Z głębokiego i wspaniałego snu,
wybudził mnie dźwięk telefonu, który uporczywie brzęczał mi za uchem.
Leniwie i niechętnie przewróciłam się
na drugi bok, jednocześnie chwytając urządzenie i wyłączając przypominajkę,
mrużąc oczy, aby rozczytać małe, podświetlone literki.
Urodziny Harry'ego xxx
Jęknęłam cicho, przeciągając się
leniwie, chcąc jak najszybciej ponownie odpłynąć, jednak gdy zdałam sobie
sprawę jaki dzisiaj dzień, moje plany trafił szlag jasny.
Momentalnie oblał mnie lodowaty
dreszcz, a oczy rozszerzyły się do granic możliwości.
HARRY MA DZISIAJ URODZINY!
Zaczęłam się nerwowo rozglądać
dokoła, do czasu kiedy poczułam czyjeś ruchy.
Spod kołdry wyłoniły się rozczochrane
loki, które sterczały w każdą możliwą stronę.
Chwała Bogu, że jeszcze śpi.
Jak oparzona wyskoczyłam z łóżka, po
cichu biegnąc do kuchni.
Nie zauważając progu, z hukiem
runęłam na ziemię, błagając tylko, aby drzwi zagłuszyły wszelkie odgłosy.
Podniosłam się szybko i ruszyłam już nieco wolniej do jadalni, gdzie zaczęłam
przygotowywać stół.
Następnie otworzyłam lodówkę,
zastanawiając się nad odpowiednim śniadaniem.
Co on lubi jeść najbardziej?
Tosty i jajecznica? Z bekonem czy
bez? Niech go trafi szlag! Że też musiał się rodzić właśnie dzisiaj i jeść
śniadania w pracy... Skąd ja mam to wiedzieć?!
Szybko wyciągnęłam jajka i bekon,
który pokroiłam w cieniutkie plasterki i wrzuciłam na rozgrzaną patelnię, w
między czasie wstawiając wodę na herbatę.
Zamarłam kiedy usłyszałam dźwięk
zamykanych drzwi sypialni.
W te pędy zerwałam się z miejsca i
pognałam do przedpokoju, gdzie Harry najprawdopodobniej właśnie zmierzał do
kuchni.
- Harry, skarbie, nie za wcześnie to
na ciebie? - zaśmiałam się nerwowo, obejmując go ramieniem, kierując się z nim
z powrotem do sypialni - Toż to przecież jeszcze świt.
Spojrzał na mnie rozbawiony,
zatrzymując się przed drzwiami.
- Mel, jest już 9 am. Świt
miał swój koniec kilka godzin temu.
- Ale słońce jeszcze wschodzi, więc
nie wyjdziesz stąd, dopóki ci nie pozwolę. - Oznajmiłam wpychając go do pokoju,
zatrzaskując za nim drzwi - Boże, gorzej niż z dzieckiem.
Szybko przeszłam do jadalni, od razu
wbijając jajka na patelnię i mieszając je aby przygotować jajecznicę.
Włożyłam do tostera pieczywo tostowe,
kończąc mieszać jajka.
Przykryłam patelnię pokrywką,
następnie wyciągając z szafki dwa kubki i wsypując do nich herbatę, którą
zalałam wrzątkiem.
Położyłam na jego talerzu gotowe
tosty i przełożyłam z patelni jajecznicę, niosąc jego śniadanie ostrożnie do
stołu.
Przed posiłkiem postawiłam jeszcze
gotową herbatę oraz szklankę z sokiem jabłkowym i spoglądając ostatni raz na
zastawiony stół, ruszyłam do sypialni.
Powoli i ostrożnie otworzyłam drzwi,
rozglądając się po pomieszczeniu.
Chłopak leżał na łóżku przeglądając
coś w telefonie, jednak gdy usłyszał dźwięk drzwi, od razu skupił na mnie swój
wzrok.
- Już? Mogę? Mam pozwolenie? - uniósł
brew rozbawiony, na co tylko wywróciłam oczami, otwierając drzwi nieco szerzej
- Rusz ten tyłek, bo inaczej wszystko
wystygnie.
- No już idę, mamo. - Zaśmiał się
szybko wstając z łóżka, ruszając do wyjścia.
Szłam kilka kroków za nim,
przygryzając nerwowo wargę, zastanawiając się, czy aby na pewno wszystko jest
przygotowane jak należy.
- A z jakiej to okazji? - odwrócił
się do mnie z szerokim uśmiechem, przez co zdałam sobie sprawę, że staliśmy już
w jadalni
- Ja... Znaczy... Umm... Wszystkiego
najlepszego.
- Zapomniałaś o tym, prawda? -
zaśmiał się, patrząc na mnie uważnie.
Jęknęłam cicho, marszcząc przy tym
czoło.
- Nie. Ja... Po prostu przypominajka
dała o sobie znać odrobinkę za późno.
- A nie właśnie to powiedziałem przed
chwilą?
- Cóż, może i tak, ale moja wersja
stawia mnie w lepszym świetle i po prostu brzmi lepiej. - Wzruszyłam ramionami
na co on tylko się zaśmiał i mocno przytulił
- Dziękuję za zapewne wspaniale
urodzinowe śniadanie. Ale i tak najlepszym prezentem jest możliwość spędzenia
tego dnia z tobą.
- Oj, Harry, przestań, bo mnie
zawstydzasz. - Zarumieniłam się nieznacznie, chowając twarz w jego ramieniu
- Uwielbiam na to patrzeć. - Szepnął,
całując mnie w czubek głowy. Oderwałam się od niego z uśmiechem, spoglądając na
jego radosną i szczęśliwą twarz.
- Chodź, bo wystygnie. - Chwyciłam
jego dłoń, ruszając do stołu.
Gdy tylko usiadł, wyciągnęłam z
lodówki dla siebie jogurt, chwyciłam swój kubek z herbatą i usiadłam
naprzeciwko chłopaka.
- Więc na co masz ochotę? Jestem
otwarta na twoje propozycje. - Uśmiechnęłam się, otwierając kubeczek.
- Nie myślałem nad tym. - zaśmiał się
cicho, biorąc do ust porcję jajecznicy - Ale zdecydowanie powinnaś mi robić
takie śniadania częściej.
- Czyli smakuje?
- I to jak.
- A może poszlibyśmy na lodowisko? -
zaproponowałam, biorąc łyżeczkę jogurtu do ust - Chyba umiesz jeździć na
łyżwach?
- Grając w hokeja w szkolnej
drużynie, nie masz wyjścia. - Zaśmiał się, gryząc tosta
- No proszę. I ilu nowych rzeczy się
dodatkowo dowiem.
- Wiesz już wystarczająco dużo. -
Sprostował, patrząc na mnie znacząco - W takim razie po śniadaniu łyżwy, po
łyżwach jakiś bardzo, ale to bardzo niezdrowy obiad, a po obiedzie gorąca
czekolada i kanapa w salonie? - uniósł brew czekając na moją odpowiedź
- Harry, to twoje urodziny.
Powinieneś się zabawić, a nie siedzieć ze mną w domu
- Jeśli mam być szczery, wolę ciepłe
skarpety z tobą, niż obcisłe koszule na dyskotece z tysiącem osób.
- Jesteś pewny?
- Absolutnie. - Uśmiechnął się
szeroko, kontynuując konsumowanie śniadania.
Chwyciłam ciepłą herbatę, ogrzewając
zimne dłonie gorącym kubkiem, powoli upijając kilka łyków.
- Czyli teraz masz już ile?
Dwadzieścia cztery lata?
- Mhmm. - Mruknął z pełną buzią
- Boże, z jakim staruchem się zadaję.
- Oznajmiłam rozbawiona, na co on tylko się zaśmiał, chowając twarz w dłoniach
- Ale muszę przyznać, że jak na swój wiek, trzyma się doskonale i cholernie
przystojnie.
- Masz szczęście, że to dodałaś. -
Spojrzał na mnie z radosnym uśmiechem, który dosłownie zapierał dech w piersi.
Uwielbiałam widywać go kiedy był
szczęśliwy. Wprost kochałam.
Szybko dokończyłam jogurt,
odstawiając kubeczek i dopijając swoją herbatę.
- W takim razie jedz spokojnie, a ja
idę się już przygotować.
- Mel, to tylko łyżwy. - Zaśmiał się,
patrząc na mnie rozbawiony
- Łyżwy, łyżwy. - Wywróciłam oczami -
Ale nie wiesz kogo na tych łyżwach spotkasz.
- Idziesz tam ze mną, będziesz
jeździć ze mną i do domu też wrócisz ze mną.
Na jego słowa głośno się zaśmiałam,
powoli wstając i podchodząc do niego.
Objęłam go i ucałowałam w czubek
głowy.
- To przecież oczywiste. Ale dla
ciebie też chcę ładnie wyglądać.
- Dla mnie zawsze jesteś piękna.
- Wszyscy tak mówicie. - Wywróciłam
rozbawiona oczami - To tylko prysznic, lekki makijaż i wygodne ubranie. Nie
wystylizuję się jak na wybieg. Bądź spokojny.
- No skoro tak mówisz. - Uśmiechnął
się odchylając głowę tak, aby na mnie spojrzeć.
Od razu wykorzystałam okazję i
przybliżając się do niego, delikatnie pocałowałam.
Od razu odwzajemnił pocałunek,
uśmiechając się nieco szerzej.
Cmoknęłam go w nos, następnie się
prostując i ruszając do łazienki. Po drodze ściągnęłam z siebie koszulę, którą
odrzuciłam gdzieś w kąt na chłodne kafelki.
Spięłam wysoko włosy następnie napuszczając
do wanny gorącej wody, dolewając różanego płynu, z którego powstała piana.
Zanurzyłam się w niej powoli,
opierając głowę o zagłówek, przymykając powieki.
Chwyciłam płyn, którego odrobinę
wylałam na dłoń następnie namydlając nim całe ciało.
- Nie wolałabyś żebym ja to zrobił? -
Usłyszałam jego głos, na którego dźwięk gwałtownie się odwróciłam
- Mogłeś zapukać. - Zaśmiałam się,
robiąc mu miejsce, widząc, że się rozbiera.
- Ale to miała być niespodzianka. -
Uśmiechnął się siadając obok, obejmując mnie ramieniem i przyciągając do
siebie. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej, uśmiechając się pod nosem.
Nie potrzebowałam wiele do szczęścia.
Wystarczył mi on.
- Lubię tak po prostu z tobą
posiedzieć i się poprzytulać. - Zaśmiałam się - Kiedy mamy czas tylko dla
siebie i możemy go spędzić razem.
- Dlatego nie jeździsz nigdzie sama.
- Oznajmił rozbawiony, całując mnie w czubek głowy - Strasznie się od ciebie
uzależniłem.
- Mogę powiedzieć dokładnie to samo o
sobie. - Uśmiechnęłam się szeroko - Nawet nie wiesz jak ciężko mi było przez te
miesiące kiedy relacje nie były takie jak teraz. A ty spraw wcale nie
ułatwiałeś. - Dźgnęłam go w bok na co się skulił
- Przecież ja jestem święty.
- Niby gdzie. - Zmarszczyłam nos
rozbawiona - Chyba tylko jak śpisz. - Podniosłam się, spoglądając na niego
- To już coś. - Uśmiechnął się,
całując mnie krótko, następnie oblizując usta - Uwielbiam cię całować.
- Tak teraz będziemy wymieniać co
lubimy ze sobą robić?
- A czemu nie.
- Gdybym miała powiedzieć wszystko co
w tobie uwielbiam, chyba zabrakło by mi życia. - Zaśmiałam się, kładąc się
głowę na jego ramieniu - Na pewno nie chcesz nigdzie wyjść wieczorem?
- Już mówiłem, że nie. Od kilku lat
spędzałem urodziny tak samo, więc chociaż raz chcę żeby różniły się od
poprzednich. Tym bardziej, że mam wspaniałe towarzystwo do świętowania.
- Już tak mnie nie chwal, bo mnie
zawstydzasz. - Musnęłam delikatnie jego ramię - Nie chcę cię poganiać, ale
chyba powinniśmy już wyjść. Zrobiło się trochę zimno.
Na moje słowa zaśmiał się cicho pod
nosem, sięgając po ręcznik.
Wyszedł jako pierwszy, szybko się nim
owijając, następnie rozkładając przede mną frotowy materiał.
Podziękowałam mu uśmiechem, od razu wchodząc
w ręcznik, zawijając jeden z rogów.
Stanęłam przed umywalką, chwytając
szczoteczkę i pastę, następnie zaczynając szorować zęby.
Harry stanął za mną i objął w pasie,
na co mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Uwielbiam twój zapach. - Mruknął,
jeżdżąc delikatnie nosem po mojej skórze, na co przeszedł mnie delikatny dreszcz.
Wyplułam pianę i opłukałam buzię,
następnie odwracając się do niego przodem.
Położyłam dłonie na jego ramionach,
patrząc na niego z uśmiechem.
- Co się z panem stało. Nie poznaję
pana.
- No cóż. Miłość zmienia ludzi. -
Zaśmiał się
- Ta dziewczyna to chyba wielka
szczęściara. - Westchnęłam, przeczesując mu włosy
- Powiedziałbym raczej, że to ja
jestem tym szczęściarzem.
Na jego słowa uśmiechnęłam się
szeroko, następnie szybko go do siebie przyciągając i czule całując.
Przymknęłam powieki czując przyjemne motylki w brzuchu na jego
pocałunek.
- Naprawdę bardzo cię kocham. - Oparł
swoje czoło o moje, jednocześnie gładząc opuszkami mój policzek
- No proszę bardzo. - Zaśmiałam się
cicho - I kto to mówi? Jestem pod wrażeniem, panie Styles.
- Och, cicho bądź. - Oznajmił
rozbawiony, całując mnie delikatnie w nos. - Nie jestem taki straszny i
bezuczuciowy na jakiego wyglądam.
- Zdążyłam się już przekonać. -
Zaśmiałam się, szybko chowając twarz w zagłębieniu jego szyi
- No i powiesz mi jak ja mam to teraz
odebrać? - zapytał, starając się pohamować śmiech - Co ci w tej główce siedzi.
Same niegrzeczne rzeczy, co?
- Nieprawda. - Oburzyłam się, patrząc
na niego z wyrzutem - To ty tak odbierasz to co mówię.
- A nie tak miałem to zrozumieć? -
uniósł brew
- Może. - Mruknęłam cicho pod nosem,
starając się wyswobodzić z jego uścisku, jednak on zacieśnił go jeszcze
bardziej
- No i powiedz co ja mam z tobą
zrobić, co? - Uśmiechnął się szeroko, delikatnie muskając moją szyję, na co
automatycznie zacisnęłam dłonie na jego biodrach.
- Harry, błagam. - Westchnęłam,
odchylając głowę do tyłu, nie potrafiąc się powstrzymać - Mieliśmy iść na
łyżwy.
- Mogą zaczekać. Poza tym to ponoć
moje urodziny, tak?
- Wykorzystujesz to teraz przeciwko
mnie. - Jęknęłam, czując jak przygryza delikatnie skórę na moich obojczykach.
Rozwiązał mój ręcznik i chwycił jego rogi, przyciągając mnie do siebie.
Przycisnął mnie do swojej klatki
piersiowej tak, że między naszymi ciałami nie było najmniejszego dystansu.
Poczułam jak jego ciepłe i rozgrzane
wargi delikatnie muskają miejsce za moim uchem, na co mimowolnie jęknęłam.
Nie potrafiłam się powstrzymać.
Zarzuciłam dłonie na jego kark i
przyciągnęłam bliżej do siebie czule i namiętnie go całując.
Wsunął delikatnie koniuszek języka w
moje usta, przejeżdżając nim po mojej dolnej wardze, na co ja tylko przygryzłam
jego.
- Tyle musi pany wystarczyć, panie
Styles. - Mruknęłam, szybko zakrywając się ręcznikiem i ruszając do sypialni.
Stanęłam przed szafą i zaczęłam
toczyć zaciętą walkę z moim codziennym dylematem.
W co ja się ubiorę?
Przygryzłam nerwowo wargę, uważnie
rozpatrując każdą opcję, rozpisując w głowie każdy plus i minus danego stroju.
Kobiety są jednak strasznie
niezdecydowane. No ale z drugiej strony co zrobić, skoro ma się tyle fajnych
ciuchów, a ubrać można tylko jeden komplet?
- Jak myślisz, co ubrać? Te spodnie i
tą bluzę, - Zaczęłam przystawiać do siebie ubrania - czy te spodnie i ten
sweter. Albo ta koszulka. Nie wiem, Harry pomóż mi. - Rzuciłam zrezygnowana
ubrania na łóżko, tempo się w nie wpatrując
- Co powiesz na habit?
- W tym się nie da jeździć. -
Wywróciłam oczami, spoglądając na niego - To raz. A dwa, będę miała na sobie
kurtkę, więc żaden inny mężczyzna oprócz ciebie nie będzie wiedział co mam pod
spodem. Plus gdy tylko zobaczą cię przy mnie, odjadą na tych łyżwach gdzie
pieprz rośnie. A skoro mamy iść jeszcze coś zjeść ubiorę chyba sweter. Tylko
teraz które spodnie? - Jęknęłam, patrząc na trzy różne pary
- Mel, to tylko ubranie. - Zaśmiał
się, podchodząc bliżej
- A to - Zaczęłam machać rękami w
powietrzu - to tylko powietrze, którym oddychasz?
- Przesadzasz. - Oznajmił wyciągając
pierwsze lepsze ubrania, szybko je na siebie wciągając.
Nie cię szlag cholerny perfekcjonisto,
który nawet w obierkach po ziemniakach będzie wyglądał idealnie.
- Dzięki, zawsze wiesz jak pomóc. -
Burknęłam zirytowana tak naprawdę samą sobą.
Chwyciłam sweter oraz ciemne dżinsy i
ruszyłam do łazienki, po drodze chwytając jeszcze komplet świeżej bielizny.
Zamknęłam za sobą drzwi i zsunęłam z
siebie ręcznik, leniwie zakładając ubrania.
Stanęłam przed lustrem i wykonałam
delikatny makijaż, który polegał w zasadzie tylko na podkreśleniu konturów oczu
i nawilżeniu ust balsamem.
Rozpuściłam włosy, które następnie
związałam w luźnego warkocza na boku i tak gotowa opuściłam łazienkę,
przechodząc do przedpokoju gdzie czekał na mnie w pełni przygotowany chłopak.
Założyłam buty i kurtkę, po czym
wrzucając do torby telefon, portfel i klucze, ruszyłam do wyjścia.
- Na które lodowisko pojedziemy? -
zapytałam gdy już siedzieliśmy w samochodzie
- Chyba to na Times Square. Będzie
najszybciej i najwygodniej.
- I najtłoczniej. - Dodałam,
wyglądając za okno z lekkim uśmiechem - Ale w Nowym Jorku każde lodowisko
będzie tak samo oblężone, więc co za różnica.
Harry odpalił silnik i ruszył w
kierunku wspomnianego wcześniej miejsca.
Oparłam głowę o szybę, patrząc na
spadające z nieba płatki śniegu. Ciekawe czy Brian ulepił już swojego
pierwszego w tym roku bałwana. Albo czy w końcu nauczył się jeździć na łyżwach.
Zawsze tak bardzo chciał pójść na lodowisko.
- Harry, mogę o coś zapytać? -
przerwałam dotychczasową ciszę, spoglądając na niego niepewne
- Jasne. Pytaj o co chcesz.
Poprawiłam się nieco na miejscu,
przełykając nerwowo ślinę i biorąc głęboki oddech.
- Mówiłeś, że grałeś w hokeja kiedy
chodziłeś do szkoły. Nie przeszkadzała ci w tym choroba?
- W połączeniu z intensywną
rehabilitacją, nie miałem z tym problemów. Dlaczego pytasz? - Spojrzał na mnie
- Po prostu Biarn chciał się nauczyć
jeździć na łyżwach i zastanawiam się czy jest dla niego jakaś szansa.
- Na pewno. - Uśmiechnął się
zatrzymując na światłach i chwytając moją dłoń - Co w ogóle u twojej rodziny?
- Dobrze, dobrze. Brad znalazł pracę
i wstępnie dostał się na studia. Lucy dalej spotyka się z Tom'em, a Brian
dzielnie ćwiczy. Chciałam ich zaprosić na kolejny pokaz, ale nie wiem czy moja
siostra i mama to przeżyją. - Zaśmiałam się na samo ich wyobrażenie - Są bardzo
wrażliwe.
- No charakter to masz zdecydowanie
po tacie. - Oznajmił rozbawiony, zmieniając bieg i ruszając dalej
- Podaj chociażby dwa argumenty.
- Raz, uciekłaś z domu, dwa, powód
dla którego uciekłaś, trzy, twój ojciec był wtedy tak samo uparty jak ty.
Wymieniać dalej.
- Wystarczy. - Wywróciłam oczami, na
co on tylko się zaśmiał, jednocześnie unosząc moją dłoń i delikatnie ją
całując.
Po niecałej godzinie byliśmy już na
miejscu. O dziwo obeszło się bez długiego stania w kolejce, więc po piętnastu
minutach zakładaliśmy łyżwy.
- Ten facet się na ciebie gapi. -
Jęknął zniesmaczony, na co ja tylko spojrzałam w tym samym kierunku. Mężczyzna
puścił do mnie oczko, po czym odjechał tyłem wgłąb lodowiska, nie spuszczając
ze mnie wzroku. - A wywal się na ten kościsty tyłek, cwaniaku. - Mruknął pod
nosem, na co ja zaczęłam się niepohamowanie śmiać. - To takie zabawne, że
jestem zazdrosny? - uniósł brew
- Nawet nie wiesz jak bardzo. -
Oznajmiłam patrząc na niego i chwytając jego twarz w dłonie - Ale zupełnie niepotrzebnie.
Ty mi wystarczasz w zupełności. - Uśmiechnęłam się szeroko następnie go całując
- A teraz chodź mój zazdrosny chłopaku, bo mieliśmy jeździć, a nie odmrażać
sobie, jak to powiedziałeś, kościste tyłki.
Harry chwycił moją dłoń i ruszył za
mną do wejścia.
Otworzył przede mną drzwiczki i
wpuścił jako pierwszą na co tylko się uśmiechnęłam.
Gdy tylko stanął na tafli lodu,
splotłam razem nasze palce i ruszyłam w tym samym kierunku co cała reszta
tłumu.
- Jak się czujesz jako
dwudziestoczterolatek? - zaśmiałam się, jednocześnie odpychając nogami od
podłoża
- Szczerze, to nie czuję żadnej
różnicy. - Oznajmił rozbawiony - Chociaż może jedną. Jedzie obok mnie. -
Uśmiechnął się szeroko spoglądając na mnie, na co tylko się speszyłam.
Ach tak, czyli z reagowaniem wracamy
do punktu zero.
- Przestań. Nie lubię kiedy ktoś
prawi mi takie komplementy.
- W takim razie będziesz musiała się
przygotować, bo ja zamierzam to wszystko podkreślać na każdym kroku.
- Mogę mieć tylko nadzieję, że kiedyś
ci się to znudzi. - Wywróciłam oczami z rozbawieniem - No hokeisto. Skoro taki
dobry z ciebie łyżwiarz, to naucz mnie jeździć tyłem. Bo chyba to potrafisz,
prawda? - Uniosłam brew na co on tylko wyjechał przede mnie i zaczął
demonstrować swoje możliwości.
- Wspominała coś pani o jeździe
wstecznej? - zaśmiał się jadąc twarzą do mnie co jakiś czas spoglądając czy
nikogo za nim nie ma
- No już, Styles, nie chwal się tak,
tylko ucz.
Zaczęłam się powoli zatrzymywać, tym
samym podjeżdżając do barierki.
- To proste. Nie znam zasady jak
powinny pracować nogi, co pierwsze powinno sunąć po lodzie i inne niepotrzebne
bzdety. Osobiście wolę praktykę niż teorię. Po prostu popatrz przez chwilę, a
później postaramy się to powtórzyć. - Oznajmił następnie odbijając się od barierki,
okrążając całe lodowisko tyłem. - A teraz chodź. - Wyciągnął w moim kierunku
dłoń, którą od razu przyjęłam. Odwrócił mnie do siebie tyłem, swoje ręce kładąc
na moich biodrach jednocześnie tłumacząc co kiedy mam robić. Po chwili mnie
puścił i jechałam tylko i wyłącznie sama, uśmiechając się przy tym szeroko.
Szybko okrążyłam lodowisko, wracając do niego podskakując radośnie.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję. -
Oznajmiłam, następnie rzucając mu się na szyję.
Nie przypuszczałam jednak, że z jego
równowagą jest tak kiepsko.
Po chwili obydwoje leżeliśmy na
lodzie, głośno się śmiejąc, zupełnie ignorując ludzi, którzy obok nas
przejeżdżali.
- Nie za wygodnie ci? - zapytał z
szerokim uśmiechem, poprawiając się nieco pode mną. Oparłam podbródek na jego
klatce piersiowej, nie odrywając od niego wzroku.
- Nie powiem, lądowanie bardzo
miękkie i przyjemne. Na wygodę też narzekać nie będę.
Na moje słowa zaśmiał się jeszcze
głośniej, przez co jego dołeczki były widoczne perfekcyjnie, a oczy niemalże
zamknięte.
Taki był właśnie w pełni szczęścia.
Poczułam jak przyciąga mnie do siebie
po czym czule całuje.
Przyłożyłam dłonie do jego policzków
i oddałam pocałunek najczulej i najdelikatniej jak tylko potrafiłam.
Miałam gdzieś, że właśnie całowałam
się z Harry'm, leżąc na samym środku lodowiska, przed tłumem okrążających nas
ludzi.
W tym momencie nie to mnie
obchodziło.
- Chyba powinieneś wstać. - Szepnęłam
kiedy w końcu, jednak niechętnie, się oderwałam - Będziesz chory.
- Jak ty będziesz się mną opiekować,
mogę być chory dożywotnie od zaraz. - Uśmiechnął się słodko na co tylko
pokręciłam głową z rozbawienia. Cmoknęłam go szybko w usta i podniosłam się z
niego następnie pomagając mu wstać.
- Jeszcze zdążysz się przy mnie
wychorować, nie martw się.
- Ależ ja jestem oazą spokoju. -
Uśmiechnął się chwytając moją dłoń, ponownie ruszając w kierunku wyznaczonym
przez koordynatora lodowiska.
Po godzinie jazdy szybko się
zebraliśmy i czym prędzej pojechaliśmy do najbliżej pizzerii.
Harry ściągnął moją kurtkę, następnie
odsuwając dla mnie krzesło, na co od razu uśmiechnęłam się pod nosem.
Podziękowałam mu zajmując swoje miejsce i zaglądając w kartę.
- Duża na naszą dwójkę? - zapytał
przeglądając menu
- Mogę to zjeść? - uniosłam brew -
Nie wiem czy powinnam.
- Mel, nie musisz się przecież
odchudzać. - Zmarszczył czoło, spoglądając na mnie
- Dobrze wiesz, że gdybym miała kilka
centymetrów mniej, byłoby doskonale.
- Z tego co pamiętam to kilka
centymetrów zniknęło już miesiąc temu. Masz idealne wymiary i tego masz się
trzymać.
- Skoro tak mówisz. - Westchnęłam
nieco rozbawiona, powracając wzrokiem na rodzaje pizzy - Duża na naszą dwójkę.
Na jaką masz ochotę?
- Coś z mięsem i kukurydzą.
Potrzebuję mięsa i kukurydzy.
- I podwójny ser. - Powiedzieliśmy
razem na co tylko się zaśmialiśmy.
Chłopak przywołał kelnerkę, która
chyba nie bardzo wierzyła w to, że przed nim stoi.
Z jednej strony chciało mi się śmiać,
ale z drugiej wiedziałam, że jeszcze niedawno sama byłam w takiej sytuacji.
Dziewczyna szybko zapisała zamówienie
w swoim notatniku, po czym ruszyła do kuchni, starając się nie potknąć o własne
nogi.
- Wiesz co? Jesteś okropny. -
Westchnęłam odprowadzając ją wzrokiem
- A co ja znowu zrobiłem?
- Onieśmielasz tyle dziewczyn. Ty
wiesz jaki to jest stres? - zmarszczyłam czoło, patrząc na niego - Żeby nie
palnąć głupoty, żeby wszystko zrobić jak należy. Żeby się nie potknąć. Ty
zawsze robisz to co chcesz pewnie dlatego, że żadna dziewczyna cię nie onieśmiela.
- Zaśmiałam się pod nosem - W końcu tyle lat praktyk. Całe dwadzieścia cztery
lata.
- Ja nie pracowałem od urodzenia. -
Uniósł rozbawiony brwi
- Chodziło mi tu o twoją mamę i
siostrę. - Wywróciłam oczami - Współpracuj czasem, co?
- Postaram się. - Uśmiechnął się
szeroko, przysuwając do mnie nieco bliżej - Naprawdę onieśmielam? - szepnął
radośnie niczym małe dziecko
- Jakbyś nie wiedział. - Zaśmiałam
się, trącając go lekko - Przez ciebie prawie pod samochód wpadłam.
- Tak, tak, pamiętam. - Oznajmił
starając się stłumić śmiech - Potem wylałaś mi wodę na buty, później zrobił się
z tego dramat. Tak, tak, pamiętam wszystko.
- Wspaniale. - Mruknęłam zażenowana
swoim zachowaniem.
Naprawdę jak teraz na to patrzę,
zastanawiam się, co mną wtedy kierowało. Wyszłam chyba na totalną idiotkę.
- To było w zasadzie urocze. -
Zaśmiał się, obejmując mnie ramieniem - Byłaś normalna, co szczerze nie źle
mnie zdziwiło, bo od lat otaczałem się dziewczynami, którym wydawało się, że są
najlepsze. Chciały wszystkim rządzić. A wtedy to ja mogłem o tobie decydować.
Do czasu kiedy nie postawiłaś ultimatum. - Zaśmiał się, całując mnie delikatnie
w czubek głowy
- Straszna jędza ze mnie, co?
- Potworna. Ale pomyśl sobie, że
gdyby nie to, pewnie teraz ja bym tu nie siedział.
- Przynajmniej nie ze mną. -
Położyłam głowę na jego ramieniu, obejmując go lekko w pasie
- Ale na szczęście jest tak jak jest.
- Na szczęście. - Uśmiechnęłam się
W naszą stronę zmierzała kelnerka,
niosąc nasze zamówienie, na którego widok mimowolnie oblizałam usta.
- Smacznego. - Postawiła przed nami
talerz z pizzą oraz szklanki zamówionych napojów, po czym szybkim krokiem
odeszła od stolika.
Szybko się wyprostowaliśmy,
jednocześnie podwijając rękawy, co tylko mnie rozbawiło.
Czułam się jakby naprawdę był moim
lustrzanym odbiciem.
Obydwoje sięgnęliśmy po kawałek
pizzy, następnie szybko biorąc gryza.
Była pyszna.
- Zawsze chciałem tak spędzić
urodziny. - Uśmiechnął się - Tak normalnie. Bez żadnych wielkich zabaw.
- Więc dzień zaliczasz do udanych?
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
|DA|
Naciągnęłam rękawy bluzy na dłonie i
poprawiając swoje dresy przeszłam do kuchni. Ustawiłam na blacie dwa kubki, do
których nalałam mleka aby przygotować kakao.
Wyciągnęłam z szafki ciastka maślane
i czekoladowe, które zaczęłam układać równiutko na talerzu, zabijając czas,
czekając aż mleko w końcu się zagotuje.
Poczułam jak chłopak obejmuje mnie od
tyłu i kładzie podbródek na moim ramieniu, tym samym łaskocząc mój policzek
wilgotnymi włosami.
Uśmiechnęłam się poprawiając ciasteczka,
które następnie odsunęłam na bok, aby zrobić miejsce kubkom.
Wsypałam do nich kakao oraz odrobinę
korzennej przyprawy, po czym zamieszałam, aby proszek się rozpuścił.
- Ładnie pachnie. - Uśmiechnął się
szeroko całując mój policzek, kolejno chwytając talerz i ruszając z nim do
salonu.
Wzięłam kubki, idąc za chłopakiem.
Postawiłam je na stoliku obok ciastek, następnie siadając obok niego,
delikatnie się w niego wtulając.
- Strasznie szybko to wszystko
przeleciało. Już wieczór, a ja pamiętam jak jeszcze śniadanie jedliśmy. -
Zaśmiałam się, bawiąc sznurkami jego bluzy
- Dziękuję ci za dzisiaj. To naprawdę
były moje najwspanialsze urodziny.
- Nie przesadzaj. Zasze mogło być
lepiej. Mogłam się bardziej postarać.
- Nie zależnie co byś wymyśliła i tak
byłyby cudowne, bo spędziłem je z tobą. Już ci to mówiłem.
- No niech ci będzie. - Westchnęłam
rozbawiona, wtulając się w niego mocniej i przymykając powieki.
Poczułam jak delikatnie kreśli wzory
na moim ramieniu, na co tylko lekko uniosłam kąciki ust.
Jego klatka piersiowa unosiła się
miarowo i spokojnie przez co moje powieki zaczęły się robić coraz cięższe.
Słyszałam idealnie dźwięk bicia jego
serca, co tylko i wyłącznie uspokajało i usypiało mnie jeszcze bardziej.
W końcu przestałam ze sobą walczyć i
zasnęłam głęboko, mocno w niego wtulona.
|DA|
A/N: Dziękuję bardzo za podesłanie zdjęcia Xxx; prompts otwarte; Recovery; Przebudzenie Wiosny
Co do zakładki zmiany i propozycje, ja się serio cieszę, że składacie mi swoje pomysły, ale no ej... Mniej sadyzmu :o Sadystką to jestem tutaj ja, jasne? :)
Co do zakładki zmiany i propozycje, ja się serio cieszę, że składacie mi swoje pomysły, ale no ej... Mniej sadyzmu :o Sadystką to jestem tutaj ja, jasne? :)