sobota, 30 listopada 2013

Chapter 9.

- Wyspana?
- Tak. - Odpowiedziałam krótko, jednocześnie nie łapiąc z nim żadnego kontaktu wzrokowego
- Nadal obrażona?
- Tak.
- Boże, Melanie! Ile razy mam cię przepraszać za te telefony? Na prawdę robisz problem z niczego. - Wyrzucił, tym samym odwracając się do mnie bokiem.
Tak, nie ma to jak zacząć dzień od kłótni o moją siostrę. Wprost cudownie.
- A może ty jesteś po prostu zazdrosna! - krzyknął tak, że kilka osób z załogi zwróciło na nas swoje spojrzenia. Gwałtownie odwróciłam się w jego stronę
- Ty sobie ze mnie Styles teraz żartujesz, tak?
- Nie? Po prostu stwierdzam fakt...
- Jeśli myślisz, że skrycie się w tobie podkochuję, to przykro mi kochanie, ale niestety nie spełniam twoich oczekiwań. - Oznajmiłam, ponownie odwracając swoją głowę do okna
Kolejne kłamstwo.... Cudownie! Ile to się jeszcze będzie ciągnąć?! Do końca mojego życia?! Odkąd wyprowadziłam się do Nowego Jorku, bez przerwy kłamię. Nie było dnia, w którym nie powiedziałabym czegoś fałszywego... Po raz kolejny, cudownie!
Poczułam wibrację swojego telefonu. Westchnęłam zdenerwowana, kiedy pomyślałam o kolejnej, idiotycznej wiadomości od tego niestety cudownego kretyna, który siedzi obok.

Od: Max
Hej :) Co tam słychać? Siedzisz już w samolocie? Nie przyszłaś do mnie wczoraj :( No cóż... Kiedy się deklarowałaś, musiałaś być już nie źle wstawiona, mogłaś zapomnieć. Tym razem wybaczam. Zadzwoń jak wrócisz do NY i napisz jak dolecisz do UK.
xxx

Szeroko się uśmiechnęłam na jego wiadomość. Dotknęłam ekranu, aby napisać odpowiedź, jednak nie było mi to dane.
- Mmmm, jakie to słodkie. - Zaczął, gdy tylko wyrwał mój telefon - Siedzisz już w samolocie? No cóż za troska. Nie przyszłaś do mnie wczoraj. Oh, jak przykro. - Mówił przesadnie przesłodzonym głosem - Napisz jak dolecisz do UK. Całuski. Powiedz mi szczerze. Sypiasz z nim?
- Nie twoja sprawa! Oddaj mi to! - krzyczałam, jednocześnie próbując odzyskać telefon
- Jak długo!
- On jest gejem...
- O! A więc sypiasz z gejem! No cudnie! Jeszcze lepiej! Może mi jeszcze powiesz, że masz mu urodzić dziecko, bo jego kochaś nie będzie w stanie tego zrobić!
- Posłuchaj człowieku... Załatwmy to jak normalni ludzie, dobrze? Nie zależy mi na tym aby po wyjściu z samolotu wytykano nas palcami z powodu twoich idiotycznych napadów. Zaczynając od kwestii kłótni o telefony do mojej siostry. Przyznaję, poniosło mnie. Mogłeś mi jednak powiedzieć sam o tym, że do niej dzwonisz, a nie przez przypadek się jej wymsknęło i ty przez przypadek rozmawiałeś z nią przy mnie myśląc, że o niczym nie wiem, beznadziejnie zacierając po tym ślady... Max jest homoseksualistą, jest szczęśliwym osiemnastolatkiem z dziewiętnastoletnim Carl’em przy boku i nie potrzebuje takiego kogoś jak ja po to żeby wyżyć się seksualnie. Oj uwierz mi, że wiem co mówię. A tym bardziej nie zatrudniłby mnie do rodzenia swoich dzieci, o których i tak jeszcze nie myśli. Mogę teraz łaskawie dostać moją własność i spędzić lot spokojnie? Nie musimy rozmawiać. Cisza pomiędzy nami może panować, jak najbardziej. Tylko proszę, żadnych kłótni.
Harry spojrzał na mnie jakby był pod wrażeniem tego jak spokojna byłam. Tak naprawdę to gotowało się we mnie niczym w piekle, ale nie chciałam okazywać mu tej słabości. Powoli i najwyraźniej nie chętnie oddał mi telefon, po czym poprawił się na swoim miejscu.
- Wiesz co mówisz? W sprawie jego wyżycia seksualnego? - odchrząknął
- Kiedy przychodzi weekend, studenci są wolni od wszelkich zajęć, a ja jestem jego sąsiadką i nasze sypialnie dzieli tylko jedna, cienka ściana...
- Skończ! - przerwał mi - Ohyda...
Ja tylko zaśmiałam się na jego słowa, po czym szybko przed startem odpisałam na wcześniej otrzymaną wiadomość.
- Melanie! Jak miło cię widzieć! - usłyszałam głos, na którego dźwięk zamarłam. Westchnęłam cicho, po czym przykleiłam na usta sztuczny uśmiech i odwróciłam się w jego kierunku
- Lou. Co tu robisz?
- A wiesz... Postanowiłem, że polecę z wami. Wstałem wyjątkowo wcześnie, więc pomyślałem, że zdążę się jeszcze wyrobić na wcześniejszy lot.
Spojrzałam znacząco na Harry’ego, ale on tylko pokiwał przecząco głową, że nic o tym nie wiedział. Projektant wcisnął się między naszą dwójkę, jednocześnie spychając Harry’ego z kanapy.
- Och, wybacz mi. Masz wolne naprzeciwko. - Zaśmiał się, po czym powrócił do rozmowy ze mną, w której i tak nie uczestniczyłam.
Chłopak posłał mu mordercze spojrzenie. Następnie szybko otrzepał spodnie i zajął wcześniej wspomniane miejsce.
Lot strasznie się dłużył. Do samego wieczora Louis nadawał o swojej pracy, wszelakich pokazach, sesjach. Osobiście miałam tego dosyć. Z grzeczności tylko potakiwałam głową i od czasu do czasu powiedziałam jakieś krótkie zdanie. Sądząc po śpiącym Harry’m, on także przysłuchiwał mu się uważnie. Ach, tak ironia...
Cała nasza trójka, na noc, zajęła specjalnie wyznaczone kabiny z dosyć wygodnymi, jak na samolot, łóżkami, gdzie mogliśmy się spokojnie przespać.
Jednak ja nie potrafiłam. Cały czas przekręcałam się z boku na bok, starając się wyrzucić z głowy ten parszywy głos mężczyzny.
Westchnęłam zrezygnowana, patrząc bezczynnie w sufit. Następnie skierowałam swój wzrok na telefon. Szybko chwyciłam go ze stolika i otworzyłam skrzynkę nadawczą.

Do: Harold
Śpisz?

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź. Jak zwykle przyszła po kilku sekundach.

Od: Harold
Teraz już nie... -.-

Do: Harold
Sorry, nie chciałam cię budzić :/ No nic... Śpij dalej...

Od: Harold
Skoro i tak już nie śpię możesz mi powiedzieć co było aż tak ważnego żeby mnie budzić...

Do: Harold
Nie mogę spać :( Pieprzony głosik Louis’a w mojej idiotycznej główce! UGH!

Od: Harold
Zaczekaj sekundę :)

Po dosłownie niecałej minucie usłyszałam jak drzwi się otwierają i zamykają. Dostrzegłam wysoką postać oświetloną tylko czerwonymi małymi lampkami. Jednak po zapachu wszędzie mogłabym poznać kto to jest.
Przysunęłam się bliżej ściany, aby zrobić chłopakowi odrobinę miejsca.
Zwinnie wskoczył pod kołdrę i objął mnie ramieniem, jednocześnie przyciągając bliżej siebie.
Mogę przysiąc, że moje serce w tym momencie biło jakbym sprintem przebiegła całą Ziemię bez żadnego odpoczynku.
Całe ciepło z mojego ciała jakby wyparowało, tym samym pozostawiając okropne uczucie chłodu.
Wtuliłam się mocniej w gorące ciało chłopaka.
Normalnie jak kaloryfer!
- O co chodzi? - zapytał nieco zdezorientowany
- Po prostu mi zimno. - Zaśmiałam się, jednocześnie wywołując u niego cichy chichot. Automatycznie zacieśnił swój uścisk i przyciągnął mnie bliżej siebie.
Mhmm... Jakby tylko to jeszcze było możliwe...

- Melanie, jesteśmy już na miejscu. Obudź się. - Usłyszałam głos, który przez całą noc dudnił w mojej głowie.
Niechętnie otworzyłam oczy aby ujrzeć nad sobą wręcz przeszczęśliwą twarz Louis’a.
Rozejrzałam się po wnętrzu samochodu, następnie spojrzałam przez okno. Moim oczom ukazał się wielki, kamienny dom, który przypominał średniowieczny zamek.
Na sam widok moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości.
Powoli wysiadłam z samochodu i stanęłam koło Harry’ego. Szybko się otrząsnęłam i spojrzałam na zamyśloną twarz chłopaka, który wpatrywał się w dal.
- Kto mnie przeniósł z samolotu do auta? - zapytałam jeszcze zaspanym głosem
- Twój cudowny książę z bajki i wybawiciel w jednym.
- Lou, nie musiałeś. Mogłeś mnie obudzić. - Zawołałam, na co on posłał mi tylko szeroki uśmiech
- Chodziło mi o mnie. - Westchnął, wywracając jednocześnie oczami i zakładając ręce na klatce piersiowej
- No przecież wiem. - Zaśmiałam się, po czym objęłam go ramieniem - Coś ty taki zły?
- Ta góra mnie przeraża...
Mój wzrok automatycznie powędrował w tym samym kierunku, w który uparcie wpatrywał się chłopak.
- Meli! - usłyszałam głos, na którego dźwięk od razu szeroko się uśmiechnęłam
- Cześć, emmm... Jak masz w ogóle na imię? - zaśmiałam się, mocno przytulając dziewczynę
- Sarah... Sorry. Nie przedstawiłam się za pierwszym razem. Idziemy?
- Jasne!
Chwyciłyśmy nasze torby i rozmawiając na przeróżne tematy ruszyłyśmy na sam szczyt góry.
- Drogie panie, witajcie w moim rodzinnym domu. - Oznajmił Lou, otwierając przed nami ogromne drzwi
Spojrzałam za siebie. Widok dosłownie zwalił mnie z nóg. Oczywiście ze śmiechu.
- Nie śmiej się ze mnie, bo to nie ładnie, pani Grey. - Wydyszał brunet z burzą loków, które w tym momencie były poczochrane jakby Harry został wystawiony na jakąś wichurę, albo tornado.
Po kilku minutach w końcu stanął na schodach gdzie odetchnął z ulgą.
- Mam tylko nadzieję, że łóżka są wygodne. - Powiedział jakby sam do siebie, po czym ruszył wgłąb zamczyska.
- Poznajcie moją rodzinę... To jest Cloe, moja siostra. - Zaczął, tym samym wskazując po kolei na stojące przed nami osoby - To Miranda, jej córka, no i oczywiście Jose, brat Mirandy i tym samym syn Cloe.
- Miło was poznać. - Przywitała nas kobieta nie wiele młodsza od Lou - James, mój mąż jest w garażu. Naprawia samochód, ale za nie długo powinien do nas dołączyć.
- Pewnie jesteście zmęczeni po podróży. - Oznajmiła śliczna blondynka w moim wieku, uporczywie wpatrując się w Harry’ego - Pokażę wam wasze pokoje.
Wszyscy ruszyliśmy za nastolatką, która poruszała się z niesamowitą gracją.
- Pierwszy po prawej to pokój Harry’ego. Mój jest zaraz obok. - Uśmiechnęła się do niego słodko - Naprzeciwko ciebie mieszka idiota Jose, a obok niego Sarah. Melanie mieszka na końcu korytarza.
- Przyjdź do mnie wieczorem to pogadamy, co? - zaproponowała mi Sarah, kiedy zaczęłyśmy żegnać
- Jasne. Jak tylko wezmę prysznic, przyjdę. - Uśmiechnęłam się. Przytuliłyśmy się jeszcze na pożegnanie, po czym dziewczyna zniknęła za drzwiami swojego pokoju.
- Cześć, jestem Jose. - Przedstawił się, tym samym szeroko się do mnie uśmiechając - Odprowadzić cię do pokoju?
- Emm... Ja... - Zaczęłam, wyglądając za jego ramię, aby spojrzeć na Harry’ego. Rozmawiał z Mirandą i nie zapowiadało się aby ich konwersacja szybko się zakończyła - Jasne. Dlaczego nie?
- Więc, pochodzisz z Anglii?
- Tak. Konkretnie to z Manchesteru.
- Jak ci się mieszka w USA?
- Wiesz, nie jest tak źle. Co prawda to była diametralna i dosyć pochopna zmiana, ale przyznaję, że czuję się tam świetnie. - Zaśmiałam się - Miranda jest twoją siostrą bliźniaczką?
- Tak... Nie chce mi się wierzyć, że przez dziewięć miesięcy żyliśmy ze sobą w jednym brzuchu. Ohyda. - Oznajmił oburzony, na co ja przyjaźnie się zaśmiałam - A ty masz rodzeństwo?
- Tak. Starszą siostrę, młodszego brata i dwójkę bliźniąt. Też młodszych. I też chłopak i dziewczyna.
- Nie dziwię się, że wyjechałaś.
- Ale nie. Nie kłóciliśmy się.
Na moje słowa szczęka opadła mu dosłownie aż do ziemi.
- Żartujesz sobie ze mnie?
- Ani trochę. Wiesz... Jedno troszczyło się o drugie. To chyba normalne.
- No nie w naszym domu. Najchętniej to zabiłbym tą przeklętą żmiję. Jest okropna. Flirciara, małpa, bezuczuciowa tapeciara. No ale nieważne. - Zaśmiał się pod nosem - W każdym bądź razie... Kolacja jest o 7 pm. Rozpakuj się i wykonaj tam te swoje babskie czynności po podróży i ogólnie czuj się jak u siebie.
- Dzięki, wiesz? - uśmiechnęłam się szeroko, mocno się do niego przytulając.
Następnie odwrócił się na pięcie i zbiegł po schodach na dół.
Napotkałam na swojej drodze pytające spojrzenie Harry’ego.
- Co?!
- To chyba raczej ja powinienem się o to zapytać...
- O co ci chodzi?
- O niego? - zapytał ironicznie - I o wasze zachowanie?
- Nadal nie rozumiem o co ci chodzi.
- Nie powinnaś flirtować z rodziną swojego pracodawcy...
- To samo tyczy się ciebie. - Oznajmiłam, po czym nie czekając dłużej weszłam do swojego pokoju.
Z trzaskiem zamknęłam za sobą drzwi, do których następnie przywarłam plecami.
Nienawidzę go takiego. Nienawidzę tej jego zazdrości i nadopiekuńczości.
Musi się liczyć z tym, że prędzej czy później w końcu sobie kogoś znajdę... Nie będę sama do grobowej deski!
Odepchnęłam się od drewna i energicznym krokiem przeszłam przez pokój.
Torbę zostawiłam przy szafie, która swoją drogą była ogromna.
Opadłam na miękkie łóżko jednocześnie wyciągając z kieszeni telefon.

Do: Max, Lucy
Hej :) Jestem już w UK. Podróż minęła w miarę spokojnie (oprócz wykładu Louis’a na temat jego życia który trwał w nieskończoność). 3/4 przespałam :)
Całusy...

Wysłałam wiadomość, po czym rzuciłam komórkę na miejsce koło mnie.
Niby łóżko dwuosobowe, a mam wrażenie, że mogła by na nim spać co najmniej połowa wojska.
Szybko przebrałam się we wzorzastą, zwiewną sukienkę w odcieniach turkusu i granatu, sięgającą do samej ziemi. Następnie związałam włosy w wysokiego, luźnego koka, pozostawiając kilka krótszych pasm luzem. Fryzurę przyozdobiłam również turkusowym, sztucznym kwiatem.  Nałożyłam na ramiona ciemnoniebieski sweterek, natomiast stopy wsunęłam w czarne, delikatne sandały.
Tak oto gotowa wyszłam z pokoju, tym samym napotykając dwa spojrzenia. Jedno lazurowe, należące do Jose oraz jedno szmaragdowe, należące do Harry’ego.
- Jezusie słodki. Chyba śnię. - Wymamrotał blondyn, tym samym powoli ruszając w moją stronę
- Nie przesadzaj znowu. Aż tak świetnie nie jest. Osobiście miałam na sobie kilka lepszych kreacji...
- Jak na przykład?
- Emmm... Dres do dżogingu...
Na moje słowa obydwoje się zaśmialiśmy, na co w oczach chłopaka zatańczyły radosne iskierki.
- O, Harry! Idziesz? - usłyszałam piskliwy głos dziewczyny. Obydwoje spojrzeliśmy na dwójkę oddaloną od nas o dosłownie kilka kroków. Brunet jak zwykle wyglądał obłędnie. Prosto, z klasą, ale i na luzie. Granatowe rurki i turkusowa koszula.
Czy on mi czyta w myślach, albo co gorsza, podgląda mnie jak się ubieram?!
Z kolei Miranda ubrana była w czarną sukienkę bez ramion, sięgającą do połowy jej ud.
Włosy miała wyprostowane co do centymetra, związane w kucyka z tyłu głowy. Z kolei jej stopy ozdabiały wysokie, różowe szpilki, na których widok od razu się skrzywiłam.
Nienawidzę tych butów!
- Czy twoja siostra chodzi na solarium? - szepnęłam do chłopaka, widząc opaleniznę Mirandy. No bo bądźmy szczerzy... Anglia nie jest najlepszym miejscem do opalania...
- Dwa razy w tygodniu po 15 minut. - Oznajmił rozbawiony - Chodź. Kolacja już czeka.
Chwyciłam chłopaka pod ramię i ruszyłam z nim w stronę schodów w tym samym momencie co Harry i Miranda.
- Cześć Mel. - Uśmiechnęła się - Ładna sukienka. Pasuje do ciebie. Wiesz, jestem pod wielkim wrażeniem twoich włosów. Są naturalne?
- Emm... Tak.
- Naprawdę cudo. Długie, mocne, gęste. Nie to co moje...
- Wiesz... Twoim włosom też... Nie wiele... Emm... Brakuje?
Na moje słowa i Harry i Jose parsknęli śmiechem, który jak najszybciej i jak najskuteczniej starali się stłumić. Dziewczyna chyba tego nie usłyszała i Bogu dzięki.
- A kosmetyki? Jakich używasz? Wyglądasz tak pięknie i naturalnie.
- No więc.. Ja nie używam kosmetyków. Jedynie na wybiegi, albo jakieś specjalne okazje, ale też znikoma ilość.
- Nie gadaj! - Oznajmiła, tym samym się zatrzymując. Następnie odwróciła mnie do siebie przodem i uważnie zaczęła lustrować moją twarz. Po chwili poczułam jak jej tipsy dotykają mojego policzka, powieki oraz ust - To jest ekstra! Jak ty to robisz?!
- Zazwyczaj nie mam czasu na makijaż. - Zaśmiałam się nerwowo, tym samym ruszając dalej. Zauważyłam triumfalny uśmiech na ustach Harry’ego, którego ręka zaczęła wędrować w kierunku mojej talii. Ja jednak szybko ją wyminęłam i przeszłam na drugą stronę blondyna.
- Wybaczcie nam na chwilę. - Oznajmił, tym samym, wbrew moim protestom, pociągając mnie za rękę w jakieś ustronne miejsce - Czekam...
- Czekasz na co?
- Na wyjaśnienia...
- Co mam ci wyjaśniać? Bo nie bardzo rozumiem.
- Unikasz mnie. To niepodobne do ciebie. Ostatnim razem mnie unikałaś, kiedy byłaś na mnie wściekła, więc chcę wiedzieć o co chodzi ci tym razem.
Na jego słowa moje oczy rozszerzyły się do granic możliwości. Poczułam jak całe moje ciało oblewa fala zimna. Momentalnie przerwałam kontakt wzrokowy, wbijając swój wzrok gdziekolwiek byle nie w jego oczy.
- Jest mi ciężko. - Zaczął, jednocześnie ponownie przykuwając moje spojrzenie - Jest mi ciężko patrzeć na ciebie i tego całego Jose. Jest mi ciężko patrzeć na to jak się ze sobą dogadujecie, pomimo że znacie się od niecałej godziny i zdążyliście zamienić ze sobą tylko i wyłącznie kilka zdań. Nie mam pieprzonego pojęcia dlaczego, ale tak jest. Jest mi ciężko patrzeć an ciebie i jakiegokolwiek innego mężczyznę. Nawet jeśli tylko i wyłącznie z tobą rozmawia. Od pewnego czasu mam wrażenie, że... Że... - urwał, tak jakby walcząc ze sobą od środka
- Że?
- Nieważne. - Oznajmił, jednocześnie się ode mnie odsuwając.
Wypuściłam ze świstem powietrze, które chyba nawet nieświadomie wstrzymywałam.
W tym momencie podłoga wydawała się być jeszcze bardziej interesując niż kiedykolwiek.
W mojej głowie roiło się od wszelakich myśli, których za żadne skarby świata nie potrafiłam się pozbyć.
Pokręciłam głową, tym samym zaprzeczając samej sobie i jednocześnie wyrzucając z mojego umysłu jedno, najbardziej absurdalne zdanie.
- Wiesz... Najpierw się zastanów czego chcesz, a dopiero później mi to powiedz. Bo takim systemem jaki praktykujesz ty, nigdzie nie zajdziemy. To tak na przyszłość. - Oznajmiłam, następnie odrywając się od ściany i ruszając przed siebie, z trudem powstrzymując łzy.
Usłyszałam za sobą jeszcze jakiś huk, ale nie byłam na tyle odważna żeby się odwrócić.
Szłam szybkim krokiem przez chłodny korytarz, jednocześnie szukając łazienki.
Kiedy w końcu do niej trafiłam, zamknęłam drzwi na klucz, po czym usiadłam w kącie i dałam upust emocjom.
Płakałam jak małe dziecko.
Ile razy jeszcze dojdzie do takich sytuacji wywołanych tylko i wyłącznie zazdrością?
Ile razy jeszcze będę żałować wypowiedzianych słów? Ile razy będę jeszcze płakać z tego powodu, że kocham swojego pieprzonego szefa, który jest kobieciarzem na potęgę?
To całe życie miłosne jest beznadziejne. Najlepiej jest się nigdy nie zakochiwać. Mieć święty spokój.
Podeszłam do dużego lustra, w którym dostrzegłam swoje odbicie.
Wyglądałam okropnie. Jedna, wielka kupa nieszczęścia.
Szybko otarłam łzy, a następnie przemyłam twarz zimną wodą, którą wytarłam białym, miękkim ręcznikiem.
Jako tako wyglądając opuściłam łazienkę i ruszyłam do jadalni.
- Melanie, nareszcie jesteś. - Uśmiechnął się Lou, jednocześnie odsuwając dla mnie krzesło
- Przepraszam. Trochę się pogubiłam w tym... Zamku. - Uśmiechnęłam się niepewnie. Jednak mój komentarz rozbawił wszystkich siedzących przy stole.
Oprócz jednej osoby, która w tym momencie wyglądała jakby dosłownie przed sekundą ktoś z jego rodziny umarł.
- Harry, rozchmurz się. - Uśmiechnęła się przyjaźnie Cloe, wyrywając go z zamyślenia. Posłał jej blady i sztuczny uśmiech, po czym z powrotem powrócił do swojego własnego świata.
Usiadłam między Mirandą a Jose, który swoją drogą nie potrafił oderwać wzroku od Sahry.
Z resztą z wzajemnością.
Zaśmiałam się pod nosem, co nie uszło uwadze blondynce siedzącej koło mnie.
- O co chodzi?
- No spójrz tylko na nich. - Zaśmiałam się, dyskretnie wskazując na romansującą dwójkę
- Proszę, proszę. W końcu jakaś dziewczyna zwróciłam na niego uwagę. A już myślałam że umrze samotnie.
- Widać jak bardzo się kochacie.
- Co nie?
Podczas kolacji rozmawialiśmy na różne tematy. Zaczynając od pracy, kończąc na rodzinie. Jedynie Harry ograniczał się do minimum. Odpowiadał tylko wtedy, kiedy go o to proszono.
- Możemy pójść do mnie? Pokażę ci te zdjęcia. - Zwróciła się do niego blondynka, na co on tylko przytaknął w odpowiedzi - Dziękujemy za kolację. Obiecałam Harry’emu, że pokażę mu te zdjęcia, które chcę dostarczyć na uczelnię.
- Jasne, nie ma sprawy. Może podpowie ci co zmienić. Da jakieś cenne wskazówki. - Oznajmił James. Miranda posłała mu ciepły uśmiech, po czym nachyliła się nade mną i pocałowała na pożegnanie w policzek - Wpadnij wieczorem jak będziesz miała czas. Poznamy się lepiej. - Zaśmiała się, po czym pomachała ostatni raz i ruszyła razem z chłopakiem na górę.

- To za pół godziny u mnie? - zapytała Sarah, kiedy wracałyśmy do naszych pokoi
- Nie ma sprawy. - Uśmiechnęłam się, po czym ruszyłam do swoich drzwi, na końcu korytarza.
Wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic, po którym przebrałam się w nieco cieplejszą piżamę.
Zarzuciłam na plecy bluzę i chwytając z łóżka telefon ruszyłam do przyjaciółki.
Po drodze wpadłam na Harry’ego, który właśnie wychodził wpół nagi z pokoju Mirandy. Nie powiem, widok nieco mnie zaskoczył.
- Mel.. To.. To nie jest tak jak myślisz. - Zaczął, jednocześnie zakładając swoją koszulę
- Harry... Nie rozumiem dlaczego się przede mną tłumaczysz. Jesteś dorosły, robisz co chcesz. Jesteś swoim własnym szefem.
- Ale ja...
- Naprawdę nie musisz. - Przerwałam mu, po czym bez pukania weszłam do pokoju koleżanki, byle by być jak najdalej do tego przeklętego chłopaka
- Co się stało? Melanie! Ty płaczesz! - krzyknęła, tym samym do mnie podbiegając i mocno przytulając
- Mów ciszej. Nie chcę żeby o tym wiedział...
- Wiedział kto?!
- A jak myślisz?
- Harry... - wyszeptała, następnie przytulając mnie jeszcze mocniej - Chodź. Powiedz mi o co chodzi.
Przeszłyśmy na łóżko, na którym następnie się położyłyśmy.
Wpatrywałam się w sufit i pozwalałam łzom swobodnie spływać po moich policzkach. W tym momencie były rzeczą najmniej istotną.
- Wszystko zaczęło się tego durnego dnia w kawiarni. Wiesz... Gdyby wtedy nie przyszedł do Sweet Heaven, dzisiaj wszystko było by w jak najlepszym porządku. No przynajmniej nie czułabym się jak za przeproszeniem sprana szmata, która nie nadaje się już do niczego...
- Melanie, uspokój się i po drugie nie waż się tak o sobie mówić.
Wzięłam kilka głębszych oddechów i kontynuowałam.
- Harry ma w sobie coś takiego, że pomimo swoich największych starań, i tak się w nim zakochasz. Wystarczyło tylko, że wszedł do kawiarni, w której pracowałam. Później było tylko gorzej. Nie będę ci teraz tego wszystkiego mówić, bo szkoda na to czasu.
- Kochasz go.
- Nawet nie wiem jak to możliwe, ale... Tak. I co gorsza, nie potrafię spojrzeć na żadnego innego chłopaka w taki sam sposób ja na niego. Każdemu czegoś brakuje. Z kolei on... Co noc inna dziewczyna wychodzi z jego apartamentu. Chciałabym od tego uciec, ale nie wiem jak. Wyprowadzić się nie mogę, bo taka jest moja umowa. Z kolei z pracy rezygnować też nie chcę, bo pieniądze są mi naprawdę potrzebne. Próbuję wybić go sobie z głowy i wyrzucić z siebie wszystkie uczucia skierowane pod jego adresem, ale... Nie potrafię. A jego zachowanie, gesty tylko i wyłącznie sprawiają, że kocham go jeszcze bardziej. Troszczy się o mnie, jest w zasadzie na każde moje zawołanie, żałuje swoich błędów jeśli tylko widzi, że mnie tym krzywdzi... Ale ja nie potrafię żyć tak, że raz jest świetnie, a później zjawia się jakaś pudernica i wszystko rozpieprza za przeproszeniem!
- Meli, posłuchaj... - zaczęła, jednocześnie ocierając kolejną łzę z mojego policzka - Posłuchaj teraz relacji obserwatora... Od samego początku wiedziałam, że go kochasz i to nie na żarty. Widać to było w sposobie w jakim na niego patrzyłaś. Ilekroć widziałam Harry’ego w twoim towarzystwie zawsze był szczęśliwy. Uśmiech nie schodził z jego ust ani na sekundę. Z kolei kiedy nie było cię w pobliżu, był tak jakby przybity. W każdym bądź razie czegoś mu brakowało. Zmieniłaś go Mel. Uczyniłaś z niego lepszego człowieka. Wątpię w to żeby czuł do ciebie tylko i wyłącznie przyjaźń... Zaufaj mi.
Przekręciłam głowę tak, aby spojrzeć na rudowłosą dziewczynę, która w tym momencie pocieszająco się uśmiechała.
- Dziękuję ci. - Wyszeptałam, na co ona tylko przytaknęła i uśmiechnęła się jeszcze szerzej
- Dobra. Dosyć użalania się nade mną. Ty mi lepiej powiedz co z Jose...
Na moje słowa jej policzki momentalnie zrobiły się czerwone niczym pąsowa róża.
Usiadła na łóżku po turecku i zaczęła się nerwowo bawić palcami.
- Oho!
- Co oho? Jakie oho? Jaki Jose? Nie wiem o kim ty w ogóle mówisz? - zaczęła, tym samym jeszcze szybciej przebierając palcami. Spojrzałam na nią jak na idiotkę, na co Sarah tylko ciężko westchnęła.
- Podoba mi się jak cholera. - Wyszeptała, następnie chowając swoją bordową twarz w dłoniach
- W takim razie teraz posłuchaj opinii obserwatora. - Przedrzeźniłam ją głosem niczym jakiegoś profesora, któremu zawsze wydaje się, że ma rację we wszystkim - Kobieto! On się w tobie buja i to widać na odległość! Dzisiaj na kolacji nie mógł od ciebie wzroku oderwać.
- Na serio? - zapytała z wyraźnie słyszalną nadzieją.
- Oczywiście, że tak. - Zaśmiałam się - Swoją drogą wyglądacie razem wspaniale. Jesteście dla siebie stworzeni. Nie żebym się bawiła w swatkę. Broń Boże. - Dodałam, starając się zachować poważną minę. Sarah tylko szeroko się uśmiechnęła, po czym mocno mnie przytuliła.
Z tego cudownego uścisku przyjaźni wyrwał nas dźwięk mojego telefonu.
- Masz wiadomość. - Oznajmiła ożywiona, podając mi komórkę

Od: Harold
Możemy porozmawiać? Proszę...

Westchnęłam ciężko kiedy odczytałam SMS’a. Wszystko powoli zaczęło odchodzić w niepamięć, aż tu nagle BAM! I powraca jak jakiś cholerny bumerang!
- To on? - zapytała, na co tylko przytaknęłam - Czego chce?
- Porozmawiać.
- No to na co czekasz?! Osobiście cię wyganiam z mojego pokoju. - Zaczęła, jednocześnie pociągając mnie za rękę tak, że postawiła mnie na równe nogi. Następnie wypchnęła mnie za drzwi, żegnając się krótkim Dobranoc, za to szerokim uśmiechem.
Pokręciłam głową z rozbawienia. Leniwie ruszyłam do swojego pokoju. Jednak zatrzymałam się przed drzwiami chłopaka, który wprowadza mnie w te całe wahania uczuciowe.
Westchnęłam ciężko, po czym uniosłam dłoń aby zapukać. W ostatniej chwili się powstrzymałam. Po prostu chwyciłam klamkę i bezszelestnie weszłam do środka.
Usłyszałam cichą melodię, która dochodziła z balkonu.
Śpiewał.
Właśnie skończył It Will Rain Bruno Mars’a.
Usłyszałam kolejne słowa wydobywające się z jego ust, dodatkowo przyozdobione delikatną melodią.
The A Team.
Uśmiechnęłam się pod nosem na jego wybór. Pamiętam jak mi mówił o jego obsesji na punkcie Sheeran’a.
Podeszłam do niego najciszej jak tylko potrafiłam. Chyba mi się to udało, bo nie przestał śpiewać, a nie robi tego ani często ani tym bardziej publicznie.
Zaczekałam w bezpiecznej odległości aż piosenka się skończy. W tym samym momencie osunął się po szybie i usiadł na ziemi.
Zebrałam w sobie całą możliwą odwagę i ruszyłam w jego ślady. Gdy tylko weszłam na balkon, gwałtownie odwrócił głowę w moim kierunku.
Zanim jednak zdążył się podnieść, ja usiadłam koło niego, jednocześnie nie pozostawiając pomiędzy nami żadnego dystansu.
- Jak długo tu jesteś? - zapytał jakby bał się usłyszeć odpowiedzi
- Wystarczająco długo. - Odpowiedziałam nadzwyczaj spokojnie, tym samym przymykając powieki i zaciągając się głęboko powietrzem. Idealnie czułam na sobie jego wzrok.
- I słyszałaś...
- Tak. - Przerwałam mu, z małym uśmiechem malującym się na moich ustach
- Niech to szlag. - Przeklnął pod nosem, jednocześnie chowając swoją zaczerwienioną twarz w swoich kolanach
Przyjrzałam mu się z rozbawieniem. Jednak on musiał być na prawdę sobą zażenowany.
Odwróciłam się do niego przodem i przyjrzałam mu się uważniej. Po raz kolejny widziałam go w postaci małego dziecka.
Niepewnie zaczęłam go głaskać po jego lokach, jednocześnie zakręcając kilka z nich na swoje palce.
- Mnie się osobiście podobało. - Zaśmiałam się cicho, na co Harry powoli przekręcił głowę w moją stronę. Przez chwilę przyglądał się mojej twarzy, po czym leniwie się uśmiechnął, tym samym ukazując swoje cudowne dołeczki w policzkach.
- Mogę się przytulić? - zapytał, czym mnie naprawdę zaskoczył. Ostrożnie przytaknęłam, na co Harry momentalnie znalazł się przy mojej piersi. Delikatnie go obięłam i przycisnęłam do siebie mocniej.
- Wiesz, że akurat o to nie musisz się mnie pytać. - Zaśmiałam się, następnie całując go w czubek głowy
- Wolę się upewnić. - Oznajmił ożywiony - Słyszę jak bije twoje serce.
Na jego słowa zaniemówiłam.
- I-i co?
A gówno idiotko!
- Mnie osobiście się podoba. - Zaśmiał się, po czym podniósł tak, że spoglądał prosto w moje oczy. Poczułam jego dłoń na swoim policzku, który po chwili zaczął delikatnie gładzić.
Mój brzuch momentalnie wypełniło stado motyli.
Nie potrafiłam oderwać od niego wzroku. Tak samo jak i on.
Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Aktualnie nic innego nie było mi do szczęścia potrzebne.
Poczułam jego ciepłe usta na moim czole, na co automatycznie przymknęłam powieki.
Tym razem to ja się w niego wtuliłam.
- Przepraszam. - Wyszeptał, jednocześnie obejmując mnie jeszcze mocniej - Zostań na noc. Proszę...
- Jeśli chcesz.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - Zaśmiał się, następnie całując mnie w czubek głowy

---------------------------------------------
Follow on tt:
Chcesz prowadzić konto jakiejś postaci? skontaktuj się ze mną na tt :) (alwayscoldhands) 
+ uruchomiłam ponownie swojego ask'a więc jeśli macie jakieś pytania do mnie lub do opowiadania, PISZCIE :) Ask meeeee

A/N: Wiem, że ma się to nijak do opowiadania, ale no... KURWA JASNA MAĆ! *-* DAJCIE MI POWIETRZA *-*


Oj na MiniSeries&Imagines NA BANK pojawi się z nimi jakoś shot'cik... a może nawet dwa? ^^ hfvhfnvhcnbmuhvnvhnvhjnvjhfbvbn *-*

sobota, 23 listopada 2013

Chapter 8.

Uwaga!
Informacja pod rozdziałem :)

Sala nie była Bóg wie jaka. Zwykła‚ szara. Gdzieniegdzie białe, duże, kwadratowe pola na ścianach, a jeszcze dalej zielone.
Moją uwagę przykuła dosyć wysoka scena, na której było umieszczone łóżko z ciemnymi, metalowymi ornamentami.
- Mówiłem, że jeszcze zdążysz się wyspać. - Zaśmiał się, po czym pociągnął mnie za rękę w stronę garderoby
- Co to za sesja? - zapytałam, gdy zaczął szukać odpowiednich ubrań
- Ty będziesz sobie tylko spać, od czasu do czasu przekręcała się z boku na bok, a ja zrobię swoje. Masz. Ubierz to. - Wręczył mi biały zestaw, który składał się z białych, obcisłych, krótkich spodenek i białej koszulki dodatkowo obszytej koronką…. Szybko przebrałam się w tą dosyć gustowną piżamę, po czym wsunęłam stopy w białe japonki, które znalazłam pod wieszakiem z ubraniami.
Ruszyłam do charakteryzatorni, gdzie ciepłym uśmiechem przywitała mnie do tej pory moja stała makijażystka.
- Cześć. Znowu się spotykamy. - Zaśmiałam się siadając na krześle przed dużym lustrem z rażącymi żarówkami - Jedziesz z nami do Oxfordu?
- Tak. Harry dzisiaj przedstawił mi cały plan zajęć. Cieszę się, że będziemy ze sobą współpracować. Bardzo lubię cię malować. - Zaśmiała się na co ja jej zawtórowałam - Dzisiaj sesja pościelowa?
- No na to wygląda... - westchnęłam
Na samym początku pokryła całą moją twarz odrobiną podkładu i pudru. Chwyciła jeden z naprawdę wielu pędzli i nabrała na niego odrobinę beżowego cienia, który następnie zaczęła równomiernie rozprowadzać po moich powiekach. Poprawiła czarną kredką kontury moich oczu, natomiast policzki delikatnie podkreśliła różem.
Dzisiaj także zajęła się moimi włosami.
Najpierw starannie je rozczesała, po czym delikatnie podtapirowała i rozczochrała tak, że wyglądały jakbym dopiero co wstała z łóżka. Oczywiście tak wystylizowane wyglądały o niebo lepiej niż tak naprawdę wyglądają codziennie, w rzeczywistości.
Posłałam jej w podziękowaniu ciepły uśmiech, po czym opuściłam charakteryzatornię i udałam się na plan.
Harry właśnie ustawiał światła wokół łóżka, poprawiał poduszki, przestawiał jakieś przedmioty. Ogólnie poprawiał całą aranżację.
- Jesteśmy tutaj sami? - zapytałam, na co chłopak niezauważalnie podskoczył.
Przestraszyłam go... Ja nie mogę!
- Tak. - Odpowiedział, intensywnie się we mnie wpatrując - Chodź. Wszystko gotowe. - Oznajmił podając mi rękę, abym bezpiecznie mogła wejść na podest.
Gdy tylko na niego weszłam od razu rzuciłam się na łóżko i zakopałam pod jeszcze chłodną kołdrą.
Ale nie ma się co martwić. Zaraz się zagrzeje.
Usłyszałam za sobą donośny śmiech Harry'ego, który od razu wywołał szeroki uśmiech na mojej twarzy.
- Nie mówiłaś, że tak uwielbiasz spać.
- Niestety praca modelki wymaga wielu poświęceń. - Oznajmiłam ze smutną miną, jednocześnie siadając na materacu
- Och, jak mi przykro. - Powiedział z udawanym smutkiem, tym samym robiąc mi jedno zdjęcie
- To było nie fair!
- Myślałaś, że będę ci mówił‚ kiedy robię zdjęcie, a kiedy nie?
- A nie tak właśnie wyglądają sesje?
- Przeważnie tak. Ale dzisiaj wszystkie fotografie będą robione z zaskoczenia, w najmniej spodziewanym momencie. - Wytłumaczył, chytrze się przy tym uśmiechając
- A to kiedy miałeś mi zamiar powiedzieć?
- Emmm... Teraz?
- Przestań odpowiadać pytaniem na pytanie! - uniosłam się
- A to dlaczego?
- Bo to wkurzające?
- Słodko wyglądasz jak się wkurzasz. - Oznajmił, wpatrując się w zdjęcie, które zapewne przed chwilą zrobił
- Po co ci te zdjęcia?
- Dowiesz się w swoim czasie. - Uśmiechnął się - Dobra... Połóż się i zachowuj tak jak w łóżku.
- Czyli mam spać?
- No chyba, że robisz w nim co innego.
Na jego słowa dosłownie spiorunowałam go wzrokiem i przypuszczam, że gdyby była to moja broń, już dawno leżał by tu martwy.
Położyłam się na materacu i okryłam kołdrą po sam czubek głowy.
- Ej, no ale ja muszę widzieć twoją twarz. - Zaczął‚ jednocześnie szarpiąc za koniec pierzyny, który trzymałam i za żadne skarby nie miałam zamiaru puszczać.
Po kilku próbach obydwoje zaczęliśmy się z tego śmiać.
Materiał wyślizgnął mi się z rąk, tym samym ukazując Harry’emu moją roześmianą twarz w pełnym wydaniu. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk robienia zdjęć. Wnioskując po odgłosach, zrobił ich kilka. Przekręciłam się na drugi bok tak, że musiał przejść na drugą stronę, obchodząc łóżko dokoła. On jednak postanowił‚ pójść na skróty. Na kolanach przeszedł po materacu, przy okazji miażdżąc mi nogę, rękę i fragment biodra, ale to szczegół.
- Mam nadzieję, że jestem objęta ubezpieczeniem w razie jakichkolwiek uszczerbków na zdrowiu. - Wymamrotałam w poduszkę, na co Harry ponownie się zaśmiał.
- Aż taki ciężki nie jestem.
- Powiedział ten, który chodzi po sobie w ramach relaksu...
Wtuliłam twarz w poduszkę tak, że miał do dyspozycji tylko i wyłącznie mój profil. Mu jednak to wystarczało. Kolejne kilka zdjęć do kompletu.
Poczułam jak jego palce przyciągają mnie za podbródek tak, że miękkiego, białego materiału dotykał tylko policzek. Momentalnie szeroko uśmiechnęłam się na ten gest.
Pstryk.
- Po co to robisz?
- Powiedziałem już, że dowiesz się w swoim czasie.
Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku. Po chwili Harry siedział już koło mnie. Przeglądał zdjęcia. Uważnie przyglądałam się każdej jego reakcji. Na początku tylko się uśmiechał, ale z kolejnymi fotografiami zaczynał się śmiać, co także udzieliło się mnie. Wyrwałam mu z ręki aparat i przyjrzałam się ostatniemu z nich.
Muszę przyznać, że na prawdę robiło duże wrażenie.
- Kamera też cię uwielbia. - Uśmiechnął się, spoglądając na mnie
W mojej głowie wymalował‚ się pewien pomysł. Wcisnęłam w aparacie odpowiedni przycisk, który umożliwiał ponowne robienie zdjęć. Spojrzałam niepewnie na chłopaka, przygryzając jednocześnie dolną wargę
- Powiadasz?
- No tak.
- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się słodko, niczym pięcioletnia dziewczynka
- Co ty kombinujesz?
- Ja? Nic...
- Od kiedy ty jesteś takim niewiniątkiem, co?
- Od zawsze. - Zaśmiałam się, zmniejszając dzielący nas dystans - A teraz uśmiech, panie Styles. - Oznajmiłam, na co on tylko zachichotał pod nosem. Wystawiłam aparat tak aby objął naszą dwójkę. Następnie przycisnęłam swoje usta do jego policzka i wcisnęłam guzik. Po chwili błysnęło jasne światło, dając nam znak, że zdjęcie jest gotowe.
Ja jako pierwsza na nie spojrzałam, skutecznie odcinając Harry’emu do niego dostęp.
- No, no... Pan też niczego sobie. - Oznajmiłam z szerokim uśmiechem, wręczając mu jego sprzęt

Nareszcie skończyłam pakować wszystkie potrzebne rzeczy, dzięki czemu mogłam swobodnie runąć na swoje mięciutkie, duże i jak cholera wygodne łóżko.
Wzięłam na kolana swojego laptopa, którego następnie uruchomiłam. Zalogowałam się na Skype, aby za chwilę połączyć się z Lucy.
Sprawdziłam pocztę, która w 3/4 składała się z samych reklam. Jeden mail mnie zaciekawił, a będąc szczera przyprawił o takie papilacje serca, że osobiście nie wiem jak się nazywam.

Od: hstyles@gmail.com
Do: melgrey@gmail.com
Temat: Sesja
Przeglądałem twoje zdjęcia z dzisiejszej sesji. Muszę przyznać, że jestem pod na prawdę wielkim wrażeniem :)
Osobiście nie mogę się doczekać tych zdjęć w Oxfordzie. Będzie super :)
Tym czasem przesyłam ci fotkę, która osobiście podoba mi się najbardziej ^^
Kładź się spać, wypocznij, jutro ciężki dzień (w dodatku z kurewsko długim lotem samolotem -.-)

Otworzyłam załącznik, który mi przesłał. Gdy zdjęcie się ładowało, zaczęłam się zastanawiać, które z nich wybrał. Może to do którego ustawiał‚ moją twarz?
Moje założenia odeszły w niepamięć gdy tylko zobaczyłam fotografię.
Szczęka chyba dosłownie opadała mi aż do klawiatury.
Zdjęcie, które zrobiłam ja. Nasze wspólne.
Harry uśmiechnięty od ucha do ucha, ma zamknięte oczy. Z kolei ja całuję go w policzek. Także mam przymknięte powieki.
Zakryłam usta dłonią, gdy dotarło do mnie na co teraz patrzę.
Tym czasem przesyłam ci fotkę która osobiście podoba mi się najbardziej.
Jedno zdanie, a ja cieszę się jak głupia.
Z transu wyrwał mnie dźwięk nadchodzącego połączenia.
Szybko ustawiłam zdjęcie jako tapetę, po czym odebrałam wideo od Lucy.
- Cześć siostrzyczko. Miałaś dzwonić po pokazie, a tu jak cię nie było widać, tak cię nie było słychać.
- Przepraszam cię Luc... Po prostu całe to przyjęcie po pokazie skończyło się strasznie późno. Wróciłam do domu i od razu zasnęłam... - wyjaśniałam
Mhmm... Wróciłam do domu i od razu zasnęłam... A to ciekawa wersja wydarzeń, Mel...
- Wiedziałam, że tak będzie. - Zaśmiała się - Ale nie mam ci tego za złe. Nie uwierzysz, ale dzisiaj szłam z Brian’em do szpitala, a tu nagle BAM! Znajoma twarz na okładce gazety. Nie wiesz może kim jest ta ślicznotka? - zapytała z szerokim uśmiechem, jednocześnie przystawiając broszurę bliżej kamerki
- Jakaś Melanie Grey. Nie znam. W ogóle za kogo ona się ma, że tak się szczerzy do tych fotografów. - Zaczęłam, na co obydwie z siostrą głośno się zaśmiałyśmy - Co u mojego kochanego siostrzeńca. Strasznie za nim tęsknię.
- Ja za tobą też ciociu! - usłyszałam głos chłopczyka
- Brian. Prosiłam cię żebyś kładł się już spać. - Upomniała go Lucy. Jednak na nic to się nie zdało, bo chłopiec już stał koło niej
- Ale ja chcę porozmawiać z ciocią...
- Pozwól mu. Jutro sobota, nie musi iść do szkoły. - Uśmiechnęłam się błagalnie, na co dziewczyna tylko westchnęła
- Co ja z wami mam. - Wymamrotała, jednocześnie biorąc syna na kolana
- Cześć ciociu! Co u ciebie słychać? Wiesz, widziałem cię dzisiaj w gazecie. Bardzo ładnie wyglądałaś.
- Dziękuję skarbie. Co u mnie słychać? W porządku. Jutro wracam do Anglii, ale wątpię w to, żebym miała chociaż chwilkę żeby cię odwiedzić.
- A po co tu będziesz?
- Mam sesję w Oxfordzie.
- Gdzie? - zapytał zdezorientowany
- Oxford to takie miasto. Tam jest ten słynny uniwersytet. Ten z Harry’ego Potter’a.
- Aaaa... Fajnie. Będziesz tam miała robione zdjęcia?
- Nie do końca tam, ale prawie. - Zaśmiałam się - Jak było dzisiaj na ćwiczeniach?
Na moje słowa chłopiec momentalnie się zaczerwienił i spuścił wzrok na swoje dłonie.
- Brian? - ponagliłam go
- No opowiedz cioci co tam się dzisiaj wydarzyło. - Zaśmiała się Lucy, czule głaszcząc go po głowie
- No bo... Pani Dawson... Dała mi dzisiaj całusa... W policzek.
- Na prawdę? No to wspaniale! - zaśmiałam się, widząc jak rumieni się jeszcze bardziej - Musiałeś na prawdę dzielnie pracować.
- Zrobiłem aż dziesięć przysiadów. - Pochwalił się - I skakałem na piłce przez... Prze ile mamusiu?
- Przez piętnaście minut. Bez ani jednej przerwy. - Zwróciła się do mnie
- Dziękuje ciociu.
- Dziękujesz mi za co?
- Za to, że się tak o mnie troszczysz i że przesyłasz pieniążki na te ćwiczenia. Mama mi wszystko powiedziała.
- Lucy...
- Chłopak ma prawo wiedzieć, Mel. Chcę żeby cię traktował z szacunkiem i żeby wiedział, że to tylko dzięki tobie zdrowieje.
- Nie prawda. Ja tylko wysyłam pieniądze na leki i rehabilitację. To ty go mobilizujesz do działania. Nie zapominaj o tym.
- Dziękuję. - Wyszeptała przez łzy
Usłyszałam dźwięk kolejnego przychodzącego połączenia.
Harry.
Szybko je odrzuciłam i powróciłam do rozmowy z siostrą.
Nie dane mi było jednak zacząć jakiegokolwiek zdania, ponieważ mój telefon dał o sobie znać.
- Przepraszam. - Zwróciłam się do Lucy i Brian’a, jednocześnie przesuwając palcem po ekranie komórki - Halo?
- Dlaczego nie odbierasz? - zapytał z wyrzutem
- Rozmawiam z siostrą.
- Kto to ciociu? - zapytał zaciekawiony chłopiec
- Harry...
- Chcę z nim porozmawiać! - krzyknął uradowany na co ja tylko się zaśmiałam po czym przełączyłam rozmowę na głośnik - Halo?
- Cześć Brian. - Usłyszałam jego rozbawiony głos, na którego dźwięk moje serce od razu tonęło we łzach wzruszenia
- Ja chciałem się tylko zapytać czy... - urwał na moment, spoglądając na mnie - Ciociu, możesz zatkać uszy?
- A to niby dlaczego?
- Bo chcę się zapytać, czy pan Harry cię lubi...
- Och, to bardzo miłe. - Zaśmiałam się, po czym wykonałam jego prośbę. Kiedy skończył mówić zdjęłam ręce z uszu i wyczekiwałam na odpowiedź chłopaka
- Czy ją lubię? Hmmm... Jej chyba raczej nie da się NIE lubić. Mogę powiedzieć, że ją… uwielbiam. Jest wspaniała.
- A ożeni się pan z nią kiedyś?
- Brian. - Upomniałyśmy go jednocześnie z siostrą, na co Harry tylko głośniej się zaśmiał
- Ależ oczywiście, że tak.
- To fajnie! - prawie pisnął‚ ze szczęścia
- Brian, ty nie powinieneś być czasami w łóżeczku, pod kołderką i smacznie sobie spać?
- Ale ciociu...
- Żadne ale ciociu. Zmykaj i to już.
- No dobrze. Pa. Kocham cię.
- Ja ciebie też. - Uśmiechnęłam się. Chłopiec zeskoczył z kolan Lucy. Dał jej jeszcze buziaka, po czym podreptał do swojego łóżka
- Zadzwonię za dziesięć minut. - Zaczął Harry
- Okej. Do zobaczenia.
- Na razie. - Oznajmił, po czym się rozłączył
- Mel?
- Hmm?
- Jesteś pewna, że nic was nie łączy?
- Stosunki zawodowe. Przecież wiesz...
- Myślisz, że on przejmuje się tak każdą swoją podopieczną? Rozmawia z jej rodziną jakby była jego własną? Wydzwania do niej w środku nocy? Mel, tu musi być coś na rzeczy.
- Lucy, nie zachowuj się jak Gemma. Mówicie tak samo...
- Kim jest Gemma?
- Siostrą Harry’ego.
- No widzisz! - uniosła się - Nawet jego siostra, która zna go jak własną kieszeń wie, że coś jest na rzeczy.
- Naprawdę nie ma o czym mówić. Ja nie jestem dziewczyną dla niego. Już ci mówiłam, że Harry woli być wolnym ptakiem niż uwięzionym w klatce kanarkiem albo Bóg wie czym innym...
- Czas pokaże. Jeszcze wspomnisz moje słowa.
- Oby nie...
- No chyba mi nie powiesz, że ci się nie podoba.
- Może trochę. - Oznajmiłam ze spuszczonym wzrokiem, znacznie się rumieniąc
- O mój Boże... Melanie Grey... Ty na niego lecisz... Normalnie jak ćma na lampę.
- Ćma do lampy. - Poprawiłam ją
- Nie zmieniaj tematu!
- A od kiedy to ty taka pewna siebie jesteś, hmm?
- Z Tom’em można się naprawdę wiele nauczyć.
- Tom’em?
- No tak. Zaprzyjaźniliśmy się. Pomaga mi przy Brian’nie. Od kiedy wyjechałaś.
- Wow... Nie wiedziałam, że potrafi być z niego  AŻ tak fajny facet...
- Nooo...
- O mój Boże! - zaczęłam ją naśladować - Lucy Grey! Ty najzwyczajniej w świecie na niego lecisz!
- Ja przynajmniej przyznaję się bez bicia. Nie tak jak ty...
Moją uwagę przykuł biały prostokąt w górnym lewym rogu, który oznajmił, że Harry jest ponownie dostępny
- Musze kończyć. Mój szef - podkreśliłam - właśnie do mnie dzwoni.
- No to przyjemnej nocy. - Zaśmiała się, po czym zakończyła rozmowę
Nie zdążyłam nawet mrugnąć powiekami, jak Harry zaczął dzwonić.
- Już wolna? - zapytał gdy tylko odebrałam
- Tak, ale powiem ci, że wykończona. Nie ma to jak starsza siostra...
- Tak, wiem coś o tym. - Zaśmiał się - Coraz bardziej zaczynam lubić tego małego chłopca...
- Za to, że jest bardzo śmiały, czy za to, że wprost uwielbia zadawać krępujące pytania typu Czy ożeni się pan z moją ciocią?
- Hmmm... Chyba i jedno i drugie. Też mam niewyparzony język.
- Zdążyłam zauważyć. - Wyszczerzyłam się
- Gdybym tylko tam był...
- Ale cię nie ma, więc moje łaskotki pozostaną w słodkim spoczynku. - Przerwałam mu
- A kto tu mówi o łaskotkach, hmmm? - zaśmiał się w dosyć... Zmysłowy sposób. Między nami zapanowała krótka, niezręczna cisza - Wiesz... Widziałem u ciebie Pięćdziesiąt Twarzy Gery’a... Jego kary były... Nie powiem, bolesne, ale za razem skuteczne i w pewnym sensie przyjemne dla obydwu stron... (A/N: Shbgnhbuvnv *-* SORRY, ALE MUSIAŁAM *-*)
- Dobra... Skończ żartować... - Zaśmiałam się
- Ależ ja wcale nie żartuję. Powiem nawet, że po przeczytaniu książki, Christian Grey stał się w pewnym sensie moim autorytetem życiowym... A fakt, że masz to samo nazwisko... Naprawdę chciałbym tam być. - Zacytował
Kurna... On zna całą książkę na pamięć!?
Moje oczy automatyczne rozszerzyły się ze zdziwienia. On tylko gorzko się zaśmiał, po czym spojrzał na mnie w taki sposób, że gdybym tylko mogła, najchętniej bym się na niego w tym momencie rzuciła i niech się dzieje wola nieba.
- No przecież, że żartuję. - Uśmiechnął się szeroko, podkreślając tym obecność swoich dołeczków
- Nienawidzę cię.
- A ja wręcz przeciwnie. - Zaśmiał się donośnie
- Swoją drogą niezły kit wcisnąłeś Brian’owi...
- Kto mówi, że to był kit?
- Błagam cię, Harry... Skończ już z tymi żartami... Jest na prawdę późno i większość twoich słów i tak do mnie nie dociera, więc na prawdę szkoda twojego wysiłku... A tak w zasadzie to po co chciałeś się ze mną widzieć? O ile tak to można nazwać...
- Chciałem ci podać o której mamy samolot i o której musimy być na lotnisku. Takie tam szczegóły..
- I nie mogłeś tego wysłać SMS’em? - zaśmiałam się
- To nie to samo. Samolot mamy o 10 am, więc na lotnisku wypadałoby być tak około 8 am. Wiem, że lecimy prywatnym samolotem, ale wszystkie odprawy działają niestety w ten sam sposób...
- No, no... Widzę, że Lou się postarał...
- I to jak... Ja nie wiem co ty robisz tym ludziom.
- Co mas na myśli? - zapytałam nieco zdezorientowana
- No rozkochujesz wszystkich niemalże do szaleństwa.
- Och, no niestety na ciebie to nie działa.
- Kochanie, ja cię pokochałem gdy tylko po raz pierwszy cię zobaczyłem. Od razu zaplanowałem twoje życie na co najmniej 20 lat. Oczywiście ze mną w roli głównej. - Zaśmiał się, na co ja także szeroko się uśmiechnęłam - Jesteś zmęczona...
- Co?
- Widzę to. Poznaję po oczach... Są zgaszone.
- Skąd to wiesz?
- Bo na co dzień są inne. - Wyszeptał.
Momentalnie spuściłam wzrok na swoje ręce. Dlaczego on musi mnie tak onieśmielać? Niech go szlag!
- Nie myśl dużo przed snem. Nie chcę żebyś miała później koszmary.
- Jasne. - Uśmiechnęłam się, nadal nie łapiąc z nim kontaktu wzrokowego
- Dobranoc?
- Tak. Dobranoc. - Wymamrotałam, w końcu na niego spoglądając i posyłając blady uśmiech. Widziałam w jego oczach, że się martwił. Może o mnie, a może o coś lub kogoś innego. Nie wiem. W każdym bądź razie była to jego zupełnie nowa odsłona i bez bicia mogłabym przyznać, że Christian Grey to jego idol, na którego punkcie ma takiego świra, że postanowił się z nim utożsamić.
- Dlaczego się nie rozłączasz? - zapytałam nieco zdezorientowana
- Mógłbym cię zapytać o to samo...
- Myślę i jestem zajęta.
- No ja z kolei się martwię, więc na jedno wychodzi. Prosiłem żebyś nie myślała przed snem. Naprawdę wiem ze swoich doświadczeń czym to się kończy...
- No cóż... W ostateczności zawsze mogę przyjść do ciebie. Muszę tylko przejść przez ulicę i wjechać windą na twoje piętro. - Zaśmiałam się, na co on szeroko się uśmiechnął
- Śpij. Dobranoc...

- Do jutra. - Szepnęłam

-------------------------------------------------
Follow on tt:
Chcesz prowadzić konto jakiejś postaci? skontaktuj się ze mną na tt :) (alwayscoldhands) 
+ uruchomiłam ponownie swojego ask'a więc jeśli macie jakieś pytania do mnie lub do opowiadania, PISZCIE :) Ask meeeee

A/N: A jednak dodaję dzisiaj :) Jakimś cudem :) I tak wiem, że wszyscy jesteście teraz zajęci #1DDay także, so ya know ^^
Pamiętam, że z tym rozdziałem miałam największy problem haha x PŁAKAŁAM PRZEZ NIEGO.. Nie ma to jak pisać coś do 3 w nocy, obudzić się rano aby go sprawdzić, a tu BAM! Język systemowy pt.: Ję-<italic>;blo-zyk<bold>;257 itp.. :)))
Jeżeli jest tu ktoś kto czyta OMN... Wiem, że rozdział na tłumaczeniu miał się pojawić wczoraj. Przepraszam, ale mam problemy, więc premiera jak na razie zostaje "zawieszona" do odwołania :(
So, so, soooo sorry :(
Jeśli macie odrobinę czasu wpadnijcie też do mnie na tumblr'a MiniSeries&Imagines x
Kocham was <3
I dziękuję za wszystkie miłe słowa w komentarzach x To mnie naprawdę podnosi na duchu nawet w najgorszych stanach psychicznych x 
P.S. EDYTOWANY I SPRAWDZANY, ALE MÓJ MÓZG NIESTETY JUŻ NIE KONTAKTUJE, WIĘC PRZEPRASZAM ZA JAKIEKOLWIEK BŁĘDY :(
UWAGA! 
JEST TO ROZDZIAŁ, KTÓRY JEST PIERWSZĄ PRZEŁOMOWĄ CZĘŚCIĄ RELACJI HARRY'EGO I MEL :)
+ mam nadzieję, że informowałam was o fakcie, iż to opowiadanie będzie zawierało sceny nieprzeznaczone dla osób poniżej osiemnastego (hahahah, bullshit xd Directioners są tak zboczonym fandomem, że żadne osiemnaście nie gra tu roli hahah) szesnastego roku życia? :) Jeśli nie, to wam mówię! x

piątek, 15 listopada 2013

Chapter 7.

Dla mojej @suuunshine_ :(

- Marco, co mają znaczyć te trzy paski? - zapytał, starając się brzmieć jak najbardziej spokojnie
- Po pierwsze, kaszmirowe paski, drogie dziecko, a po drugie nie trzy, a cztery... Ludzie, nauczcie się w końcu liczyć! - oznajmił poirytowany, po czym odszedł do innej modelki
- Ciekawe gdzie on widzi ten czwarty pasek.
- Jest na plecach...
- Och, cudownie... Bo to akurat plecy trzeba zasłaniać... Kto w ogóle przydzielał te stroje?!
- Wydaje mi się, że Lou.
Wzrok Harry’ego momentalnie powędrował na niskiego mężczyznę, który coś przeglądał w swoich papierach.
Brunet ruszył w jego kierunku zdecydowanym krokiem.
- Umawialiśmy się inaczej, prawda? - zaczął, tym samym przykuwając uwagę projektanta
- Nie rozumiem co masz na myśli...
- Nie za skąpo, idealnie w sam raz, a ty czasem Melanie wychodzi na wybieg prawie, że naga!
- Każdy inaczej rozumie znaczenie słów nie za skąpo.
- Ona nie pójdzie w tym pokazie. No na pewno nie tak ubrana.
- Harry... W porządku. Rozebrana do naga nie jestem. - Wtrąciłam żeby go nieco uspokoić
- Widzisz? Skoro Mel się na to zgadza, ty nie masz nic do gadania. Jest już dorosła. Nie potrzebuje natrętnego ojczulka na karku. - Zaśmiał się, następnie puszczając do mnie oczko, na co ja spojrzałam na niego zdegustowana
Chłopak chwycił mnie za rękę, tym samym budząc do życia szepty pozostałych modelek, które bacznie przyglądały się całej sytuacji.
Usiedliśmy na jednej z ławek zupełnie ignorując wszystkie skierowane ku nam spojrzenia.
- Nie chodzi o to, że wyglądasz beznadziejnie. - Zaczął gdy się uspokoił - Wyglądasz olśniewająco... Chociaż to chyba nawet mało powiedziane... Chodzi mi tylko o to, że takie stroje budzą wiele kontrowersji... Wzbudzają w mężczyznach pożądanie. Zwłaszcza jeśli nosi to taka osoba jak ty. Młoda, piękna... Idealna... Nie chcę żeby to skończyło się jak z większością dziewczyn.
- Czyli? - zapytałam niepewnie
- Kilka drinków i sypialnia jednego z nich.
- Harry, spójrz na mnie. - Poprosiłam go. Chłopak wykonał moje polecenie bez chwili zawahania - Obiecuję ci, że cały wieczór spędzę tylko i wyłącznie z tobą. Będę siedzieć koło ciebie, stać koło ciebie, chodzić tam gdzie ty... No może za wyjątkiem toalety. - Zaśmiałam się, co u Harry’ego także wywołało cichy chichot - Zobaczysz, jeszcze będziesz miał mnie dość...
- Nie wymagaj ode mnie rzeczy niemożliwych. - Uśmiechnął się, po czym mocno, przy wszystkich zgromadzonych mnie przytulił. Przymknęłam powieki i niemalże od razu odwzajemniłam jego uścisk, jednocześnie chowając twarz w zagłębieniu między jego szyją a ramieniem
- Dziewczęta! Proszę, chodźcie tu wszystkie na sekundę! - zarządał Lou, na co Harry niechętnie wypuścił mnie ze swojego uścisku
Podeszłam do Gemmy, która miała na ustach tryumfalny uśmiech
- Co? - zapytałam zdezorientowana
- Przytulił cię. Przy wszystkich. Boże, jakie to było super! - wykrzyczała, następnie mocno mnie przytulając.
Coś czuję, że rodzina Styles’ów bardzo lubi się przytulać...
- Na koniec pokazu jako pierwsze wychodzą Gemma i Melanie. Idziecie razem, po obu torach wybiegu. Na końcu sceny stajecie do siebie przodem, jednocześnie ukazując środek wybiegu, którym idą pozostałe modelki. Dziewczyny z kolei rozchodzą się na końcu równomiernie na prawo i lewo. Zaczynacie zawsze od prawej... Rozumiecie?
Wszystkie przytaknęłyśmy, że przyswoiłyśmy informacje.
- No to powodzenia. - Oznajmił, po czym opuścił salę
- Za chwile się zacznie. Jeszcze... 10 minut. - Powiedziała Gemma - Ja lecę. Pożegnaj się z Harry’m i przyjdź do nas. Powodzenia.
- Wzajemnie. - Uśmiechnęłam się, po czym dla dodania sobie otuchy jeszcze raz mocno ją przytuliłam, na co ona dźwięcznie się zaśmiała. W tym samym momencie zdałam sobie sprawę, że miała taką samą sukienkę jak ja, tyle że w jasnych kolorach. Zielony, żółty i pomarańczowy. Z mój kostium był granatowo, ciemno fioletowo, ciemno zielony.
Poczułam na ramieniu dużą dłoń, która pasowała tylko i wyłącznie do jednego człowieka na tej planecie.
- Powodzenia. - Szepnął mi na ucho, po czym dał mi krótkiego, ale delikatnego całusa w policzek
Matko...
Poczułam jak moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Szybko jednak się otrząsnęłam, mówiąc sobie w myślach, że nie powinnam być rozkojarzona przed tak ważnym wydarzeniem. Szybko zrzuciłam ze swoich stóp trampki, których miejsce zastąpiły ciemno granatowe, brokatowe szpilki.
Wzięłam kilka głębszych oddechów i ruszyłam za kulisy wybiegu.
Panował w nich totalny chaos. Nikt nie wiedział gdzie ma stać, dziewczyny się przepychały, kłóciły. Za przeproszeniem totalny burdel.
Stanęłam na końcu kolejki w takim miejscu, w którym byłam w miarę bezpieczna. Zauważyłam, że Gemma mi się przygląda. Posłała mi pocieszający uśmiech, następnie puszczając do mnie oczko.
Światła na widowni zgaszono, przez co publika nieco ucichła. Po chwili na sali rozbrzmiała dosyć żywiołowa muzyka.
Siostra Harry’ego wzięła głęboki oddech, wyprostowała się, uniosła głowę lekko do góry i na znak mężczyzny ze słuchawkami na uszach ruszyła na scenę. W tym momencie żołądek dosłownie skoczył mi do gardła. Temperatura mojego ciała zaczęła gwałtownie wzrastać, natomiast ja czułam, jakby było tu co najmniej -700... Moje ręce zaczęły się pocić, a nogi niespodziewanie drżeć. Super. Jak galaretka...
Gemma wpadła za kulisy z wielkim uśmiechem na ustach. Od razu do mnie podbiegła.
- Było świetnie! To będzie zdecydowanie mój najlepszy jak dotąd pokaz. Dobrze się czujesz? Jesteś strasznie blada...
- Nerwy. - Wybełkotałam
- Daj spokój! Tylko przed wyjściem tak jest. Później idziesz przed siebie i o niczym nie myślisz. Zaufaj mi. Pamiętam przecież swój pierwszy pokaz. - Pocieszyła mnie - A... Nie wychodzimy zaraz po twoim zejściu. W kolejce są jeszcze faceci. Dopiero kiedy Paul zejdzie ze sceny my na nią wchodzimy i kończymy pokaz.
- Jasne. - Oznajmiłam z jak największym entuzjazmem, co chyba nie za bardzo ją przekonało - Zostanę z tobą do twojego wyjścia.
- Dzięki, jesteś kochana.
Dziewczyny szły jak burza. Z każdą minutą byłam coraz bliżej wybiegu. Coraz bliżej wyjścia. Kiedy ostatnia dziewczyna przede mną wyszła, poczułam jak kręci mi się w głowie. Mój oddech momentalnie stał się szybszy, a powieki cięższe.
Gdy blondynka wróciła chłopak, który nas wypuszczał chwilę jeszcze mnie przetrzymał po czym zabrał swoją rękę, tym samym dając mi znak, że mam wychodzić.
Wzięłam głęboki oddech.
- Raz się żyje. - Szepnęłam sama do siebie, po czym ruszyłam naprzeciw reflektorom.
Gemma miała rację. Faktycznie nie myślałam o niczym. Szłam tylko i wyłącznie przed siebie, wzrok mając wlepiony w jeden punkt.
Nim się obejrzałam, już byłam z powrotem w ciemnych kulisach.
Usłyszałam za sobą tylko gorące brawa. Następnie wszystkie dziewczyny do mnie doskoczyły gratulując mi i chwaląc za przejście.
Nie za bardzo wiedziałam co ze sobą zrobić. Stres odszedł jak ręką odjął, natomiast na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech ulgi.
Teraz przyszła kolej na mężczyzn, więc miałyśmy chwilę na odpoczynek. Taki tam łyk wody, kilka głębszych oddechów i ponowne ustawianie się w kolejce. Gemma przebiegła za kotarą na drugą stronę tak, aby wyjść jak kazał nam Lou.
Paul wrócił za kulisy, tym samym dając nam znak, że możemy ponownie wychodzić. Tym razem obydwie odprężone, lecz z narzuconą przez siebie dyscypliną wkroczyłyśmy na wybieg. Szłyśmy tym samym tempem, co dało efekt idealnego synchronu. Ustawiłyśmy się naprzeciwko siebie i posłałyśmy sobie pewne siebie uśmiechy. Po chwili na podest weszła cała reszta modelek wraz z modelami.
Nie musieliśmy czekać długo na owacje na stojąco. Publiczność wstała od razu. Mój wzrok powędrował do pierwszego rzędu, w którym od razu dostrzegłam Harry’ego z szerokim uśmiechem na ustach oraz blaskiem w szmaragdowych oczach. Jak zwykle na jego widok zapierało mi dech w piersiach.
Do wszystkich uczestników pokazu dołączyli projektanci, którzy kolejno uściskali Gemmę oraz mnie.
- Gratuluję, Mel. Liczę na dalszą współpracę. Osobiście mam już dla ciebie kilka nowych propozycji. - Wyszeptał mi na ucho Lou, na co nie powiem, moje policzki pokryły się dorodnym rumieńcem, a na usta wkradł się promienny uśmiech
Po około 10 minutach zeszliśmy za scenę. Wszyscy sobie gratulowali, ściskali się, tulili. Ja zdecydowałam się pójść do garderoby, aby się przebrać. Znalazłam na wieszaku śliczną czerwoną, długą sukienkę z ramiączkami wykonanymi ze złotych łańcuszków. Od razu mnie urzekła. Szybko zsunęłam swój strój wybiegowy do kostek, natomiast na ciało narzuciłam wcześniej wspomnianą kreację. Do kompletu dobrałam czarne, średniej wysokości szpilki. Następnie ruszyłam do charakteryzatorni. Rozczesałam włosy, które następnie podkręciłam lokówką i związałam nisko w luźnego kucyka. Zmyłam makijaż, a następnie nałożyłam na twarz krem, aby nie była sucha. Na koniec, usta podkreśliłam czerwoną szminką, która dodała mi więcej pewności siebie. Uśmiechnęłam się do swojego lustrzanego odbicia i tak oto gotowa ruszyłam na tzw. after party.
Po drodze minęłam kilka dziewczyn, które pośpiesznie mi pogratulowały, a następnie zaczęły się zajmować sobą. Kroczyłam korytarzem nawet nie zdając sobie sprawy z tego, że na mojej twarzy gościł szeroki uśmiech.
- Melanie! Moja ty perełko... - zaczął Lou, gdy tylko mnie zobaczył - Byłaś niesamowita. - Oznajmił, jednocześnie mocno mnie przytulając - Coś czuję, że nasza współpraca na prawdę nagrodzi nas obfitymi zbiorami. Mam nadzieję, że rozumiesz o czym do ciebie mówię.
- Tak, oczywiście. - Zaśmiałam się wyraźnie rozbawiona jego metaforą - Zobaczymy się jeszcze na przyjęciu?
- Nie odmówiłbym wieczoru w towarzystwie tak pięknej dziewczyny jaką jesteś. - Wyszeptał mi do ucha, po czym delikatnie pocałował w policzek.
Mogę się założyć, że w tym momencie byłam rumiana jak dojrzałe jabłko.
Niepewnie ruszyłam przed siebie, gdy mężczyzna podszedł do innych modelek.
Nie zareagowałam, pomimo że powinnam się odsunąć. Czy ja z nim do cholery flirtuję?!
Szybko odgoniłam złe myśli, po czym automatycznie przyspieszyłam kroku. Energicznie pchnęłam szklane drzwi, które były przepustką na świeże powietrze. Zobaczyłam nasz wybieg, na którym jeszcze przed sekundą stałam, oraz tłumy ludzi, którzy zapewne omawiali pokaz.
Dosłownie w jednej chwili zaczęła mnie oślepiać masa flesh’y.
Dziennikarze.
Po kilku sekundach przyzwyczaiłam się do jasnego światła i jako tako starałam się uśmiechnąć, co chyba nawet nie źle mi wychodziło, bo byli dosłownie zachwyceni z materiału jaki zyskiwali.
Z ledwością przecisnęłam się przez paparazzi’ch i ruszyłam w stronę elity.
Pierwszą osobą, która rzuciła mi się w oczy był oczywiście chłopak z burzą loków na głowie. Jego to naprawdę nie trudno znaleźć w jakimkolwiek tłumie. Gdy tylko mnie dostrzegł od razu szeroko się do mnie uśmiechnął, co ja od razu odwzajemniłam.
- Cześć. - Zaczął, gdy już staliśmy naprzeciwko siebie
- Hej. - Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, kiedy dostrzegłam w jego oczach szczęśliwe iskierki
- Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tego, że to ja odkryję najlepszą modelkę tego roku.
- O czym ty mówisz? - zapytałam nieco speszona
- Dziennikarze i krytycy siedzieli za mną. Nie trudno było usłyszeć ich rozmowy. - Zaśmiał się - Tym bardziej, że wywołałaś u jednego z nich poważne papilacje serca...
- Bardzo śmieszne...
- Nie żartuję. Jeśli tylko przeżył, poznam cię z nim. - Uśmiechnął się szeroko, po czym mocno mnie przytulił - Z resztą bądźmy szczerzy, wcale mu się nie dziwię. Sam z ledwością nie dostałem zawału.
- No już znowu bez przesady. - Oburzyłam się, chociaż idealnie wyczuwałam szybsze bicie mojego serca na wypowiedziane przez niego ostatnie zdanie
- Nic nie poradzę na to, że jesteś świetna nawet bez przygotowania i żadnego wcześniejszego doświadczenia.
- Po prostu miałam farta...
- Tłumacz to sobie jak chcesz, kochanie. - Zaśmiał się, po czym się ode mnie oderwał.
Nie, nie. Dlaczego?
Mogę się założyć, że na mojej twarzy widniał idealnie wymalowany kaprys.
- Chodź. Siedzimy razem z projektantami. - Oznajmił, następnie chwytając moją rękę i prowadząc mnie w stronę jednego z boksów ustawionych pod altaną w wielkim ogrodzie za podestem.
- Nareszcie jesteście. - Uśmiechnął się Lou, robiąc tym samym miejsce dla mnie koło siebie - Właśnie rozmawiałem z Marco o naszej nowej kolekcji.
- O tej, którą prezentowałyśmy dzisiaj? - zapytałam jednocześnie poprawiając się na swoim miejscu
- Nie, nie. - Zaśmiał się - Jeszcze nowszej. Za dwa dni powinny zacząć się zdjęcia reklamujące jej stroje. Tak się właśnie składa, że nie znaleźliśmy jeszcze modelki.
- Myślałem, że Cara dostała tą posadę. - Wtrącił Harry, popijając jakiś napój
- Emm... Tak. Masz rację. Cara to dobra modelka, ale ja... Ja potrzebuję perfekcji, a sam wiesz jaka panna Delevingne potrafi być... Upierdliwa. W dodatku jej problemy z alkoholem i prochami od czasu do czasu odbijają się często na naszej pracy.
- Tak, tak. Pamiętam naszą ostatnią sesję w plenerze.
- Trzy dni i tylko dwa zdjęcia, na których w dodatku była pijana jakby przez tydzień nie robiła nic innego jak tylko waliła jabole... Przepraszam za wyrażenie. - Zaśmiał się, tym samym spoglądając na mnie
- Nic się nie stało. Jestem do tego... Przyzwyczajona. - Uśmiechnęłam się nieśmiało, jednocześnie spuszczając wzrok na swoje ręce. Poczułam jak Lou unosi mój podbródek do góry i kieruje moje spojrzenie na swoje oczy.
Ciężko przełknęłam ślinę, gdy dostrzegłam jego martwy wzrok, który był tylko przyozdobiony uśmiechem na ustach
- Pomimo to, i tak przepraszam. Nie powinienem się tak wyrażać przy damach rzecz jasna.
Wracając do tematu. - Kontynuował, opierając się o oparcie czarnej kanapy - Ty jesteś tym czego szukałem. Świeża twarz, hipnotyzujące i przyciągające uwagę spojrzenie. Jesteś bardzo wyrazista, a do tej kolekcji potrzebujemy właśnie takiej dziewczyny. Sesja za dwa dni. Zatrzymamy się w moim rodzinnym domu w Oxfordzie. Wychowywałem się na wsi. Takich właśnie plenerów też potrzebuję na tła zdjęć.
- Kto jest fotografem?
- Tego też jeszcze do końca nie uzgodniliśmy. Jakieś sugestie? Propozycje? - zapytał, bez przerwy się uśmiechając
- Może Harry mógłby z nami współpracować. Jestem przekonana, że doskonale sobie z tym poradzi.
- Myślę, że nie jest to najgorszy pomysł. Powiedziałbym nawet, że bardzo dobry. Mamy za sobą już niejedną wspólną sesję, prawda panie Styles?
Spojrzałam na bruneta siedzącego po mojej drugiej stronie. Starał się ukryć uśmiech, ale coś nie za bardzo mu to wyszło. Dołeczki zdradzają każdy jego najdrobniejszy ruch.
W odpowiedzi przytaknął. Następnie przeniósł swój wzrok na mnie, tym razem uśmiechając się od ucha do ucha.
- Więc jak będzie z tą sesją?
- Jestem do twojej dyspozycji, Lou. - Odpowiedział, cały czas się we mnie wpatrując
- Martini dla państwa. - Oznajmił kelner, jednocześnie stawiając przed nami kieliszki z białym winem
- W takim razie wznieśmy toast za naszą współpracę.
Zaśmiałam się na słowa mężczyzny. Pamiętam, że mój pierwszy toast, który był wznoszony bardzo podobnym zdaniem.
Wszyscy unieśliśmy kieliszki do góry, po czym jednocześnie je do siebie przybliżając, tym samym powodując dźwięk ich tłuczenia.

- Ile ty masz tak w zasadzie lat? - zapytałam rozbawiona, zupełnie nie wiedząc co robię
- 47 kochanie, ale dla ciebie mogę mieć nawet 15. - Zaśmiał się Lou, który ledwie trzymał się w pozycji siedzącej
Jedno było pewne... Zdecydowanie za dużo wypiłam.
Rozejrzałam się dokoła. Byliśmy sami, tylko w dwójkę.
- Chyba muszę poszukać Harry’ego. - Oznajmiłam z trudem hamując śmiech
- Siedź tu. Harry nie zając, nie ucieknie... No chyba, że z Carą Delevingne. - Ponownie głośno się zaśmiał, co u mnie także wywołało falę niekontrolowanego śmiechu
Dzięki Bogu, że alkohol powoli zaczął opuszczać mój organizm, bo nie wiem co głupiego bym zrobiła dzisiejszej nocy gdyby było inaczej
- Jesteś taka piękna. - Wyszeptał, następnie padając trupem po drugiej stronie kanapy. Mimowolnie zaczęłam się śmiać. Wyglądał przekomicznie
- Cześć gwiazdo. - Usłyszałam znajomy głos. Zauważyłam młodego chłopaka, który właśnie się do mnie przysiadał. Ej, chwila. To chyba mój sąsiad.
- A ty kto?
- Max Sue. Pamiętasz mnie? Mieszkam koło ciebie. Rozmawialiśmy wczoraj na balkonie.
- A to nie było przypadkiem dzisiaj? - zapytałam nieco zdezorientowana
- Wiesz, jest już 2:53 am, więc to raczej na pewno było wczoraj. - Zaśmiał się, na co ja obdarzyłam go szerokim uśmiechem
- Jak podobał ci się pokaz? - zapytałam, starając się przekrzyknąć głośną jak szlag muzykę
- Zdecydowanie najlepszy na jakim kiedykolwiek byłem.
- A byłeś już na jakimś?
- Nie.
Na jego słowa obydwoje się zaśmialiśmy. Poczułam delikatny ucisk w okolicach skroni. Czyżby odzywał się kac morderca?
- Pan wybaczy, ale porwę teraz tą panią na chwilę na parkiet. - Oznajmił bardzo dobrze znany mi głos, na którego dźwięk przez moje ciało od razu przechodziło stado dreszczy
- Ależ proszę pana bardzo. - Zaśmiał się, jednocześnie wstając z kanapy abym mogła bez problemu wyjść zza stolika.
Chwyciłam rękę Harry’ego, który w tym momencie prowadził nas w miejsce gdzie wszyscy tańczyli do jakiejś wolnej piosenki.
Odwrócił się do mnie przodem i delikatnie objął w tali. Z kolei ja swoje ręce zarzuciłam mu na ramiona, a twarz przycisnęłam do jego piersi. Pomimo głośnej muzyki idealnie słyszałam równomierne tempo bicia jego serca.
Zaczęliśmy się powoli poruszać. Momentalnie przymknęłam powieki. Jak dla mnie ta chwila mogłaby się nigdy nie skończyć. Mogłaby trwać w nieskończoność.
Poczułam jak moje ciało powoli robi się ciężkie, a powieki coraz ciężej było mi utrzymać otwarte.
Ostatecznie przestałam ze sobą walczyć.

- Melanie, wstawaj. - Usłyszałam głos, którego ton był nadzwyczaj słodki - Już późno. Wstań kotku.
Uśmiechnęłam się pod nosem na jego dźwięk.
- Melanie Grey! Do cholery rusz się, bo widzę, że po dobroci to z tobą nie można! - tym razem krzyknął, na co momentalnie się skrzywiłam
- Błagam, nie krzycz. Daj człowiekowi spać...
- Oho, moja droga. Ty już wystarczająco się dziś wyspałaś. Godzina 11:00 am, a ta jeszcze w łóżku się wyleguje. - Oznajmił z idealnie słyszalnym rozbawieniem
- Wczoraj miałam ciężki dzień. Zlituj się.
- Dzień czy może raczej noc? Ile ty w ogóle wczoraj wypiłaś?
- Jeden kieliszek...
- No to coś bardzo pojemny był ten twój kieliszek. - Zaśmiał się, jednocześnie ściągając ze mnie kołdrę
- No dobra, może dwa. - Sprostowałam, powoli otwierając oczy.
Zobaczyłam Harry’ego w swoich szarych dresach, stojącego nade mną, wyczekująco tupiąc stopą o podłogę. Gdy zobaczyłam ręce, które w tym momencie znajdowały się na jego biodrach, wybuchłam niepohamowanym śmiechem
- A ciebie co tak bawi?
- Ty! - wykrzyczałam przez śmiech. On tylko westchnął z bezsilności, po czym dołączył do mnie
- A co we mnie takiego śmiesznego? - wydukał
- Nie wiem... Ty!
 Po jakiś dobrych dziesięciu minutach naszych chichów i śmichów w końcu z własnej woli usiadłam na łóżku. Coś było nie tak.
Włosy związane w koka, a były w kucyku. Za duży T-shirt w dodatku nie mój. Jedyne co się zgadzało, to moja bielizna, która... I tak była niekompletna. Rozejrzałam się po pokoju. Nie należał do mnie. Zauważyłam na wieszaku swoją sukienkę i biustonosz.
- Jesteś u mnie. Nie martw się, nie wywiozłem cię nigdzie gdzie byś nie chciała. - Zaśmiał się
- A jak doszło do tego, że mam na sobie twoje ubrania?
- No cóż... Nie powiem, że łatwo było cię tak co rusz podnosić żeby najpierw ściągnąć twoją sukienkę, która swoją drogą zaczepiła się o twoje włosy, które ostatecznie postanowiłem tak jakby obezwładnić. Później trzeba było cię znowu posadzić żeby pozbyć się biustonosza, a później znowu, kiedy wróciłem z koszulką.
- To znaczy, że ty mnie przebierałeś? I... Rozbierałeś?
- Mhmmm... I muszę ci powiedzieć, że jestem z tego powodu bardzo zadowolony. - Zaśmiał się, poruszają  przy tym zabawnie brwiami - Wyglądasz bardzo... Seksownie pod ubraniem.
- Zamknij się. - Uśmiechnęłam się, po czym rzuciłam w niego poduszką
- No ale krok przełomowy mamy już za sobą! - krzyknął rozbawiony, jednocześnie unikając kolejnej poduszki
- A teraz mów, jak na spowiedzi, po co mnie budzisz?
- Zabieram cię na sesję.
- W celu? - zapytałam zdezorientowana
- Będziesz miała za sobą pierwsze poważne zdjęcia.
- A kiedy miałeś mi o tym zamiar powiedzieć?
- Emmm.. Dzisiaj? - zapytał niepewnie
- Och, jak miło. - Zaśmiałam się, po czym chcąc czy też nie wstałam z łóżka - Jakiegoś śniadania się doczekam?
- Myślisz, że budziłbym cię bez powodu? - oznajmił z poważną miną, jednak bardzo szybko zamieniła się ona w szeroki uśmiech.
Chwycił moją dłoń i poprowadził po schodach na dół do jadalni.
Do cholery, ile on tu ma pięter?!
- Jogurt z musli i owocami. Do tego sok pomarańczowy. Odpowiada pani taki zestaw? - zapytał, stając za mną i patrząc w tym samym kierunku co ja. Osobiście nie potrafiłam się ruszyć z wrażenia. Stół zastawiony niczym dla rodziny królewskiej.
- My się jakiejś monarchii przy śniadaniu spodziewamy czy jak?
Na mój komentarz on tylko się zaśmiał, po czym podszedł do jednego z krzeseł, które następnie dla mnie odsunął.
Gdy zajęłam swoje miejsce, on usiadł naprzeciwko mnie i zabrał się za jedzenie swoich naleśników.
Dlaczego musi siedzieć tak daleko?!
Chwyciłam do ręki łyżeczkę, którą następnie zanurzyłam w jogurcie.
Szczerze mówiąc to jeszcze nigdy nie jadłam czegoś tak dobrego. Nawet pięciogwiazdkowy hotel nie był w stanie zrobić tak wyśmienitego musli.
- Zatrudniam cię jako mojego śniadaniowego. To jest wspaniałe.
- A tam, przesadzasz. - Oznajmił wyraźnie nabierając czerwonego koloru na policzkach.
Czy on się właśnie zarumienił?
Zaśmiałam się na tą myśl, jednocześnie spotykając się z jego zdezorientowanym spojrzeniem. Ja tylko potrząsnęłam głową, dając Harry’emu znak, aby się tym nie przejmował.
- Wiesz, że ja doskonale wiem gdzie ty masz łaskotki. - Oznajmił na co automatycznie przestałam się śmiać - Zapamiętaj to sobie. - Wyszczerzył się, po czym powrócił do konsumowania swojego śniadania

-----------------------------------------------
Tęsknię skarbeńku :( I jestem załamana, że mnie jutro nie będzie na tym zlocie :(
Mój pokój to w tym momencie Bajkał, a co gorsza... NIE MAM ŁODZI, A PŁYWAĆ NIE POTRAFIĘ :(
Baw się dobrze :(
A/N: Publikuję dzisiaj, bo jutro mama cały dzień w domu, a rzekomo mam karę :))))

Follow on tt:


Chcesz prowadzić konto jakiejś postaci? skontaktuj się ze mną na tt :) (alwayscoldhands)

P.S. KOCHAM WAS WSZYSTKICH <3 ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE, ZA TO ŻE CZYTACIE I ZA TO, ŻE KTOŚ Z WAS JEDNAK CHCE PROWADZIĆ TE KONTA NA TT <3
JESTEŚCIE THE BEST <3

sobota, 9 listopada 2013

Chapter 6.

Obudziły mnie promienie słońca przedzierające się przez zasłoniętą, drewnianą roletę.
Chwila, moment... Zasłoniętą?
Leniwie rozchyliłam powieki i powoli podniosłam się do pozycji siedzącej. Byłam u siebie, to fakt, ale dam sobie głowę uciąć, że nie zasłaniałam okien i zasypiałam przy zapalonym świetle.
Do mojego nosa dotarł cudowny zapach tostów, który niemalże od razu postawił mnie na proste nogi.
Poczułam na ramionach chłód, więc zanim opuściłam sypialnię, założyłam jeszcze swoją białą, sportową bluzę, w której codziennie rano biegam.
Która jest w ogóle godzina?
5:30 am
O... Idealna pora.
Ruszyłam niepewnym krokiem do kuchni, skąd dobiegały odgłosy stawianych na stole naczyń.
Wchodząc do jadalni, o mały włos się nie przewróciłam.
Ten Harry Styles przygotowuje dla nas śniadanie. I w dodatku jest ubrany tylko w swoje szare dresy, natomiast koszulka spoczywa sobie spokojnie na jednym z krzeseł.
Święty Jezu...
Szybko otrząsnęłam się z transu, w który nieświadomie popadłam i zdecydowanym krokiem wkroczyłam do pomieszczenia.
Dlaczego on na mnie tak działa? Dlaczego musi być tak onieśmielający? No błagam was! W ogóle, czy to legalne aby tak się zachwycać osobą, z którą łączą cię stosunki tylko i wyłącznie zawodowe? Chyba raczej nie...
- Hej. - Rzuciłam szybko, czym przykułam jego uwagę. Przywitał mnie ciepłym uśmiechem
- Jak się spało? - zapytał, jednocześnie stawiając na stole sok pomarańczowy
- Dobrze, ale krótko...
- Cóż... Nie powinnaś ze mną rozmawiać po nocach. Wtedy byłabyś zapewne wyspana. - Zaśmiał się, na co ja tylko wywróciłam oczami
- A może tak skrócić czas zajęć w waszej szkole? Nie powiem, że nie są męczące i w dodatku trwają całą wieczność...
- Przesadzasz.
- Tak? W takim razie chodź w szpilkach 24 godziny na dobę, to pogadamy inaczej...
- Przemyślę to, ale gruszek na wierzbie nie obiecuję.
- Przynajmniej bierzesz pod wzgląd jakiekolwiek propozycje zmian. - Uśmiechnęłam się, następnie się przeciągając. Nie trwało to jednak długo, gdyż Harry zaczął mnie delikatnie smyrać po odsłoniętym brzuchu, co wywołało u mnie niespodziewany przypływ łaskotek.
- Masz łaskotki! - oznajmił jakby to było jego największe w świecie odkrycie
- Och, na serio?
Zaczęłam się powoli wycofywać, gdy zauważyłam w jego oczach niebezpieczny błysk, który zapewne był wynikiem jego niecnych zamiarów, które miał wobec mnie.
Na jego usta wkradł się zadziorny uśmieszek, na którego widok się zatrzymałam i spojrzałam na niego pytająco.
Jak na zawołanie zerwaliśmy się ze swoich miejsc w tym samym momencie.
Pobiegłam do sypialni, gdzie zaczęłam się nerwowo rozglądać w poszukiwaniu drogi ucieczki.
Łazienka.
W trybie natychmiastowym pobiegłam do wcześniej wybranego pomieszczenia. Niestety ten wybór nie należał do najlepszych w moim życiu.
Stanęłam na środku pomieszczenia i zaczęłam się nerwowo wpatrywać w drzwi, które wcześniej zamknęłam. Pech ciał, że nie na klucz.
- Więc... - zaczął, jednocześnie powoli do mnie podchodząc. Z każdym jego krokiem ja cofałam się do tyłu aż do oporu. - Dalej już nie uciekniesz. Nie ma szans. - Zaśmiał się, gdy zauważył, że próbuję cofnąć się jeszcze dalej
- Prób wyważania ścian nigdy za wiele, prawda. - Uśmiechnęłam się nerwowo, na co on tylko pokręcił głową z dezaprobatą. Następnie szybko do mnie doskoczył i zaczął łaskotać gdzie popadnie.
Mój śmiech wypełnił całą łazienkę, na którego dźwięk Harry także zaczął się śmiać. Z ledwością łapałam oddechy, których z czasem zaczynało mi zdecydowanie brakować. Widząc to, chłopak zaprzestał swoich małych tortur.
Obydwoje poczuliśmy swąd palących się tostów.
Brunet gwałtownie podniósł się z podłogi i sprintem pobiegł do kuchni.
Ja tylko zaśmiałam się na jego reakcję. Wstałam z chłodnej posadzki i stanęłam przed dużym lustrem. Związałam włosy w niechlujnego koka na czubku głowy. Następnie zabrałam się za szorowanie zębów. Umyłam jeszcze ręce i twarz, w które następnie wtarłam odrobinę kremu nawilżającego.
Spojrzałam na swoje odbicie jeszcze raz. Uśmiechnęłam się do siebie. O dziwo wyglądałam całkiem dobrze. Oczywiście jak na poranne wstawanie.
Przeszłam do jadalni, gdzie już czekało na mnie gotowe śniadanie. Uśmiechnęłam się pod nosem na widok Harry’ego krzątającego się w mojej kuchni.
A gdyby mieć taki widok codziennie?
Nie, Mel, stop! Ogarnij myśli...
Potrząsnęłam głową, jednocześnie odganiając od siebie wszelkie myśli związane z chłopakiem stojącym przed moją kuchenką.
- O czym myślisz? - zapytał, ni stąd ni zowąd znajdując się tuż przede mną. Instynktownie od niego odskoczyłam, na co posłał mi zdziwione spojrzenie
- O niczym.
- Nie można myśleć o niczym. - Zaśmiał się - Ale zmuszał cię do zwierzeń nie będę. Siadaj.
Obydwoje przeszliśmy do stołu przy którym następnie usiedliśmy.
Spojrzałam na swój talerz z dwoma tostami i jajecznicą.
- Nie bój się, nie jest trujące.
- Nawet o tym nie pomyślałam. - Oznajmiłam, marszcząc przy tym brwi
- W takim razie o czym.
- Już powiedziałam, o niczym, panie Styles.
- Zgadza się, pani Grey, ale sądziłem, że jednak zmieni pani zdanie.
- Zawsze pan uwodzi swoje pracownice w ten sposób?
- Robiąc im śniadanie?
- Między innymi...
- Między innymi? - zapytał rozbawiony - Co masz na myśli?
- Te wszystkie gesty, słowa...
- Komplementami sypałem z rękawa od zawsze. Co do gestów... Większość zapewne nadal wykorzystuję. A jeśli chodzi o śniadania... Jesteś pierwszą kobietą w całym moim życiu, która je coś ugotowanego przeze mnie.
- A Maya?
- Nigdy...
- Mama, siostra?
- Tak samo... Zazwyczaj to one gotowały. Uważały, że mogę spalić kuchnię...
- No i się nie myliły. - Zaśmiałam się, na co w moim kierunku poleciał jeden z jego tostów - Nawet nie wiesz jak bardzo się ciesze, że dbasz o moje odżywianie. - Skomentowałam - Jednakże trzeci tost chyba już nie znajdzie miejsca w moim żołądku.
- Oddawaj. Jest mój.
Uśmiechnęłam się pod nosem, jednocześnie podając mu opieczony chleb. Gdy tylko go otrzymał od razu zanurzył w nim swoje idealnie białe i proste zęby.
Przez chwilę mu się przyglądałam. Wyglądał jak małe dziecko. Po raz kolejny. Uwielbiałam widzieć go w takim stanie. Cieszył się z byle czego.
- Co? - zapytał z pełnymi ustami, na co wybuchłam niepohamowanym śmiechem
- Wyglądasz jak Brian w każdą sobotę. - Oznajmiłam z wielkim uśmiechem na ustach
- Oh... Fajnie.
- Nie mów z pełną buzią, bo się udusisz.
- Dobrze mamo. - Westchnął, wywracając teatralnie oczami - Denerwujesz się?
- Nie bardzo. Sama się sobie dziwię...
- Nie stresuj się, bo to zupełnie niepotrzebne.
- Mów za siebie. Dobra... Sprężaj się, bo trzeba iść biegać.
- Nie, nie... Ja nigdzie nie idę. Daj człowiekowi zjeść w spokoju chociaż śniadanie.
- W takim razie smacznego. - Oznajmiłam, po czym wstałam i skierowałam się do swojego pokoju
- Ej, nie zrobisz mi tego...
- Przykro mi. Praca modelki wymaga wyrzeczeń!
- No kto by pomyślał. - Burknął, czym wywołał u mnie cichy chichot
Przebrałam się w swój strój do biegania i gotowa ruszyłam do wyjścia przy którym czekał na mnie Harry.
- A ty co?
- Idę z tobą. Przecież nie puszczę cię samej. - Westchnął jakby to było oczywiste
- Nie musisz. Przecież codziennie biegam sama.
- No nie zupełnie. - Zaśmiał się uwodzicielsko, poruszając przy tym brwiami
- Nie będę wnikać.
- Oj nie wnikaj, nie wnikaj.
Wyszliśmy z mieszkania, następnie kierując się do windy, przy której stał wysoki szatyn o szarych lśniących oczach, w których tańczyły radosne iskierki. Gdy nas zobaczył wyciągnął z jednego ucha słuchawkę i uśmiechnął się ciepło. Zlustrowałam go od góry do dołu. Na moje oko też szedł biegać.
- Cześć. Jesteś Melanie Grey, prawda? Jestem Colin Moore. Mieszkam naprzeciwko. - Przedstawił się, podając mi rękę, którą bez zawahania uścisnęłam
- Hej. Miło cię poznać. Widzę, że też chodzisz biegać. Codziennie o szóstej?
- Tak. O ósmej zaczynam pracę... Często cię widuję rano w parku. Też biegasz...
- Jak widać. - Zaśmiałam się nieco onieśmielona. Mogę się założyć, że aktualnie płonęłam żywym rumieńcem
- Jeśli chcesz możemy biegać razem. Oczywiście jeśli tylko chcesz... Znaczy...
- Z przyjemnością. - Przerwałam jego rozterki, na co on posłał mi szeroki uśmiech
Poczułam czyjąś rękę owijającą się w mojej talii.
Cholera, Harry...
- Emm.. A twój chłopak to? - zapytał wyraźnie zmieszany całą sytuacją
- On? A, to nie jest mój chłopak. To... Mój szef? - oznajmiłam niepewnie - No w każdym razie na pewno nie chłopak.
- Harry Styles. - Przedstawił się, wyciągając rękę w kierunku mojego sąsiada. Na jego słowa oczy Colin’a niemalże wyskoczyły z orbit
- T-ten Harry Styles?
- Zależy o którym mówisz. - Zaśmiał się
- No ba! Jasne, że to ty... Kurczę, Megan nie uwierzy...
- Megan? - dopytał z zainteresowaniem.
Co go do cholery obchodzi jakaś Megan?!
- Megan to moja... Emm... Znaczy się teraz już nasza... Sąsiadka... - oznajmił, znacząco się rumieniąc. Zaśmiałam się na ten widok, co spotkało się z pytającym spojrzeniem obydwóch chłopaków
- Sąsiadka powiadasz...
- Oj, przestań... To nie tak... - próbował się tłumaczyć - Z resztą, kogo ja oszukuję...
Usłyszeliśmy trzask drzwi. Chwilę później koło Colin’a stała już wysoka, niebieskooka, prześliczna blondynka
- Cześć Colin. O hej! Ty musisz być Mel. Jestem Megan. Mam nadzieję, że szybko się zaprzyjaźnimy. - Przywitała mnie ciepłym uśmiechem. Następnie jej wzrok powędrował na stojącego koło mnie bruneta. Jej szczęka niemalże opadła do samej ziemi - O mój Boże! Boziu, Boziuniuuuu! Colin, kocham cię! - krzyknęła nie spuszczając z Harry’ego wzroku. Zauważyłam, że on też przyglądał się jej uważnie z nieodgadnionym błyskiem w oczach, które momentalnie pociemniały - Jak go tu sprowadziłeś?!
- No wiesz, tak w zasadzie to...
- Nie ważne! - krzyknęła, następnie odpychając mnie od chłopaka - Cześć, jestem Megan. Uwielbiam cię od czternastego roku życia. Nie wierzę, że przez tyle lat mieszkaliśmy naprzeciwko i nigdy się nie widzieliśmy!
- No wiesz... Jestem trochę zajęty. Dużo pracuję.
- No pewnie, że tak!
Spojrzeliśmy na siebie z Colin’em posępnie, tym samym oddalając się od nich, dając im wolną rękę.
- Więc, skąd jesteś? - zaczął
- Anglia. Tak konkretnie to z Holmes Chapel. A ty? Nie masz amerykańskiego akcentu...
- Też jestem Anglikiem. Przyjechałem z Hastings do Nowego Jorku na studia.
- Mmm... Hastings... Cudowne miasto. I to w dodatku na wybrzeżu.
- Oj tak... Strasznie tęsknię za domem. No ale jeszcze tylko kilka lat. - Uśmiechnął się pocieszająco
- A co studiujesz?
- Prawo...
- Też chciałam być prawnikiem. - Zaśmiałam, na co chłopak mi zawtórował
- Colin... Dobrze się bawisz? - usłyszeliśmy głos wściekłej blondynki, która wpatrywała się w nas z zazdrością - Winda już przyjechała.
- Jasne. Już idziemy. - Oznajmił z szerokim uśmiechem, po czym pociągnął mnie za rękę i wprowadził jako pierwszą do dźwigu.
- No to w takim razie do zobaczenia. Wpadnę po ciebie jutro. - Oznajmił, po czym pobiegł razem z Megan w przeciwnym kierunku
- Randka się szykuje? - zapytał bez uczuciowo, tępo wpatrując się przed siebie
- Ktoś musi go wspierać gdy dziewczyna, którą kocha nad życie flirtuje z chłopakiem, który bardzo dobrze wie co ten drugi do niej czuje.
Rozwinęłam słuchawki, które następnie podpięłam do swojego telefonu. Następnie jedną z nich wsadziłam do ucha. Włączyłam cicho byle jaką piosenkę i zaczęłam biec truchtem w ogóle nie zwracając uwagi na biegnącego koło mnie Harry’ego.
- Ach tak... Czyli uważasz, że owijanie sobie faceta wokół palca, który i tak nic do ciebie nie czuje jest w porządku?
- My tylko rozmawialiśmy... - rzuciłam z wyrzutem
- No wiesz... Wyglądało to inaczej...
- Przynajmniej lepiej niż rozbieranie zupełnie nieznajomej laski wzrokiem! - wykrzyczałam mu prosto w twarz. Był zaskoczony. Nie spodziewał się tego po mnie. Przymknęłam powieki i ponownie ruszyłam przed siebie
- A może ty po prostu jesteś zazdrosna? - zaczął, jednocześnie mnie doganiając
- Sądzisz, że kiedykolwiek chciałabym się znaleźć na jej miejscu i zapewne po jakimś czasie w twoim łóżku? Nie, dziękuję, nie pociąga mnie pan.
- Odnoszę inne wrażenie.
- Czego ty jeszcze ode mnie chcesz, co? - zapytałam, ponownie się zatrzymując - Doceniam to, że się o mnie troszczysz. Jest mi z tego powodu na prawdę miło, ale do cholery! Jesteś moim szefem, który wparowywuje nad ranem do mieszkania swojej podopiecznej i robi jej śniadanie. To na prawdę miłe, ale z pewnością nienormalne. Z tego co mówiłeś, nigdy nie zachowywałeś się tak w stosunku do żadnej innej modelki, nawet do swojej dziewczyny... Więc o co ci chodzi?! Sądzisz, że jak będziesz miły i sympatyczny to szybciej ci ulegnę?!
Nie odpowiedział nic. Stał i milczał tylko i wyłącznie się we mnie wpatrując.
- Tak też myślałam. - Dokończyłam, po czym przebiegłam przez ulicę i kontynuowałam swój poranny dżoging
- Mel, zaczekaj, to nie tak! - krzyknął za mną
Wyciągnęłam telefon w celu wysłania mu wiadomości, ale ostatecznie zrezygnowałam z tego pomysłu. Schowałam go ponownie do kieszeni, wcześniej podgłośniając muzykę. Włożyłam drugą słuchawkę do ucha i kompletnie odcinając się od otaczającego mnie świata biegłam dalej.
O co tak w zasadzie zrobiłam mu awanturę? Sama nie wiem. O dziewczynę? Tak. O coś co zupełnie nie powinno mnie obchodzić? Zdecydowanie tak. O coś co dało mu do zrozumienia, że mogę coś do niego czuć? Oh, tak, tak, tak i jeszcze raz to cholerne TAK!
Pięknie, cudownie, po prostu świetnie.
Nie pozostaje mi nic innego, jak wrócić do mieszkania i zacząć się pakować, bo nawet jeśli mnie nie wywali, sama nie wiem czy będę w stanie spojrzeć mu jeszcze w twarz.
Tylko ja potrafię tak zwalić sytuację. Tylko ja jestem do tego zdolna. I tylko ja nigdy nie potrafię trzymać języka za zębami i panować nad emocjami.
Wkurzona wtargnęłam do wnętrza budynku, w którym mieszkałam.
Tak... Zdecydowanie najkrótsze biegi w całej historii dżogingu...
Złapałam windę, którą dotarłam do swojego apartamentu. W biegu ściągałam z siebie ubrania, które natychmiast lądowały na podłodze. Wyłączyłam też telefon. Byłam pewna, że Harry będzie próbował się ze mną skontaktować... A przynajmniej miałam taką nadzieję.
Po godzinie spędzonej pod prysznicem i racjonalnym porządkowaniu swoich myśli, owinięta ręcznikiem przeszłam do sypialni.
Postanowiłam wyjść na balkon. Chociaż na chwilę się odprężyć.
Położyłam się wygodnie na leżaku i pod wpływem słońca rozluźniłam wszystkie spięte mięśnie.
Leniwie otworzyłam oczy i spojrzałam na balkon z naprzeciwka.
Rozczochrana Cara Delevingne owinięta granatowym ręcznikiem.
No tak, można się było tego spodziewać. Po chwili dołączył do niej Harry.
- Niezłe widoki, co nie? - usłyszałam głos, na który automatycznie odwróciłam głowę w kierunku z którego dobiegał - Jestem Max. - Uśmiechnął się tym samym wyciągając rękę w moim kierunku.
Wstałam z leżaka na równe nogi i nieśmiało ścisnęłam jego rękę.
- Melanie.
- Wiem... Słynna Mel Grey, która dzisiaj idzie w pokazie mody na Times Square.
- Skąd wiesz? - zapytałam zaskoczona
- Myślisz, że takiego błahego osiemnastolatka jak ja było by stać na takie mieszkanie? - zaśmiał się - Emily Sue to moja siostra. Przybrana... Nie jesteśmy biologicznym rodzeństwem.
- Dlatego nie jesteście do siebie podobni. - Uśmiechnęłam się - Ems też została wybrana. Przyjdziesz?
- Jak mógłbym odmówić okazji podziwiania tak pięknych dziewczyn i to w dodatku za darmo... Błagam cię, Mel.
- No tak. Młodzi mężczyźni.
- Ten twój szef chyba coś do ciebie ma bo dosłownie zabija cię wzrokiem. Albo to raczej o mnie mu chodzi...
- Mam go gdzieś. Jestem dorosła, więc mogę chyba robić co mi się żywnie podoba, prawda?
- Z nim tylko teoretycznie. - Oznajmił, po czym zaczął się powoli wycofywać do swojego mieszkania - Do zobaczenia wieczorem.
- Do zobaczenia. - Pożegnałam się. Po chwili już go nie było.
Z nim tylko teoretycznie... O co mu chodziło?
- Dlaczego nie odbierasz telefonu? - wyrwał mnie z zamyślenia. Szybko przeniosłam na niego swój wzrok
- Jest wyłączony.
- A to dlaczego? - zapytał zaskoczony, jednocześnie unosząc brew
- Chcę odpocząć przed pokazem. Nie chcę żeby ktokolwiek mi przeszkadzał.
- Ja chcę tylko porozmawiać. Wątpię aby to cię zmęczyło...
- Przecież rozmawiamy. Do czego potrzebny jest ci telefon? - Oznajmiłam sarkastycznie
- Cały Nowy Jork nie musi wiedzieć o naszych problemach...
- Pozdrów Carę! - odkrzyknęłam, po czym nie czekając na jego dalsze kazanie weszłam z powrotem do sypialni.
Przeszłam do garderoby, z której wyciągnęłam białą koszulkę na ramiączkach i ciemne krótkie spodenki, w które szybko się przebrałam. Następnie suche już włosy związałam gumką w luźnego koka. Na stopy założyłam czerwone, krótkie Converse’y, natomiast oczy zakryłam ciemnymi okularami pasującymi do całego zestawu. Włączyłam telefon, do którego następnie podłączyłam słuchawki. Chwyciłam jeszcze torbę i tak oto gotowa do wyjścia opuściłam mieszkanie.
W windzie odczytałam jeszcze wszystkie zaległe SMS’y oraz sprawdziłam nieodebrane połączenia.
Połączeń od Harry’ego chyba z tysiąc. Wiadomości też nie mniej, przy czym ostatnia została wysłana nie tak dawno temu, ale nie miałam siły a tym bardziej ochoty, aby na nie odpisywać.
Odpisałam jedynie Brad’owi oraz Lucy. Następnie włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam playlistę z ulubionymi piosenkami puszczanymi w BBC Radio1.
Żwawnym i zdecydowanym krokiem szłam przez ulicę, kompletnie nie zwracając na siebie uwagi. Byłam dokładnie takim samym człowiekiem jak cała otaczająca mnie reszta.
W końcu dotarłam na Times Square gdzie właśnie był stawiany długi wybieg.
Czyli pokaz na otwartej przestrzeni...
Przełknęłam ciężko ślinę i wzięłam kilka głębszych oddechów. Po chwili już szłam w stronę garderób.
- Mel! Co tu robisz tak wcześnie? - usłyszałam głos Gemmy, gdy właśnie chwytałam klamkę od drzwi budynku. Uściskałyśmy się na powitanie tym samym szeroko się uśmiechając, a następnie udałyśmy się na krótki spacer po okolicy
- Wolałam być wcześniej niż się spóźnić...
- Na pewno tylko o to chodzi?
- Tak. W zupełności.
- I nie ma to nic wspólnego ze sprzeczką twoją i Harry’ego?
- Skąd wiesz?
- Dzwonił do mnie. - Oznajmiła obojętnie
- Zawsze ci się ze wszystkiego spowiada?
- Właśnie nie. I powiem ci, że strasznie mnie tym zaskoczył. Był na prawdę zdruzgotany.
- Cara na pewno go zdołała pocieszyć. Widziałam ich razem na balkonie w dosyć dwuznacznych strojach.
- O nie. Nie, nie. Mel... Cara to już przeszłość. Jest dla niego nikim. Poza tym ja widzę jak wy na siebie patrzycie. Uwierz mi, że Harry nie byłby w stanie cię skrzywdzić. Od kiedy cię poznał, coś się w nim zmieniło. Nie za bardzo wiem co, ale na pewno z gorszego na lepsze.
- Faktycznie ja na niego patrzę inaczej niż na przyjaciela. Przyznaję, że mam do niego słabość, ale on traktuje mnie tylko jak swoją kolejną modelkę. Łatwą, po trzech tygodniach współpracy gotową na jednorazowy skok w bok.
- Mel, spójrz na mnie. - Poprosiła. Niechętnie odwróciłam się do niej przodem, aby spojrzeć w jej uderzająco podobne do brata oczy - Nigdy nie troszczył się o nikogo tak jak o ciebie. Nawet o rodzinę.
- A Maya?
- Z tego co wiem to dla niej nie gotował. - Zaśmiała się, na co na mojej twarzy także pojawił się niemrawy uśmiech, który z czasem zaczął się robić coraz szerszy - Zaufaj mi.
- Gemma, proszę cię tylko o jedno. Nie mów o niczym Harry’emu. W sensie, że mam do niego słabość. Wiem, że nie pierwsza ani nie ostatnia, ale proszę...
- Masz to jak w banku. Co nie znaczy, że nie będę was ze sobą swatać żeby w końcu postawić na swoim. - Dodała z rozbawieniem, na co ja też głośno się zaśmiałam
Po odwiedzinach Starbucks’a wróciłyśmy na Times Square aby przygotować się do pokazu.
Zaczęłyśmy od make-up’u. Nie znałam jeszcze swojego stroju, ale sądząc po makijażu musi być to coś oszałamiającego. Moje powieki były pokryte na przemian pionowymi pasami granatu oraz ciemnego fioletu. Przypominało mi to trochę kolory kosmosu. Wiem, śmieszne porównanie, ale taka prawda. Dosyć mocna kreska do której wykorzystano srebrny eye liner idealnie oddzielała cienie od moich wydłużonych czarnym tuszem rzęs, które były długie i gęste tak, jakby były doczepiane.
Cud kosmetyki!
Dziewczyna, ta sama która malowała mnie tydzień temu na pokazie w Londynie, zaczęła rozprowadzać róż na moich kościach policzkowych.
Znając życie, to nie było potrzebne, bo przez stres i ekscytację będę wyglądać na tym wybiegu jak pąsowa róża. Od dziecka taka byłam. Rumiana...
Usta zostawiła na sam koniec. Chwyciła śliwkową szminkę i delikatnie rozprowadziła ją pędzelkiem po moich ustach.
- Zaczekaj jeszcze. - Zwróciła się do mnie, jednocześnie uważnie mi się przyglądając - O czymś zapomniałam. Coś jest nie tak. Aha! Zamknij oczy. - Poleciła, gdy tylko odwróciła się do stolika pełnego przeróżnych kosmetyków. Od razu wykonałam jej polecenie. Po chwili poczułam coś, co obciąża moje rzęsy jeszcze bardziej. - Już. - Oznajmiła z wyraźnym zadowoleniem. Spojrzałam w lustro. Brokat, który odbijał się tylko i wyłącznie w świetle. Inaczej był niewidoczny.
- Jesteś niesamowita. - Wymamrotałam pełna podziwu
- Niestety jestem tu tylko na okres próbny i znając moje szczęście, za tydzień już mnie tu nie będzie.
- Jak to! Przecież jesteś doskonała! Ten makijaż jest... Wow!
- Wszystko zależy od pana Styles’a.
- Którego?
- Tego młodszego. - Dodała, także się rumieniąc.
Do cholery, czy wszystkie dziewczyny i kobiety tak na niego reagują?!
- Coś mi się zdaje, że zabawisz u nas na dłużej. - Zaśmiałam się - Już ja o to zadbam...
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się od ucha do ucha, następnie nachylając się nade mną i mocno przytulając
- Nie ma sprawy, a teraz pójdę po to coś w czym mam wyjść. Do zobaczenia.
- Powodzenia.
Podziękowałam jej skinieniem głowy i szerokim uśmiechem. Następnie ruszyłam razem z Gemmą do garderoby, gdzie wszystkie modelki miały się zjawić po ukończeniu makijażu.
- Witam was wszystkie. - Powitał nas Lou - Jesteście tutaj, ponieważ chcę wam wręczyć wasze stroje oraz powiedzieć, która idzie w jakiej kolejności. No to tak... Gemma ma jedną z dwóch ważniejszych kreacji. Marco, wręcz tej młodej damie jej sukienkę, proszę. - Zwrócił się do drugiego projektanta, który w tym momencie wyglądał jak jego służący - Gdy jedna modelka wraca, automatycznie wychodzi druga. Rozumiecie?
- Przepraszam, a nie powinno być przypadkiem jakiejś próby? - wtrąciła jedna z dziewczyn
- Masz rację, ale my tak nie działamy. Idziemy na żywioł. Zawsze. Ten kto z nami współpracował bardzo dobrze to wie. Zgadza się Eva?
- Oczywiście Louie. - Oznajmiła z pysznym uśmiechem.
- Bardzo ładnie. Wracając do kolejki. Po Gemmie wychodzi właśnie Eva, Sophie, Cara... - na to imię gwałtownie zaczęłam jej poszukiwać po sali. Jest. Stoi ta żmija. Cudownie... - Emily, Frou, Michaela, Olivia, Lola, Madison, no i na końcu, w drugiej naszej najważniejszej kreacji, Mel. - Oznajmił z szerokim uśmiechem dumy. Moje oczy momentalnie się rozszerzyły na jego słowa. Z ledwością trzymałam wciśnięty mi przed sekundą frakonosz ze strojem - No dziewczęta. Przebieramy się.
Wszystkie jak na zawołanie się rozeszły. Została tylko Cara wraz z wysoką szatynką... Eva? Tak jej chyba było na imię.
- Ty jesteś Melanie Grey, tak? - zaczęła ciemnowłosa, tym samym do mnie podchodząc
- Tak. Masz do mnie jakąś sprawę?
- W zasadzie to tak. Nie miałabyś ochoty wyskoczyć czasem na kawę ze mną i Carą? Myślę, że stworzyły byśmy zgrany tercet jeśli chodzi o przyjaciółki. - Zaśmiała się sztucznie
- A zaprzyjaźnić się ze mną chcecie dlatego, że dobrze dogaduję się z siostrą Harry’ego, czy może dlatego, że mieszkam naprzeciwko niego?
Na moje słowa żadna nic nie powiedziała. Jedynie zaczęły otwierać i zamykać buzie jakby chciały coś powiedzieć, ale w ostatnim momencie się wycofywały.
- Odłóżmy tą kawę na razie. - Uśmiechnęłam się najbardziej przyjaźnie jak tylko potrafiłam, po czym odeszłam w stronę Gemmy. Wyciągnęłam swój strój z frakonosza i dosłownie zaniemówiłam... Tym razem ze zdziwienia.
- Emm... Marco? - zawołałam, cały czas lustrując ubranie
- Słucham cię drogie dziecko. - Zaczął gdy tylko do mnie podszedł
- Co to tak właściwie jest... No bo... Będąc oczywiście szczera... To są... Trzy paski...
- Trzy kaszmirowe paski, dziecko. Kaszmir jest bardzo drogi, więc miej świadomość, że to zaszczyt nosić coś takiego. - Tłumaczył, wskazując na coś sukienko podobne - A dla twojej informacji, to sukienka. I nie trzy paski, tylko cztery. Na plecach jest jeszcze jeden. - Oznajmił, klepiąc mnie przy tym po ramieniu, następnie odchodząc
- O ja cię! Jaki czad! - Powiedziała entuzjastycznie Gemma
- Jeśli chcesz mogę się z tobą zamienić...
- Wiesz jaki kaszmir jest drogi?! To zaszczyt chodzić w czymś takim. W dodatku im bardziej skąpy kostium, tym lepsza modelka go nosi.
- Ale ja się nie nadaję. Jestem za gruba.
Dziewczyna zmarszczyła czoło i uważnie mi się przyjrzała
- Niby gdzie? Jesteś do tego idealna! Chodź, pomogę ci się przebrać.
Rozebrałam się ze wszystkich dotychczasowych ubrań, pozostając w samej bieliźnie. Ściągnęłam jeszcze biustonosz, który Gemma odłożyła na kupkę wraz ze spodenkami i koszulką.
Następnie narzuciła na mnie tą rzekomo sukienkę i poprawiła wszystkie paski, które się zawinęły. No dobra. Przynajmniej piersi i tyłek zakryły. Nie jest tak źle.
- Wyglądasz... Bosko. - Oznajmiła pełna podziwu
- Zgodzę się z panią, pani Styles. - Zaśmiał się Lou - Mel, załóż szlafrok. Nie chcę żebyś się przeziębiła. - Uśmiechnął się, następnie zakładając na moje ramiona satynowe okrycie - Tak lepiej. Na razie. - Wyszeptał do mojego ucha, po czym odszedł
- Nie podoba mi się ten koleś. Krzyżuje moje plany. - Naburmuszyła się - Dobra... Leć na fryzurę, a ja szybko się przebiorę i do ciebie dołączę.
- Jasne. Do zobaczenia.
Szybkim krokiem, jeszcze w moich trampkach przeszłam z powrotem do charakteryzatorni, gdzie tym razem inna kobieta zajęła się moimi włosami.
Na początku je porządnie wytapirowała, po czym zebrała je zwinnie grzebieniem i uformowała w koka, praktycznie niczym nie różniącego się od poprzedniego. No dobra... Ten był w jeszcze większym nieładzie. Pozostawiła kilka pasm swobodnie opadających na moją twarz i ramiona. Na końcu jeszcze utrwaliła fryzurę lakierem, po czym oznajmiła, że wszystko jest już gotowe.
Podziękowałam jej i zwalniając miejsce następnej dziewczynie opuściłam pomieszczenie.
Szłam korytarzem do sali, w której wszystkie się przebierałyśmy. Niespodziewanie z naprzeciwka wyszedł na moją drogę Harry.
No cudownie. Jeszcze jego mi teraz brakuje.
- Szukałem cię. - Oznajmił, jednocześnie mnie zatrzymując i chwytając za nadgarstek
- Dlaczego?
- Chcę porozmawiać. Proszę. Nie zajmę ci dużo czasu.
Spasowałam. W zasadzie czułam potrzebę tej rozmowy. Zaciągnął mnie do jakiejś sali, gdzie byliśmy tylko i wyłącznie we dwójkę. Światło dawało to z korytarza, nieśmiało wpadające przez zamglone okrągłe okno w drzwiach.
- Przepraszam cię za dzisiaj. - Zaczęłam - Nie powinnam się wtrącać, ani tym bardziej interesować twoim życiem. Masz 23 lata i...
- I też czasami potrzebuję kogoś, kto mnie przywróci do pionu. - Przerwał mi - W zasadzie to ja powinienem cię przeprosić. Wiem, że moje zachowanie na samym początku nie było najlepsze. Może i nawet niestosowne, ale... Taka moja natura.
- Wiem. Zdążyłam zauważyć. - Zaśmiałam się - A poza tym Gemma też mi wiele wyjaśniła...
- Jedyna rzecz, za którą jestem jej wdzięczny. - Uśmiechnął się szeroko - Naprawdę przepraszam. Jeśli jestem nadopiekuńczy, to... Po prostu to powiedz. - Westchnął - Nie wiem dlaczego, ale coś mi się każe tobą opiekować za wszelką cenę. Nie mam pieprzonego pojęcia o co w tym chodzi... - zaśmiał się niemrawo
- No ja tym bardziej, panie Styles.
- Czyli wszystko już w porządku?
- Jak najbardziej. - Uśmiechnęłam się
Staliśmy tak przez kilka minut patrząc sobie tylko i wyłącznie w oczy, które teraz wypełniało niesamowite szczęście. Po minionym czasie obydwoje mocno się do siebie przytuliliśmy.
Przez moje ciało przeszło stado dreszczy, a w głowie zaczęło wirować. Czułam jak tracę grunt pod nogami, jednak za wszelką cenę starałam się utrzymać.
- A ty wychodzisz dzisiaj w trampkach? - zaśmiał się, jednocześnie odrywając się ode mnie i spoglądając na moje stopy
- Myślałam, że uda mi się ciebie przechytrzyć. Niech to szlag...
- Masz coś pod tym szlafrokiem? - zapytał z zadziornym uśmieszkiem.
Dawny Harry Styles powraca! Jej, jak cudownie!
- Owszem.
Chłopak chwycił na pasek szlafroka, który w trybie natychmiastowym rozwiązał. Kiedy zobaczył mój strój jego źrenice natychmiast się rozszerzyły, jednak po chwili na twarzy pojawił się grymas
- Co to w ogóle jest?
- Niby sukienka. No, w każdym bądź razie jakiś cud nad cudami, bo idzie jako ostatnia, czyli honorowa kreacja...
- Nie podoba mi się to. - Wyszeptał, po czym chwycił mnie za rękę i szybkim krokiem ruszył do projektanta

---------------------------------------------
Follow on tt:
Chcesz prowadzić konto jakiejś postaci? skontaktuj się ze mną na tt :) (alwayscoldhands)