Uwaga!
Informacja pod postem. Przeczytajcie ją, proszę :)
Powoli i ostrożnie
podniosłam się z ziemi, tak że stałam z chłopakiem twarzą w twarz.
- Nic się nie stało.
Przecież to tylko woda. - Zaśmiał się. Następnie zrobił krok do przodu i zaczął
chodzić wokół mnie, przyglądając się dokładnie mojej postaci. Było to dosyć
dziwne. Bałam się go i dziwnym trafem pragnęłam jednocześnie. Bałam się odezwać,
jednak pragnęłam aby on mówił bez przerwy.
- Macie może metr
krawiecki? - zapytał znienacka. Jego ciepły oddech idealnie otulił moją szyję,
przez co zdałam sobie sprawę, że musiał być na prawdę bardzo blisko mnie.
Otworzyłam szafkę, z
której wyciągnęłam wcześniej wspomniany przedmiot.
- Zdejmij koszulkę.
To nie brzmiało jak prośba.
To było polecenie. Rozkaz. Jego ton głosu mówił sam za siebie. Albo rozbierzesz się sama, albo zrobię to za
ciebie.
Wolałam jednak, aby żaden
mężczyzna, a zwłaszcza taki, którego w ogóle nie znam, mnie nie dotykał, dlatego
też powoli sięgnęłam do końcówki mojego uniformu, który następnie zaczęłam
powoli podnosić ku górze. Chłopak wyrwał mi z rąk koszulę, którą następnie
odrzucił gdzieś w bok. Lustrował moje ciało od stóp aż do głowy.
Nie znałam go. Nie
wiedziałam do czego był zdolny.
Jednak strach osiągnął
najwyższy poziom, gdy zaczął do mnie podchodzić. Kiedy dystans między nami był
na prawdę niewielki, uklęknął przede mną i rozwinął wcześniej otrzymany metr,
który kolejno zaczął owijać wokół moich bioder i tali.
Na kontakt jego
lodowatych palców z moją rozgrzaną skórą, momentalnie zadrżałam. Gdy odczytał
ostatnią miarę wstał i spojrzał prosto w moje oczy. Czułam jak miękną mi
kolana. Jego wzrok był cudowny. Hipnotyzujący. Magiczny.
- Podnieś ręce do góry.
- Wyszeptał
Tym razem wykonałam jego
polecenie bez żadnej chwili zawahania. Trzeba przyznać, że miał ogromną siłę
przekonywania. Zaczął mierzyć mój biust. Gdy odczytywał rozmiar najmniejszym
palcem delikatnie przejechał po mojej lewej piersi, powodując u mnie salwę
dreszczy.
Cała sytuacja była na
prawdę dziwna. Stałam prawie naga, przed zupełnie obcym mi mężczyną, który w
dodatku dotykał mnie gdzie chciał i jak chciał.
- Ile masz lat?
- Dziewiętnaście. -
Odpowiedziałam, nie powiem, z wielkim trudem
- Wzrost?
- Coś około 172 cm...
Zrobił kilka kroków w tył
i przyjrzał mi się jeszcze raz pod wieloma kątami.
- Hmmm... Zazwyczaj nie
bierzemy tak niskich dziewczyn, ale podobasz mi się. Jesteś zdeterminowana,
wiesz czego chcesz, nie dasz sobą pomiatać, mówisz to co myślisz, jesteś
stanowcza. Piękna. Lubię takie kobiety. Mam nadzieję, że szybko się z nami
skontaktujesz. - Oznajmił, tym samym wręczając mi swoją wizytówkę - Nie lubię długo
czekać. - Dodał, po czym odwrócił się na pięcie i opuścił pomieszczenie, a następnie
lokal, co wywnioskowałam po dźwięku dzwonka.
Stałam tak w miejscu,
patrząc się tylko i wyłącznie na biały kartonik ponad 15 minut.
Co tu się tak właściwie
przed chwilą wydarzyło? Może inaczej... Czy to co się wydarzyło, działo się na
prawdę?
Szybko ubrałam swój
T-shirt, a wizytówkę schowałam do kieszeni dżinsów. Wytarłam rozlaną wodę, następnie
przecierając stoliki, kończąc na podłodze.
Chwyciłam swój płaszcz i
gasząc światła w kawiarni zamknęłam ją na klucz.
Nie mieszkałam daleko.
Tylko kilka domów stąd, dlatego też droga powrotna nie zajęła mi dłużej niż 10
minut.
- Ciocia wróciła! -
krzyknął Brian, następnie wieszając się na mojej szyi
- I jak tam
niespodzianka? Podobała się?
- Bardzo. Dziękuję. Będzie
kolejny samochód do kolekcji.
- Słyszałam, że na niego
chorujesz, więc go kupiłam. Wiedziałam, że będziesz zadowolony.
- Przecież nie mam
kataru. - Skrzywił się na moją wypowiedź. Ja tylko się zaśmiałam
- Chorować na coś mówi się też, gdy czegoś bardzo chcemy. Nie tylko wtedy
kiedy mamy temperaturę, kaszlemy, albo kichamy, wiesz?
- Ooo... No to teraz
wszystko jasne.
- Gdzie Alice i Ethan?
- Na górze. Bawią się w
poszukiwaczy skarbów.
- No to w takim razie leć
do nich. Na co czekasz.
- Już. - Uśmiechnął się,
po czym najszybciej jak tylko mógł podreptał do pokoju bliźniaków
- Mamo, tato, mogę was
na chwilę prosić? - zapytałam, jednocześnie wychylając głowę zza framugi drzwi
kuchennych. Następnie przeszłam do salonu, gdzie usiadłam na dywanie koło Lucy
i Brad’a.
- Co się stało, Mel? -
zapytał tata, siadając w swoim fotelu
- Dzisiaj do kawiarni
przyszedł znany fotograf i właściciel agencji modelek. Zaproponował mi pracę.
Myślałam o tym przez całą drogę do domu i...
- Absolutnie się na to
nie zgadzam. - Przerwał mi
- Ale tato... Pracując
jako modelka zarabiałabym o wiele więcej pieniędzy niż w Sweet Heaven. Im więcej pieniędzy będziemy mieli, tym lepiej można
leczyć Brian’a. Można by się postarać o nowy dom. Bardzo dobrze wiesz jak mały
marzy o domku nad morzem. Z resztą zdrowie twoje i mamy też nie jest w
najlepszym stanie. Przydałoby się zrobić pare badań. Wykupić lekarstwa, które
pewnie nie będą takie tanie...
- Melanie ma rację. -
Poparła mnie siostra - Bardzo dobrze wiesz, że pieniędzy brakuje, tym bardziej,
że Brad stracił pracę.
- Jak to stracił pracę?
- wtrąciłam, tym samym spoglądając na brata
- Morgan zamknął
warsztat. Już od dawna nie miał klientów...
- Tato, on chce iść na
studia. Proszę cię... Nie każ mu się wyrzekać marzeń.
- Moja odpowiedź nadal
brzmi nie. Brad może się postarać o studia dzienne. Stać go na to. Więcej
nauki, mniej życia towarzyskiego. Z głodu nie umieramy, dach nad głową mamy. Na
rehabilitację i lekarstwa dla Brian’a też nas stać. Ja z mamą czujemy się wyśmienicie.
Poza tym Brad może się rozejrzeć za nową pracą.
- Za nową pracą? W
Holmes Chapel? Czy ty siebie tato w ogóle słyszysz?
- Nie pozwolę ci się tak
poświęcać! Już i tak robisz wystarczająco dla rodziny!
- Ale jakie poświęcenie!
Tato! - uniosłam się
- Modeling to zawód dla
dziwek! Żeby cokolwiek osiągnąć w tym zawodzie trzeba takiemu szefowi obciągać
co noc!
- Tato, ciszej. Dzieci są
na górze. - Upomniała do Lucy
- No to wytłumacz jej to
inaczej... Nie zgadzam się. Nigdzie nie pojedziesz.
- Założymy się? - zapytałam,
tym samym podnosząc się z ziemi i ruszając na piętro do swojego pokoju
- Melanie! Wracaj tu!
Natychmiast! - słyszałam jego krzyki, na które nie zwracałam zbytniej uwagi
Wyciągnęłam spod łóżka
dużą torbę i zaczęłam się do niej pakować. Był to
pierwszy zakup za moje własne pieniądze, które rodzice pozwolili mi zatrzymać.
Upchałam w niej wszystkie lepsze ubrania, bieliznę i najpotrzebniejsze
kosmetyki. Zarzuciłam ją na ramię, po czym szybko zbiegłam po schodach z
powrotem na dół, gdzie zaczęłam ubierać buty i płaszcz.
- Melanie. Melanie, ochłoń.
- Uspakajała mnie siostra, co niestety zdawało się na nic.
Zarzuciłam na szyję
kremowy szal, aby następnie zapiąć guziki swojego prochowca
- Ucałuj ode mnie Brian’a.
- Oznajmiłam, po czym otworzyłam drzwi i czym prędzej wybiegłam z domu na ciemną
ulicę.
Poczułam na swoich
policzkach pojedyncze krople wody spadające z nieba. Jednak nie obchodziło mnie
to, że zapewne za chwilę będę cała przemoczona. Marzyłam tylko i wyłącznie o
tym, aby znaleźć się jak najdalej od tego przeklętego domu.
Człowiek chce dla ciebie
jak najlepiej. Stara się, a co dostaje w zamian? Gówno za przeproszeniem.
Poprawiłam kołnierz płaszcza
pod szyją, gdy poczułam chłodny wiatr na swojej skórze.
Szłam przed siebie. Nie
miałam zielonego pojęcia gdzie. Po prostu tam gdzie mnie nogi poniosą.
Z każdą sekundą deszcz
padał coraz to mocniej. Zauważyłam jak czarna limuzyna podjeżdża do krawężnika
i spowalnia tempa. Po chwili jedno z przyciemnianych okien odsunęło się w dół,
ukazując postać cud chłopaka z kawiarni.
- Podwieźć cię gdzieś,
kotku?
- Ja... Chyba raczej nie
ma gdzie...
- Och, jesteś tego
pewna? - zapytał wymownie na co gwałtownie się zatrzymałam, następnie na niego
spoglądając
- Czy ta dzisiejsza
propozycja, którą złożył mi pan w kawiarni... Czy ona jest nadal aktualna?
- Jak najbardziej. - Uśmiechnął
się zachęcająco, a zarazem uwodzicielsko
Nie zastanawiając się dłużej
otworzyłam drzwi i wsiadłam do pojazdu, zajmując miejsce koło niego. - Jakieś
problemy? - zaczął, jednocześnie wyjmując z lodówki butelkę szampana
- Nie, nie. Po prostu...
- zacięłam się, aby ubrać moją odpowiedź w odpowiednie słowa. Harry spojrzał na
mnie wyczekująco - Zaczynam w końcu żyć. Jako wolny człowiek uzależniony tylko
od siebie... No i w tym momencie od pana. - Uśmiechnęłam się nieśmiało pod
nosem, na co chłopak dźwięcznie się zaśmiał
- Cieszę się, że będziemy
współpracować. - Wyznał, wręczając mi tym samym szampana
- Ja też, panie Styles.
- Nie powiem, podnieca
mnie sposób w jaki się do mnie zwracasz, ale mów mi Harry. Tak chyba będzie łatwiej.
A teraz uczcijmy nasz sukces. Za współpracę. - Oznajmił, jednocześnie unosząc
kieliszek do toastu
- Tak. Za współpracę. -
Powtórzyłam. Po wnętrzu samochodu rozniósł się dźwięk tłuczonych kryształów. Upijając łyk trunku spojrzałam kątem oka na
chłopaka. Jego wzrok był przepełniony pożądaniem, co nie powiem, z lekka mnie
przestraszyło. Jednak bardzo szybko odgoniłam wszystkie czarne myśli, na
których miejsce wtargnęły te dobre, dzięki którym mój humor od razu się poprawił.
- Gdzie tak w zasadzie
jedziemy? - zapytałam, wyglądając za okno
- Do Londynu. Mamy tam
pokaz. Jutro poprzyglądasz się pracy, która cię czeka. Z kolei w piątek, czyli
na następny dzień, od razu po zakończeniu imprezy wylatujemy do Nowego Jorku.
Tam będziesz mieszkać, uczyć się wszystkiego w agencji. Szkołę już skończyłaś,
prawda?
- Tak. Rok temu.
- Czyli nie trzeba szukać
żadnego liceum. To jeszcze lepiej. Później skoncentrujemy się się nad
znalezieniem czegoś dla twojej rodziny, żeby...
- Nie! - szybko przerwałam
jego wywiad - Ja... Nie sądzę, żeby moi rodzice chcieli się przeprowadzić na
inny kontynent, skoro nie chcą się przenieść do innej części Anglii. A poza
tym... Wolę skupić się na pracy, niż na myślach, że moja rodzina jest gdzieś
blisko mnie, a ja nie mam dla niej czasu. Bo to chyba nie idzie w parze z moją
pracą, prawda?
- No tak. Oczywiście. -
Zaśmiał się, cały czas lustrując mój profil
- Męczy mnie jedno
pytanie...
- Czyli?
- Dlaczego nie
zaproponowałeś tej pracy Jessey i Poli?
- One się nie nadają do
tego zawodu. O wiele za dużo makijażu, zęby... za bardzo końskie, tona henny we
włosach...
- A bajerować to było miło?
- A to już zupełnie inna
sprawa... - uśmiechnął się, jednocześnie przebiegając palcami po moim udzie
- Zawsze taki jesteś w
stosunku do kobiet?
- Przeważnie...
Naszą rozmowę przerwał
dzwonek telefonu chłopaka.
- Kurwa... - przeklnął
pod nosem, po czym wcisnął czerwoną słuchawkę, tym samym odrzucając połączenie
- To na czym stanęło? - zapytał, jednocześnie zmniejszając dotychczasowy
dystans pomiędzy nami
- Na tym, że powinieneś
odebrać telefon. - Odpowiedziałam, odchylając się do tyłu, aby nie doszło do
niczego więcej niż tylko i wyłącznie kontakt wzrokowy.
Harry odsunął się ode
mnie i przesunął kciukiem po dotykowym ekranie.
- Słucham... Tak... Tak
mamo... Już jedziemy... Zobaczysz... - uśmiechnął się szeroko, spoglądając na
mnie kątem oka - Można tak powiedzieć... Z Holmes Chapel... Zatrzymałem się tam
na chwilę. Tylko na kawę... Oczywiście, że nie... Ucałuj ją ode mnie i powiedz,
że ją kocham... Wiedziałem, że to powie... - zaśmiał się, najwidoczniej
rozbawiony komentarzem rozmówcy - Do zobaczenia.
Chłopak rozłączył się,
jednak nie zakończył pracy z telefonem. Najprawdopodobniej wysyłał jeszcze
jakiegoś SMS’a, ale nie dam sobie głowy uciąć.
- Prześpij się. Podróż
nam zajmie jeszcze dłuższą chwilę. - Oznajmił, jednocześnie przenosząc swój
wzrok na mnie
- Nie jestem zmęczona,
wytrzymam...
- Wiesz... Twoja twarz
mówi co innego... Chodź. - Rozkazał, tym samym rozkładając swoje ramiona tak,
abym mogła w nich spokojnie odpocząć
- Ty robisz to z troski
o mnie, czy po to aby mnie w sobie rozkochać, a później przelecieć?
- Wiesz... Troszczę się
o swoje modelki, ale nie powiem, że miło by było mieć taką... Piękną dziewczynę
na noc... Osobiście nie pogardziłbym. Ale nie martw się... Na coś więcej możesz
liczyć dopiero po trzech tygodniach pracy ze mną... Takie mam wymagania.
- Dobrze wiedzieć. - Zaśmiałam
się, po czym spojrzałam ponownie na ulicę za oknem, byle by tylko nie utrzymywać
z nim kontaktu wzrokowego
- Jak ty się w ogóle
nazywasz?
- Melanie Grey. -
Odpowiedziałam, cały czas patrząc w okno
- Wolna, zajęta?
Na jego kolejne pytanie
gwałtownie odwróciłam głowę w jego stronę. Nie powiem, rozbawił mnie tym
pytaniem, co było po mnie widać.
- A to chyba nie jest już
twój interes, prawda?
- Praktycznie od dzisiaj
dla mnie pracujesz, a o swoich pracownikach wiem na prawdę wszystko... Więc?
- Wolna. A w tej twojej
agencji są jacyś modele? Czy raczej same modelki?
- Kilku się znajdzie...
A co?
- Przystojni? - zapytałam
nieco ożywiona, na co chłopak tylko parsknął śmiechem
- Siedzi przy tobie
najgorętszy facet świata, a ty się pytasz czy mam w agencji przystojnych
modeli... Coś z tobą nie tak?
- Jak dla mnie jesteś...
Przeciętny.
- Przeciętny powiadasz.
- Zaczął z zaciekawieniem
- Tak. Osobiście znam
kilku chłopaków, którym nie dorastasz do pięt.
- Bo zapewne nie widziałaś
mnie nago...
- I raczej nie zobaczę.
- Przerwałam mu stanowczo
- Nie chwal dnia przed zachodem słońca. - Zaśmiał się - A teraz z
innej beczki. Dlaczego nie poszłaś na studia?
- Rodzina...
- Rodzice ci nie
pozwolili? - zapytał zaskoczony
- Nie to, że nie
pozwolili. Zrezygnowałam z nauki dla nich.
W tym momencie w mojej głowie
wymalował się obraz Brian’a. Wyszłam z domu nawet się z nim nie żegnając.
Sięgnęłam do kieszeni
spodni, aby wyciągnąć telefon. Odgrażałam się, że nigdy nie wrócę, a tak na
prawdę bez rodziny nie potrafię przetrwać nawet godziny.
- Cholera. - Przeklnęłam
pod nosem, gdy zdałam sobie sprawę, że moja komórka została w moim pokoju na łóżku
- Coś się stało?
- Zapomniałam telefonu,
a muszę zadzwonić do siostry.
- Masz mój. A o stały
aparat się nie martw. - Oznajmił następnie puszczając do mnie oczko. Chwyciłam
wyciągnięty w moją stronę przedmiot i podziękowałam skinieniem głowy. Następnie
pośpiesznie wystukałam numer Lucy.
- Lucy Grey.
- Cześć Luc.
- O mój Boże! Mel! Nawet
nie wiesz jak się o ciebie martwiliśmy! - przerwała mi - Gdzie ty jesteś! Na
dworze leje jak z cebra, a ty się gdzieś włóczysz... I to w dodatku sama!
Wracaj do domu i to już!
- Lucy, ja... Ja nie wrócę
do domu. Przynajmniej nie w najbliższym czasie. - Zaczęłam nieco ciszej. No bo
bądźmy szczerzy, światowy fotograf Harry Styles nie musi wiedzieć o moich
rodzinnych problemach, prawda?
- Co ty pieprzysz
dziewczyno?!
- Lucy, nie przeklinaj.
To nie w twoim stylu. - Zaśmiałam się, gdy usłyszałam słowa siostry, która na
co dzień jest najświętszym aniołkiem jaki tylko może istnieć na całym świecie
- Nie pouczaj mnie
smarkata. - Usłyszałam jej cichy chichot po drugiej stronie słuchawki - Ale
teraz na serio, wracaj do domu. Rodzice na prawdę się martwią. Przeproś Elenę
i...
- Lucy... - tym razem to
ja jej przerwałam - Nie jestem u Eleny. Nawet nie wiem czy jeszcze jestem w
Holmes Chapel.
- Za niedługo będziemy
wjeżdżać do Mancheter’u. - Wtrącił chłopak, czym przykuł moją uwagę
- Mel. Mel, z kim ty
jesteś? Halo, Mel...
- Robię to co uważam za
słuszne. - Oznajmiłam, spoglądając na swoje ręce - I błagam cię, nie próbuj mi
tego wybijać z głowy, bo i tak cię nie posłucham.
- Jesteś z tym facetem z
agencji, prawda?
- Tak. Nie mów rodzicom.
Ojciec by mnie chyba wydziedziczył. - Zaśmiałam się
- Bardzo dobrze wiesz, że
tobie nigdy by tego nie zrobił. Nawet gdybyś została dziwką spod latarni.
- Dzięki, wiesz?
- Drobiazg. Brian się o
ciebie pytał...
- Właśnie dlatego dzwonię.
Nawet się z nim nie pożegnałam.
- Tęskni za tobą. Mówi, że...
- Tak, wiem. Obiecałam
mu, że jutro z nim pójdę do szpitala. Przeproś go ode mnie...
- Może wolisz to zrobić
sama? - oznajmiła, po czym odłożyła słuchawkę, aby zawołać syna. Po kilku
sekundach już słyszałam jego chłopięcy głosik
- Ciociu, obiecałaś.
Gdzie jesteś?
- Brian, przepraszam cię.
Obiecuję, że jakoś ci to wynagrodzę. Po prostu... - zawiesiłam na moment. Nie
miałam zielonego pojęcia co mu powiedzieć. Prawdę?
- Ciociuuu...
- Po prostu... Musze
wyjechać.
- A gdzie?
- Do Stanów.
- Gdzie? - zapytał. Na
ton jego głosu mimowolnie się zaśmiałam
- Do Stanów
Zjednoczonych. Do Ameryki. To taki duży kontynent. Za oceanem.
- Daleko on jest?
- Bardzo. - Odpowiedziałam
przygnębiona - Bardzo daleko, kochanie.
- Ciociu... - usłyszałam
jak powoli zaczyna płakać - Wróć. Proszę. Tęsknię za tobą.
- Brian.... Gdybym tylko
mogła. Ale wiesz... Jak wrócę to wybudujemy dom nad morzem. Ten o którym marzyłeś.
- Taki z widokiem na plażę?
- zapytał nieco żywiej
- Oczywiście. Jaki sobie
tylko wymarzysz. To jak... Mogę jechać?
- Jak tak pomyślałem
przez chwilę, to nawet nie będę tęsknił aż tak bardzo. Tak szczerze, to chyba
nawet w ogóle. - Oznajmił ożywiony jak nigdy dotąd - Kocham cię ciociu.
- Ja ciebie też Brian.
Ucałuj wszystkich. I idź już spać. Przecież już prawie dziesiątą.
- Dobrze ciociu. - Dodał
tonem, jak każde dziecko, które wygania się do łóżka - Śpij dobrze.
Po tych słowach chłopczyk
się rozłączył. Oddałam Harry’emu telefon. Bacznie mi się przyglądał.
- Co? - zapytałam
nie wiedząc o co mu chodzi
- Kim jest Brian?
- A ty zawsze taki
ciekawski?
- Może...
Czy on zawsze musiał mieć
odpowiedź na każde pytanie! Niech go szlag!
- Twój syn?
- Co?! Nie! Ja mam
dziewiętnaście lat, to chyba jeszcze trochę za wcześnie...
- No wiesz... Ta
dzisiejsza młodzież... - zaśmiał się, na co dostał ode mnie dosyć mocno w ramię.
Momentalnie się uspokoił - Czy ty mnie właśnie dotknęłaś?
- Tak, a coś w tym złego?
- Nie pozwoliłem ci...
- Och, to takie
straszne. - Oznajmiłam z udawanym smutkiem, następnie dźgając go w bok.
I tu go miałam. Z łaskotek
nie wyrasta się nigdy. Jego śmiech rozniósł się po całej limuzynie. Kiedy tak
leżał na tej skórzanej kanapie z zamkniętymi powiekami i uśmiechem od ucha do
ucha, niesamowicie przypominał mi Brian’a. Przynajmniej mam go w takiej
postaci.
Mnie także udzieliła się
wesoła atmosfera, przez co również zaczęłam się śmiać.
Gdy w końcu dałam mu
odpocząć uświadomiłam sobie, że siedzę na nim okrakiem. Wykorzystując moją
chwilę nieuwagi przekręcił nas tak, że teraz to on siedział na mnie. Próbowałam
mu się wyrwać, lecz na nic to się nie zdało. Skrzyżował moje ręce nad głową i
nachylił nade mną.
- Więc kim on jest?
- Syn mojej siostry, ma
6 lat. - Oznajmiłam gdy tylko spojrzałam w jego szmaragdowe oczy.
Jedno jest pewne.
Najlepiej to ten facet na mnie nie działa.
- Mhmmm... A teraz
dlaczego uciekłaś z domu?
- Chciałam pomóc
rodzinie, ale oni nie przystali na moją propozycję, przy czym chcieli kierować
moim życiem.
- Dlaczego im pomagasz?
- Bo to przecież moja
rodzina. - Odpowiedziałam, jakby to było oczywiste
- Twoja sytuacja
rodzinna nie jest najlepsza?
- Wszystko byłoby
wspaniale, gdyby nie choroba Brian’a.
- Czyli?
- Cierpi na zanik mięśni.
Po moich ostatnich słowach
chłopak się wyprostował i spuścił głowę na swoje palce, którymi zaczął się bawić.
- Ile lat temu ją
wykryto? Tą chorobę...
- Rok po jego urodzeniu.
- Oznajmiłam, jednocześnie się podnosząc. Nie przychodziło mi to jednak łatwo,
gdyż Harry cały czas na mnie siedział.
- Co z jego ojcem?
- Odszedł od Lucy, gdy
tylko dowiedział się o chorobie małego. Od tamtej pory kontakt z nim się urwał.
W samochodzie zapanowała
cisza, którą przerywana była tylko i wyłącznie odgłosem deszczu oraz co jakiś
czas mijającymi nas samochodami.
- Zastępujesz mu ojca. -
Stwierdził po chwili - I nie kłóć się ze mną, bo bardzo dobrze wiesz, że to
prawda.
- Chcę żeby był szczęśliwy
i zdrowy. To wszystko.
- Ty na prawdę masz
dziewiętnaście lat? Bo ja mam wrażenie, że rozmawiam z dojrzałą kobietą, która
dostała od życia już nie źle w kość.
Na jego słowa obydwoje
się zaśmialiśmy.
- Często ludzie mi to
mówią. - Oznajmiłam, tym samym odwracając głowę w bok. Jednak po chwili poczułam
jak jego długie, chłodne palce nakierowują ją tak, abym mogła na niego spojrzeć.
Wpatrywał się we mnie
chwilę, po czym potrząsnął głową jakby chciał z niej wyrzucić jakąś idiotyczną
myśl.
- Przypominasz mi jedną
modelkę. Była dobra. Na prawdę wspaniała. Ale to przez nią prawie rozpadło się
małżeństwo moich rodziców. Dlatego błagam cię. Rób to o co cię proszę, a
wszyscy będą szczęśliwi i zadowoleni, jasne?
Ja tylko pokiwałam głową,
że się zgadzam. Nie potrafiłam z siebie wydusić ani jednego słowa. Sposób w
jaki do mnie mówił, ton jego głosu... Był surowy i wściekły. Bałam się.
Autentycznie się go bałam.
Chłopak uwolnił moje
nogi spod swojego ciężaru, następnie siadając na drugim końcu kanapy.
Już chciałam umieścić
stopy na podłodze, kiedy to on je przytrzymał i z triumfalnym uśmiechem na mnie
spojrzał.
- Ty często masz takie
wahania nastrojów?
- Co masz na myśli? -
zapytał wyraźnie zdziwiony i zdezorientowany
- Najpierw mnie
uwodzisz, a później się o mnie troszczysz. Z kolei jeszcze później jesteś wesoły,
potem smunty, kolejno wściekły, a na koniec wszystko w jednym...
- Wściekły, masz na myśli,
że taki? - zapytał, następnie robiąc minę, która natychmiast mnie rozbawiła.
Gdy się uspokoiłam,
nakierowałam na niego swój wzrok. Przyglądał mi się z uśmiechem. Jednak był to
uśmiech, którego nie potrafiłam rozgryźć. Nie był on spowodowany szczęściem,
ale nie był też uwodzicielski.
- Błagam, nie patrz się
tak na mnie. - Poprosiłam, jednocześnie zakrywając twarz dłońmi
- Ale ja chcę. - Oznajmił
niczym małe dziecko, na co automatycznie odsłoniłam oczy, aby się przekonać czy
to aby na pewno ten sam chłopak, który prawie rozebrał mnie do naga na zapleczu
kawiarni.
- Nie zachowuj się jak
Brian. - uśmiechnęłam się pod nosem, po czym ponownie wyjrzałam za okno.
Poczułam jak chłopak ściąga
moje buty. Następnie przyciągnął mnie do siebie za kostki i odwrócił do siebie
tyłem.
- Zaufaj mi. Nic ci nie
zrobię. - Wyszeptał wprost do mojego ucha, jednocześnie rozmasowując moje napięte
mięśnie. Po chwili ułożył mnie na swojej klatce piersiowej.
Jego prawa dłoń zagnieździła
się w moich włosach, natomiast lewa objęła mnie w talii i delikatnie zaczęła głaskać
po ramieniu. Nie minęło kilka minut jak już spałam.
Obudziło mnie jasne światło.
Tak jakby szpitalne. W trybie natychmiastowym się podniosłam, czego od razu
zaczęłam żałować.
- Spokojnie. - Zaśmiał
się chłopak, jednocześnie poprawiając mnie sobie na rękach - To tylko winda.
- Strasznie tu... Jasno.
- Stwierdziłam jeszcze zaspanym głosem, po czym przetarłam lekko zaszklone oczy
- Jak w szpitalu, co
nie?
- Dosłownie. - Uśmiechnęłam
się - Gdzie jesteśmy?
- W hotelu.
- Już w Londynie?
- Owszem.
Drzwi windy się rozsunęły,
co umożliwiło nam jej opuszczenie.
Harry szedł korytarzem
wolnym krokiem, w ogóle nie pozwalając mi iść o własnych siłach, pomimo że już
nie jeden raz próbowałam go do tego przekonać. I to niby ja jestem uparta!
Wyciągnął z kieszeni
obydwie karty i otworzył jedne z czarnych drzwi.
Po chwili już siedziałam
na dużym, dwuosobowym łóżku.
- Widzimy się jutro rano
na śniadaniu. O dziesiątej. Mam nadzieję, że tyle czasu ci wystarczy aby porządnie
się wyspać.
- Bez problemu. -
Odpowiedziałam nieco speszona całą sytuacją sprzed chwili
- W takim razie
kolorowych snów. Śpij dobrze. - Oznajmił, następnie odwracając się na pięcie i
zmierzając ku wyjściu. Po chwili usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i ponowne
ich otwieranie w sąsiednim pokoju.
Opadłam bezsilnie na
materac, jednak coś było nie tak. Sięgnęłam ręką pod plecy, skąd wyciągnęłam
białą, papierową torebkę. Niepewnie do niej zajrzałam.
Moim oczom ukazał się,
już włączony, najnowszy model iPhone’a. Niepewnie
i ostrożnie wyciągnęłam go z opakowania, następnie odblokowując ekran.
1 nieprzeczytana wiadomość
Od: 7792569469
Mówiłem żebyś się nie martwiła o telefon :) Mam nadzieję, że nowy będzie
ci dobrze służył.
Przypominam: jutro o godzinie dziesiątej rano - śniadanie. ! NIE SPÓŹNIJ
SIĘ !
Karaluchy pod poduchy...
~H~
P.S. W ostateczności jakby gryzły możesz wpaść do mnie :) Pokój obok...
Nie mam pojęcia
dlaczego, ale uśmiechnęłam się na samą treść wiadomości. Może dlatego, że miałam
wrażenie, że zupełnie nieznajomy mi chłopak się o mnie troszczył?
Do: Mr. Styles
Mam nadzieję, że pańskie przekonania na temat nowego aparatu
telefonicznego będą słuszne. Nie chciałabym tudzież sprawiać jakichkolwiek
problemów, jeżeli chodzi o ciągłe wymiany telefonów.
Co do pobudki, dziękuję za przypomnienie. Będę na czas. Na pewno.
Życzę udanego wieczoru/ udanej nocy.
~Melanie Grey~
P.S. Sądzę iż konieczność nocnych podróży do pańskiego pokoju, nie będzie
potrzebna... :)
Od: Mr. Styles
Skąd u ciebie taki formalny styl wiadomości? Nie znałem cię od tej
strony kochanie... Ale muszę powiedzieć, że ... Nawet mi się to podoba.
Cóż... Jeśli nie czujesz konieczności ponownego spotkania mnie, trudno.
Postaram się nie utonąć w łzach samotności...
Do: Mr. Styles
Nie sądzę abym była warta TYLU łez. Może jedna, góra dwie. Tyle
wystarczy. Formalność to moje drugie imię, nie wspomniałam? Och, co za pech.
Teraz, jeśli oczywiście pozwolisz, pójdę pod prysznic, a następnie spać,
ponieważ jestem strasznie zmęczona... A chyba nie chcemy abym spóźniła się na śniadanie,
prawda?
Od: Mr. Styles
Możliwe, że ci to umknęło. Albo po prostu nie skupiałem się na tym co
do mnie mówiłaś... Rozpraszasz spojrzeniem, kochanie... Osobiście wolałbym, abyś
ze mną została (przynajmniej w kontakcie SMS’owym), ale skoro twierdzisz, że
mogłabyś się spóźnić... Cóż, są sprawy ważne i ważniejsze. Życzę zmysłowej kąpieli
i słodkiego snu.
P.S. Jak prysznic to tylko gorący. ! NIE ZAPOMNIJ !
----------------------------------------------
Cześć skarby :)
Dzisiaj tylko krótko i zwięźle odnośnie mojego tłumaczenia One More Night.
Dokładnie w piątek za tydzień (no już nie taki tydzień, tylko sześć dni xd) startuję z nowym blogiem.
Jest to tłumaczenie jak już wcześniej wspomniałam :)
Zanim jednak dodam prolog (25.10.2013) zapraszam was na przeczytanie krótkiego streszczenia i obejrzenia zwiastunu w zakładce One More Night by Whipitmalik.
Piszę o tym teraz, bo 25.10.2013 jestem w szkole na Maratonie Matematycznym i nie będzie mnie w domu, dlatego też nie będę miała okazji wysłać informacji o zaczęciu bloga. Zrobię to dopiero w sobotę :) Jednak jeśli komuś by się nudziło to zapraszam was na prolog.
JUŻ ZA SZEŚĆ DNI *-*
P.S. Co do rozdziału czwartego na Dark Angel, zastanawiam się kiedy go dodać, bo 2.11, to tak jakby nadal święto... Jakieś sugestie? <------------ comment
ngfkozrfnltdbifązigkłlfkfq @zlodziejmalin
OdpowiedzUsuńawwwww~! BOSKI <3
OdpowiedzUsuńBoże cudowny ten rozdział !! szczerze to na początku rozdziału miałam łzy w oczach. Mówię prawdę prawie płakałam. KOCHAM TO
OdpowiedzUsuń@bananowa_ <3
NAsdhfjgvl,msndfgjvd,enrfgjk Wielbię, Świetny rozdział. bdfhgvjndfh @fankinshit :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział *____* Kocham takiego bezczelnego Harry'ego jestem ciekawe do czego posunie się w kolejnych rozdziałach, czekam z niecierpliwością na nexta :)
OdpowiedzUsuńhttp://unmasked-fanfiction.blogspot.com/
O EM DŻI *_*
OdpowiedzUsuńMisia, jesteś genialna! Jezu!
W momencie wyjawienia prawdy o chorobie chłopca miałam łzy w oczach!
Harry jest mega tajemniczy, pociąga mnie to, nie powiem, że nie xd
hahaha, czekam na następny z niecierpliwością. :)
Kocham Cię <3
@suuunshine_
Cudowny <3
OdpowiedzUsuńczekam na następny i życzę duuużo weny xx
@NowSmilee
To jest wspaniałe.
OdpowiedzUsuńNie umiem rozczytać Harrego.
Przechodzi z jednego humoru w drugi.
Czekam na kolejny
@JustinePayne81
ahhhhhhh <3
OdpowiedzUsuńWeszłam na twojego bloga z czystej ciekawości. Zobaczyłam Harry'ego i pomyślałam 'o nie', nie dlatego, że go nie lubię czy coś, ale jakoś nie przepadam za opowiadaniami z jego udziałem. Nie wiem, po prostu taka niechęć. 'Pewnie kolejny fanfiction typu: sława, wylanie kawy przez lokersa na główną bohaterkę, miłość, ślub, dzieci bla bla bla'. Jakie było moje zdziwienie, gdy w bohaterach zobaczyłam Zayna jako Maxa itd itp.
OdpowiedzUsuńWzięłam się za czytanie i jestem w ogromnym szoku. To może drugi fanfic z Harry'm, który mi się spodobał! Świetnie piszesz, nie jest monotonnie, nudnie, cały czas się coś dzieje. Bohaterzy są cudowni, a główna postać - najlepsza, ma świetny charakterek ;)
Harry jako fotograf? Tego jeszcze nie było.
Dodaję do obserwowanych i z niecierpliwością czekam na następny rozdział :D Postaram się komentować tak często jak tylko będę dała rady, ale nie obiecuję komentarza pod każdą notką ;)
Te sms'y pomiędzy Harry'm a Mel są takie słodkie *_____* :D
Poooozdrawiam cieplutko i już nie mogę się doczekać nn ;))
Zapraszam też do mnie ^^
http://i-love-you-vampire.blogspot.com/
Jak do czwartego jak trzeciego jeszcze nie ma?! ;D
OdpowiedzUsuńWybiegam w przyszłość, ha xd
UsuńNiesNiesamowity !! Idę do cz.3 <3
OdpowiedzUsuńHarry mówi, że podoba mu się to, że "nie daje sobą pomiatac", a przed chwilą bez wahania rozebrała się przed nim, gdy tylko o to poprosił, bez słowa sprzeciwu - coś się tutaj gryzie...
OdpowiedzUsuńfajne :)
OdpowiedzUsuń