowany
- Najpierw mnie uwodzisz, a później się o mnie troszczysz. Z kolei jeszcze później jesteś wesoły, potem smunty, kolejno wściekły, a na koniec wszystko w jednym...
- Wściekły, masz na myśli, że taki? - zapytał, następnie robiąc minę, która natychmiast mnie rozbawiła.
Gdy się uspokoiłam, nakierowałam na niego swój wzrok. Przyglądał mi się z uśmiechem. Jednak był to uśmiech, którego nie potrafiłam rozgryźć. Nie był on spowodowany szczęściem, ale nie był też uwodzicielski.
- Błagam, nie patrz się tak na mnie. - Poprosiłam, jednocześnie zakrywając twarz dłońmi
- Ale ja chcę. - Oznajmił niczym małe dziecko, na co automatycznie odsłoniłam oczy, aby się przekonać czy to aby na pewno ten sam chłopak, który prawie rozebrał mnie do naga na zapleczu kawiarni.
- Nie zachowuj się jak Brian. - uśmiechnęłam się pod nosem, po czym ponownie wyjrzałam za okno.
Poczułam jak chłopak ściąga moje buty. Następnie przyciągnął mnie do siebie za kostki i odwrócił do siebie tyłem.
- Zaufaj mi. Nic ci nie zrobię. - Wyszeptał wprost do mojego ucha, jednocześnie rozmasowując moje napięte mięśnie. Po chwili ułożył mnie na swojej klatce piersiowej.
Jego prawa dłoń zagnieździła się w moich włosach, natomiast lewa objęła mnie w talii i delikatnie zaczęła głaskać po ramieniu. Nie minęło kilka minut jak już spałam.

Obudziło mnie jasne światło. Tak jakby szpitalne. W trybie natychmiastowym się podniosłam, czego od razu zaczęłam żałować.
- Spokojnie. - Zaśmiał się chłopak, jednocześnie poprawiając mnie sobie na rękach - To tylko winda.
- Strasznie tu... Jasno. - Stwierdziłam jeszcze zaspanym głosem, po czym przetarłam lekko zaszklone oczy
- Jak w szpitalu, co nie?
- Dosłownie. - Uśmiechnęłam się - Gdzie jesteśmy?
- W hotelu.
- Już w Londynie?
- Owszem.
Drzwi windy się rozsunęły, co umożliwiło nam jej opuszczenie.
Harry szedł korytarzem wolnym krokiem, w ogóle nie pozwalając mi iść o własnych siłach, pomimo że już nie jeden raz próbowałam go do tego przekonać. I to niby ja jestem uparta!
Wyciągnął z kieszeni obydwie karty i otworzył jedne z czarnych drzwi.
Po chwili już siedziałam na dużym, dwuosobowym łóżku.
- Widzimy się jutro rano na śniadaniu. O dziesiątej. Mam nadzieję, że tyle czasu ci wystarczy aby porządnie się wyspać.
- Bez problemu. - Odpowiedziałam nieco speszona całą sytuacją sprzed chwili
- W takim razie kolorowych snów. Śpij dobrze. - Oznajmił, następnie odwracając się na pięcie i zmierzając ku wyjściu. Po chwili usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i ponowne ich otwieranie w sąsiednim pokoju.
Opadłam bezsilnie na materac, jednak coś było nie tak. Sięgnęłam ręką pod plecy, skąd wyciągnęłam białą, papierową torebkę. Niepewnie do niej zajrzałam.
Moim oczom ukazał się, już włączony, najnowszy model iPhone’a. Niepewnie i ostrożnie wyciągnęłam go z opakowania, następnie odblokowując ekran.
1 nieprzeczytana wiadomość
Od: 7792569469
Mówiłem żebyś się nie martwiła o telefon :) Mam nadzieję, że nowy będzie ci dobrze służył.
Przypominam: jutro o godzinie dziesiątej rano - śniadanie. ! NIE SPÓŹNIJ SIĘ !
Karaluchy pod poduchy...
~H~
P.S. W ostateczności jakby gryzły możesz wpaść do mnie :) Pokój obok...
Nie mam pojęcia dlaczego, ale uśmiechnęłam się na samą treść wiadomości. Może dlatego, że miałam wrażenie, że zupełnie nieznajomy mi chłopak się o mnie troszczył?
Do: Mr. Styles
Mam nadzieję, że pańskie przekonania na temat nowego aparatu telefonicznego będą słuszne. Nie chciałabym tudzież sprawiać jakichkolwiek problemów, jeżeli chodzi o ciągłe wymiany telefonów.
Co do pobudki, dziękuję za przypomnienie. Będę na czas. Na pewno.
Życzę udanego wieczoru/ udanej nocy.
~Melanie Grey~
P.S. Sądzę iż konieczność nocnych podróży do pańskiego pokoju, nie będzie potrzebna... :)

Od: Mr. Styles
Skąd u ciebie taki formalny styl wiadomości? Nie znałem cię od tej strony kochanie... Ale muszę powiedzieć, że ... Nawet mi się to podoba.
Cóż... Jeśli nie czujesz konieczności ponownego spotkania mnie, trudno. Postaram się nie utonąć w łzach samotności...

Do: Mr. Styles
Nie sądzę abym była warta TYLU łez. Może jedna, góra dwie. Tyle wystarczy. Formalność to moje drugie imię, nie wspomniałam? Och, co za pech.
Teraz, jeśli oczywiście pozwolisz, pójdę pod prysznic, a następnie spać, ponieważ jestem strasznie zmęczona... A chyba nie chcemy abym spóźniła się na śniadanie, prawda?

Od: Mr. Styles
Możliwe, że ci to umknęło. Albo po prostu nie skupiałem się na tym co do mnie mówiłaś... Rozpraszasz spojrzeniem, kochanie... Osobiście wolałbym, abyś ze mną została (przynajmniej w kontakcie SMS’owym), ale skoro twierdzisz, że mogłabyś się spóźnić... Cóż, są sprawy ważne i ważniejsze. Życzę zmysłowej kąpieli i słodkiego snu.
P.S. Jak prysznic to tylko gorący. ! NIE ZAPOMNIJ !

----------------------------------------------
Cześć skarby :) 
Dzisiaj tylko krótko i zwięźle odnośnie mojego tłumaczenia One More Night.
Dokładnie w piątek za tydzień (no już nie taki tydzień, tylko sześć dni xd) startuję z nowym blogiem.
Jest to tłumaczenie jak już wcześniej wspomniałam :) 
Zanim jednak dodam prolog (25.10.2013) zapraszam was na przeczytanie krótkiego streszczenia i obejrzenia zwiastunu w zakładce One More Night by Whipitmalik.
Piszę o tym teraz, bo 25.10.2013 jestem w szkole na Maratonie Matematycznym i nie będzie mnie w domu, dlatego też nie będę miała okazji wysłać informacji o zaczęciu bloga. Zrobię to dopiero w sobotę :) Jednak jeśli komuś by się nudziło to zapraszam was na prolog. 
JUŻ ZA SZEŚĆ DNI *-*
P.S. Co do rozdziału czwartego na Dark Angel, zastanawiam się kiedy go dodać, bo 2.11, to tak jakby nadal święto... Jakieś sugestie? <------------ comment




piątek, 11 października 2013

Chapter 1.

UWAGA!
Ważna informacja pod postem!
Przeczytajcie.
Proszę.

- Melanie! Ileż można czekać! Stolik trzeci sam się nie posprząta! - krzyknęła Jessey
- Podłoga w magazynie sama też się nie umyje! - zawtórowała jej siostra bliźniaczka
- A to latte nadal niegotowe?! Skąd ty żeś się urwała?!
Melanie, zrób to! Melanie, zrób tamto! Umyj podłogę! Zrób kawę! Obsłuż klientów! Wydaj rachunek!
Zajmij się najlepiej wszystkim!
Tak oto wygląda każdy dzień Melanie Grey w pracy. Czyli każdy mój dzień pracy.
Dlaczego robię za człowieka orkiestrę w Sweet Heaven? Bo jestem jej najbiedniejszym pracownikiem. Jessey, Pola i Tom są dziećmi właściciela kawiarni. Są w zasadzie jedyną taką instytucją w Holmes Chapel, przez co zbijają na niej miliony.
Pewnie zastanawia was to, dlaczego nie odejdę.
W naszym miasteczku dostać jakąkolwiek pracę graniczy z cudem. Chodzi mi tu o pracę dla młodych ludzi, takich jak ja. No bo błagam... Kto chciałby zatrudnić taką błahą dziewiętnastolatkę, którą jestem. Ni to ładna, ni to szczupła. Jedynie co to inteligentna, ale... Kto w dzisiejszych czasach patrzy na wykształcenie...
Pieniądze są mi potrzebne. I to bardzo.
Moi rodzice prowadzą mały sklepik spożywczy. Cała wypłata idzie na nasze wyżywienie. Mówiąc nasze mam na myśli mnie, rodziców, rodzeństwo oraz syna mojej siostry - Brian’a.
Lucy przeznacza swoją całą wypłatę na leki oraz rehabilitację syna. Brian ma zanik mięśni.
Z kolei Brad zbiera na studia, dlatego też musiałam odłożyć swoje marzenia na dalszy plan i zacząć pracować na wszelkie opłaty typu woda, prąd, gaz itp.
Nie mam rodzinie tego za złe. Broń Boże. Dla nich jestem w stanie zrobić wszystko. Nieważne czy będę się musiała poświęcać, czy też nie.
- Halo! Ogłuchłaś, czy jak!? - krzyknęła Pola, tym samym wytrącając mnie z zamyślenia - Podłoga w magazynie jest brudna. Można się tam zabić. Czy w końcu łaskawie ją umyjesz?
- Oczywiście. Już tam idę. Przecież to dla mnie czysta przyjemność. - Odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem, po czym przeszłam na zaplecze, aby je posprzątać.
Oczywiście moi pracodawcy nie wiedzieli o moich problemach rodzinnych. Po pierwsze, mało by ich to interesowało, ponieważ są typami ludzi, którzy martwią się tylko i wyłącznie o siebie, a po drugie, to nie jest ich sprawa. Nie oczekuję od nich łaski i litości. Jest dobrze tak jak jest. Może się tu mną pomiata, ale przynajmniej są z tego dobre zarobki, dzięki którym mogę zapewnić rodzinie w miarę godne życie.
Skończyłam układać kartony, które nie zostały tknięte chyba od ostatniej dostawy. Pozamiatałam wszystkie możliwe śmieci z podłogi, którą następnie wyczyściłam na błysk.
Odstawiłam wiadro wraz z resztą przyborów i akcesoriów do kanciapy, aby po chwili wyręczyć w pracy Jessey i Polę, które zapewne urządziły sobie codzienną, popołudniową przerwę w największych godzinach szczytu.
Sprytne, mądre, skuteczne.
- To jest szarlotka dla dwójki. Herbata idzie do piątki, a espresso do jedynki. - Oznajmił Tom, następnie zabierając się za robotę kolejnego napoju.
On jako jedyny traktował mnie w miarę godnie. Czasem mi pomagał, czasem wyręczał. Miałam wrażenie, że był jedynym mądrym bliźniakiem z całej trójki.
Gdy wręczyłam wszystkie zamówienia powróciłam za ladę, gdzie zaczęłam wycierać świeżo umyte naczynia.
Usłyszałam dźwięk dzwonka, który oznajmił, że mamy nowego klienta. Obydwoje z Tom’em podnieśliśmy na niego wzrok.
Chłopak z burzą loków. Nie wiele starszy ode mnie. Ubrany w ciemne, dżinsowe rurki, zwykły, biały T-shirt i czarny wiosenny płaszcz. Ściągając ciemne okulary ukazał swoje hipnotyzujące, szmaragdowe spojrzenie, któremu pewnie uległa już niejedna dziewczyna.
- Wow. - Usłyszałam głos koło siebie. W trybie natychmiastowym przeniosłam swój wzrok na barmana - Czy ty widzisz, kto właśnie wkroczył do naszej kawiarni?
- Jakiś cud chłopak?
- Cud chłopak to mało powiedziane. Harry Styles. Najsłynniejszy i najzdolniejszy fotograf młodego pokolenia. Jego ojciec posiada najlepsze agencje modelek na całym świecie. On zapewne też jest właścicielem niejednej z nich. Nie przypuszczałem, że przywieje go na takie wygwizdowo, w jakim mieszkamy.
- Z tego co wiem to on też pochodzi z Holmes Chapel. - Skomentowałam, ponownie na niego spoglądając. Lustrował lokal zapewnie w poszukiwaniu jakiegoś wolnego miejsca. Ostatecznie jego wzrok zatrzymał się na mnie. Powoli zaczął zmierzać w naszą srtonę - W takim razie ja idę do pana Smith’a. Coś czuję, że potrzebuje kolejnej porcji kawy. - Oznajmiłam, następnie chwytając srebrny dzbanek i ruszając w przeciwnym kierunku niż nasz nowy klient. Bardzo dobrze czułam na sobie jego wzrok. Dlaczego to musiało być takie krępujące?!
- Dzień dobry panie Smith. - Przywitałam się ciepło ze staruszkiem
- Och, witaj Melanie. Jak dobrze, że tym razem obsługuje mnie taka piękna i sympatyczna dziewczyna jak ty, a nie jedna z tych wstrętnych czarownic.
- Panie Smith... Nieładnie jest tak mówić o innych. - Zaśmiałam się, następnie nachylając nad jego uchem - Ale powiem coś panu w sekrecie. Jesteśmy w tej samej drużynie. Wiedźmy poleciały na sabat.
Na moje słowa mężczyzna parsknął śmiechem, na co na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Jego wzrok powędrował w kierunku lady gdzie Tom zapewne obsługiwał tego fotografa.
- Ten chłopak z bocianim gniazdem na głowie najwyraźniej ma do ciebie jakiś interes, bo patrzy się na ciebie jakby był o mnie zazdrosny.
- Niech pan nawet tak nie żartuje. - Zaśmiałam się
- No to zobacz sama. Och, ma szczęście młodzieniec. Ja osobiście sam bym się z tobą umówił. Boże, tylko 50 lat mniej. Czy ja proszę o tak wiele? - oznajmił,wpatrując się błagalnie w sufit
- Mel! Telefon do ciebie! - krzyknął Tom
Pożegnałam się grzecznie ze staruszkiem i ruszyłam z powrotem za ladę. Gdy przeszłam koło Harry’ego, mimowolnie zadrżałam. Sam jego zapach potrafił doprowadzić do śmierci z powodu niesamowitych papilacji serca.
- Halo? - zapytałam, jednocześnie przechodząc ze słuchawką na zaplecze
- Melanie, Brian jest w szpitalu.- Usłyszałam wystraszony głos siosty
- Jak to? Lucy, co się stało?
- Byliśmy dzisiaj na rehabilitacji. Pracował dzielnie, jak zwykle, ale lekarze stwierdzili, że trzeba go zatrzymać na badania. Nie chcieli mi powiedzieć o co chodzi. Boję się, że coś mogło się pogorszyć. Mel, ja nie przeżyję jeśli coś mu się stanie.
- Luc... Spokojnie. Uspokój się. Może to tylko badania kontrolne. Może chcą zbadać tylko jego stan zdrowia, aby zareagować wcześniej, jeżeli byłoby coś nie tak.
- Proszę cię, przyjedź... - błagała, jednocześnie płacząc
- Zrobię wszysto co w mojej mocy. - Odpowiedziałam, po czym szybko się rozłączyłam.
Następnie powróciłam do swojej poprzedniej pracy. Przecież to było wiadome, że Tom mnie nie puści. Z każdą nowo wytartą szklanką, ręce trzęsły mi się jeszcze bardziej, co chłopak chyba zauważył.
- Co się stało? - zapytał, tym samym przykuwając moją uwagę
- Nic. Wszystko w porządku.
- I to dlatego ręce cię się trzęsą jak jakaś galaretka?
Westchnęłam na jego słowa. Odłożyłam ścierkę na blat i spojrzałam na klienta, który wszystkiemu się bacznie przysłuchiwał. Spuściłam wzrok, gdy ponownie zaczął mnie przeszywać swoim magicznym spojrzeniem.
- Czy... Mogę wyjść na godzinę? Góra dwie. Obiecuję, że wszystko odpracuję wieczorem.
- Wyjść gdzie?
- Muszę jechać do szpitala.
- Coś nie tak z twoimi rodzicami? - dopytywał
- Nie, nie. Z Brian’em. - Palnęłam, zupełnie nie zastanawiając się nad słowami. Niech to szlag!
- Przecież on ma dopiero 6 lat! - oburzył się
- Błagam cię, nie każ mi tego teraz tłumaczyć...
- Idź. - Oznajmił, jednocześnie powracając do przygotowania mrożonej czekolady
- Dzięki. Uwielbiam cię. - Uśmiechnęłam się, po czym pobiegłam na zaplecze gdzie tylko ściągnęłam z siebie fartuch, następnie porywając z wieszaka swój płaszcz.
- Uważaj, bo ci uwierzę. - Parsknął - Pozdrów siostrę.
- Pozdrowię, na pewno! - odkrzyknęłam zadowolona. Miałam już zamiar chwycić za klamkę, gdy zatrzymał mnie głęboki ochrypły głos
- Może cię podwieźć? - zaproponował brunet. Na jego słowa powoli się odwróciłam i spojrzałam prosto w jego szmaragdowe oczy. Były niesamowite.
- Emm... Ja... Dziękuję, ale... Dam sobie radę... Sama. - Wydukałam, po czym się odwróciłam i czym prędzej wyszłam z kawiarni o mały włos nie wpadając pod samochód
- Uważaj ciamajdo! - usłyszałam za sobą głos Tom’a, na którego nie za bardzo w tym momencie zwracałam uwagę.
Droga do szpitala zajęła mi około 20 minut. Już na samym wejściu dostrzegłam roztrzęsioną siostrę, która gdy tylko mnie zobaczyła, od razu rzuciła mi się w ramiona i zaniosła jeszcze większym płaczem.
- Ćsii... Lucy. Wszytko będzie w porządku. - Pocieszałam ją, jednocześnie głaszcząc po głowie - Musi być.
Po dosłownie kilku sekundach, z gabinetu wyszedł lekarz, trzymając Brian’a za rękę.
- Ciocia! - krzyknął mały tym samym podbiegając do mnie i wyciągając ręce ku górze. Bez wahania wzięłam go na ręce - Jak fajnie, że jesteś! Wracasz z nami?
- Nie kochanie. Muszę jeszcze wrócić do pracy, ale zobaczysz... Zanim się obejrzysz, już będę w domu. - Pocieszyłam go, na co jego małe rączki owinęły się wokół mojej szyi
- Nie ma się o co martwić. Brian jest zdrowym, silnym i dzielnym chłopakiem. Były to tylko badania kontrolne. Przepraszam, że tak panie wystraszyłem. - Wytłumaczył lekarz
- Najważniejsze, że wszystko jest w porządku. Dziękuję doktorze. Do zobaczenia.
- Do widzenia Lucy, Melanie. Cześć Brian. - Uśmiechnął się, po czym ponownie zniknął w swoim gabinecie
- No i widzisz. Mówiłam ci, że to nic poważnego.
- Dziękuję ci Mel. Za wszystko. - Oznajmiła, ocierając jedną z łez, która właśnie spłynęła po policzku - Nie wiem co byśmy zrobili gdyby nie ty. Poświęcasz się dla całej rodziny.
- Lucy, ja to robię z wielką przyjemnością. Rodzina jest dla mnie najważniejsza i zrobię wszystko aby tylko jej pomóc. Znasz mnie. - Zaśmiałam się - Jak było dzisiaj na ćwiczeniach, Brian? - zapytałam chłopczyka, z którym maszerowałam na rękach przez ulicę
- Jak zwykle. Trochę skakaliśmy na piłkach, później wyścigi. Nie uwierzysz ciociu, ale dzisiaj wygrałem! - wykrzyczał podekscytowany
- No to ci gratuluję. Nawet nie wiesz jak bardzo jestem z ciebie dumna. A mama to już w ogóle. - Zaśmiałam się - Właśnie... Apropo mamy... Masz pozdrowienia od Tom’a. - zwróciłam się do siostry
- Oh... Emm... Pozdrów go też ode mnie.
- Jasne. - Zaśmiałam się, po czym powróciłam do rozmowy z siostrzeńcem - A pajacyki dzisiaj były?
- Tak. Zrobiłem aż 20. Dzisiaj też wchodziliśmy na drabinki. Podciągaliśmy do góry kolana. W ogóle było dzisiaj fajnie. Nie mogę się doczekać jutra. - Oznajmił z szerokim uśmiechem na ustach.
Nim się zorientowaliśmy, staliśmy już pod Sweet Heaven.
- Na prawdę musisz tam wracać? - zapytał zasmucony
- Niestety. Ale powiem ci coś w sekrecie. U mnie w pokoju, w szafce nocnej jest dla ciebie niespodzianka. Będę ciekawa tego czy ci się spodobała, więc na pewno wrócę szybciej. Co ty na to?
- Tak, tak! - krzyknął uradowany, następnie wyskakując z moich ramion - Mamo, mamo, chodź! Szybko!
- Melanie... - zaczęła, lecz ja szybko jej przerwałam
- To na prawdę drobiazg. Nic wielkiego. - Zaśmiałam się - A buziaka dostanę? - zapytałam, na co chłopiec dał mi krótkiego buziaka w policzek. Następnie ponownie zaczął ciągnąć Lucy za płaszcz, dlatego też była zmuszona ruszyć razem z synem do domu. Wymieniłyśmy się pożegnalnymi uśmiechami.
Poczekałam aż znikną za rogiem, po czym przebiegłam przez ulicę, aby wrócić do pracy.
Gdy tylko otworzyłam drzwi, uderzył mnie zapach świeżo mielonej kawy. Ludzi było już nieco mniej. Pana Smith’a także nie było. Zauważyłam dwie blondynki o kręconych włosach, które stały po obu stronach naszego słynnego klienta. Dosłownie rozbierały go wzrokiem.
- A ja? - dopytywała Pola, gdy chłopak skończył swój poprzedni wykład Bóg wie o czym
- Przecież jesteście bliźniaczkami. - Zaśmiał się, na co mój oddech uwiązł w gardle. Czy ktoś o tak idealnym głosie w ogóle ma prawo istnieć na tym świecie?
- Ale chcę usłyszeć jak mówisz to do mnie. - Rozmarzyła się, na co on tylko pokręcił głową z rozbawienia
- Uśmiech. To jest to co macie najpiękniejsze. Naturalne, blond loki. Dosłownie zapierają dech w piersiach. - Kontynuował - No a ja szczerze mówiąc mam straszną słabość do blondynek. Przyznaję się bez bicia. - Uśmiechnął się uwodzicielsko, a co Jessey i Pola dosłownie rozpłynęły się na ladzie
- A ja mam słabość do wysokich brunetów o kręconych włosach i szmaragdowych oczach. Jesteśmy dla siebie stworzeni. - Wtrąciła Jess
- Nie twierdzę, że nie. - Szepnął, patrząc prosto w jej oczy
- Jak Brian. - Wyrwał mnie z zamyślenia głos Tom’a
- W porządku. W porządku.
- Możesz mi w końcu powiedzieć o co chodzi?
Spojrzałam na trójkę siedzącą przed nami. Na tyle byli zajęci sobą, że mało co obchodził otaczający ich wokoło świat.
- Jest chory na zanik mięśni.
- Słucham?! - krzyknął tak głośno, że spojrzenia wszystkich zgromadzonych w kawiarni skierowały się na naszą dwójkę
- Tak. Drzyj się jeszcze głośniej.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś? - dopytywał, tym samym potrząsając mną za ramiona
- Nie czułam takiej potrzeby. Przecież ja i tak tu tylko sprzątam... Robię za barmankę kelnerkę, księgową i Bóg wie za kogo jeszcze. Ale i tak te dwie puste lalki pomiatają mną gdzie popadnie. Faktycznie, jesteś jedyną osobą, która jako tako mnie tu traktuje, ale przecież dla ciebie też jestem jakąś pospolitą sprzątaczką. Nie potrzebuję litości. Dlatego niczego nie mówiłam. - Dokończyłam, po czym jak najszybciej udałam  się na zaplecze. - Idiotka. - Zaczęłam mówić sama do siebie. Z moich oczu zaczęły płynąć niepohamowanie łzy. Usłyszałam czyjeś kroki. Zapewne któreś przyszło oznajmić, że zostałam zwolniona. Ku mojemu zaskoczeniu do niczego takiego nie doszło.
Blondyn usiadł koło mnie i objął ramieniem.
- Nigdy nie uważałem cię za jakąś pospolitą sprzątaczkę. Od zawsze cię lubiłem. - Tłumaczył - Moje siostry nienawidzą cię za to, że jesteś od nich o stokroć ładniejsza.
- Nie prawda. - Szybko zaprzeczyłam
- Spójrz na nie. - Zaśmiał się - Tona makijażu, dopinane włosy, w dodatku kręcone lokówką.
- Nie... Nie gadaj! - oznajmiłam zaszokowana
- No błagam cię. Trójka bliźniąt i tylko jeden, który ma proste włosy? To dla niego tak się modelują.
- No i jest tego efekt.
- On łże jak pies! - krzyknął rozbawiony, na co ja także zaczęłam się śmiać
- Zrobiłam małe przedstawienie, prawda?
- Nikt nie zauważył. Nie przejmuj się. - Uśmiechnął się, po czym otarł z policzków moje łzy. - Chodź. Pomożesz mi za barem.
- Jasne. - Odpowiedziałam, po czym ściągnęłam z siebie płaszcz i ponownie założyłam na siebie firmowy fartuszek.
- Melanie zostajesz dzisiaj po godzinach! - oznajmiła wściekła Jessey, która aktualnie poprawiała swój makijaż - I to w dodatku za darmo!
- O nie moje drogie. Mel zostanie dzisiaj dłużej tylko i wyłącznie przez obiecane 15 minut, za które i tak jej zapłacimy.
- A co ty jej tak nagle bronisz?
- Ja zawsze jej broniłem, tylko wy za bardzo byłyście zajęte kręceniem swoich włosów. - Oznajmił na tyle głośno, że każdy kto znajdował się w kawiarni dowiedział się o najskrytszym sekrecie bliźniaczek. One tylko jeszcze bardziej się zaczerwieniły, po czym z wysoko podniesionymi głowami opuściły lokal.
Reszta dnia mijała w przyjemnej atmosferze. Razem z Tom’em idealnie daliśmy sobie radę z tłumem klientów, który z każdą godziną zaczynał maleć, aż w końcu kawiarnia była całkowicie pusta.
- Do zobaczenia. - Uśmiechnął się, po czym zmierzył ku wyjściu
- Tom! - krzyknęłam za nim, na co on szybko odwrócił się w moim kierunku - Po pierwsze, dzięki za dzisiaj, a po drugie, Lucy też cię pozdrawia.
- Po pierwsze, nie ma za co, a po drugie, tym razem ją ucałuj. - Zaśmiał się, po czym zniknął w ciemności ulicy.
Zaśmiałam się pod nosem na jego słowa. Chwyciłam ścierkę i zaczęłam czyścić blat baru. Następnie ruszyłam po wcześniej przygotowaną miskę z wodą, aby powycierać wszystkie stoliki. Niestety niespodziewanie na kogoś wpadłam, przez co znaczna część wody wylądowała na jego butach.
- Ja przepraszam. Ja nie chciałam. Ja... Po prostu... - zaczęłam mówić coraz to wolniej, gdy zdałam sobie sprawę kim była ta osoba. Powoli i ostrożnie podniosłam się z ziemi, tak że stałam z chłopakiem twarzą w twarz.


A/N: Hej!
Chciałam się z wami po pierwsze przywitać :) 
Nie jest to mój pierwszy blog... Kiedyś, dawno, dawno, ale to naprawdę baaaardzo dawno temu zaczęłam pisać bloga również o 1D. Oczywiście był on taki jak większość... Ja, Harry, miłość od pierwszego wejrzenia, kłótnia, rozstanie, powrót, ślub, dzieci i we lived together, happy forever and after.
Dosyć pospolity i nudny schemat xd
Nie twierdzę, że tutaj będzie inaczej. Oczywiście... Będzie big love, kłótnie (swoją drogą całkiem sporo), ALE... zrobię WSZYSTKO co w mojej mocy, aby was tym jednak zaciekawić ^^
W podstronie Dark Angel jest takie małe wprowadzenie do opowiadania. Nie musicie czytać, ale możecie :)
Co do postów, będą one dodawane regularnie. W każdą sobotę, co tydzień. Jeśli jednak chcecie być informowani od razu po publikacji żeby nie wchodzić na bloga 981798179871981 razy niepotrzebnie, napiszcie komentarz wraz ze swoją nazwą na tt (bądź jakiekolwiek inne źródło kontaktu) w podstronie Informowani.
Co do informacji... Zawszę będę je pisać pod postami, na których początku zawsze będzie prośba o przeczytanie tego co napisałam. (tak jak dzisiaj)
Co by tu jeszcze napisać... Hmmm... No ogólnie to chyba nic mi już do głowy ważnego nie przyjdzie :)
Mam nadzieję, że opowiadanie przypadnie wam do gustu i będziecie z przyjemnością odwiedzać bloga :)
ADIOS!
xxx
WARNING! 
Sprawdzałam błędy nie jeden raz, ale... Różnie to bywa. Jeśli jakiekolwiek się pojawią, PRZEPRASZAM!